28 sierpnia 2014

Epilog

- O.. gratuluję. - poklepał mnie po plecach. - My szukamy imienia dla syna.
- Harry junior. Ja będę miał Thomasa Tomlinsona.
- Summi chce Fabiana, a ja chcę Bradleya.
- Fabian. Zdecydowanie Fabian.
-  O. I jest 2:1 dla Summi.
- Haha. Ale ładne imię. Naprawdę.
- Dzięki. - Wyszedł a my zostaliśmy z małym. Trzy miesiące później myślałem ze zwariuje.  Praca dom praca dom. Ciągle myślałem o Mercy Harry mi nie odpuszcza. Nie obchodzi go, czy jesteśmy rodziną czy nie, ale kiedy zaczął wydzierać się na biedną Sophię nie wytrzymałem.
- Weź ty się uspokój. Nerwice masz? To pij melisę. Ciągle chodzisz i się wyżywasz na wszystkich za nic.
- Upominanie mnie nie należy do Twoich obowiązków.
- To mnie zwolnij. - odparłem. - Do twoich na pewno nie należy darcie się.
- Wiesz.. to moja firma i robię w niej co mi się kurwa podoba ! - on serio ma nerwice.
- A ja myślałem, że leczenie pomogło.
- Jak twój 3 miesięczny syn wyląduje w szpitalu to porozmawiamy.
- To i tak cię nie usprawiedliwia. Sophia idź - odesłałem ją. - Co się stało?
- Zaczął się dusić w nocy. - przetarł twarz dłońmi. Posadziłem go na krześle i dałem szklankę wody. Wypił od razu. Oparłem się o stół z rekoma w kieszeniach.
- Wiesz, przykro mi. Nie można przewidzieć kiedy komu co się stanie.
- Nie wypowiadaj się bo nie masz pojęcia jakie to uczucie. Gdyby Twoja żona płakała w Twoją koszulę, że jej synek umrze to byś zrozumiał.
- Harry powiedziałem tylko, że ci współczuję więc nie skacz mi do gardła.
- Harry. - Zayn. - Alex prosił, żeby go do Ciebie przywieźć. Summer jest w szpitalu, z Fabianem wszystko będzie dobrze. Darcy zawiozę do Twojej mamy. - Już chwilę później Alex znalazł się w biurze. Wyszedłem i skończyłem pracę. Zrobiłem wszystko co miałem. Wróciłem do moich dziewczyn, ale dom był pusty. Miła niespodzianka. Otworzyłem piwo i włączyłem mecz. Serio żal mi tego małego. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Nie chciałbym tragedii. W końcu czemu on jest winny? To tylko malutkie dziecko. Jeszcze dwa dni i weekend. Ciekawe gdzie Mercy. Podszedłem do okna z telefonem i zadzwoniłem do niej.
- Halo ?
- Gdzie?
- Co ?
- Gdzie jesteście jak nie ma w was w domu.
- Byłam zapisać Mikaylę do przedszkola, a teraz jesteśmy na zakupach.
- To przyjadę.
- My już wracamy. Właśnie wsiadam do auta.
- To jedź ostrożnie. - mruknąłem. Odłożyłem telefon i zaraz usłyszałem huk. - Marley zabiję cię. - odwróciłem głowę, sprawdzając co tym razem zwalił. I tym razem byłem tak wkurwiony, że on z hukiem wyleciał do ogrodu. Zdjęcie ślubne moje i Mercy. To pies to wielkie bydle teraz. A taki mały był kurwa. Grr. Oprawiłem zdjęcie w nową ramkę i postawiłem wyżej. Przynajmniej Miki ma radochę. Skończyłem robić kolację i akurat przyjechały.
- Tata ! Gdzie mój pies ?! - Miki skrzyżowała ręce na piersi. Ma takie nawyki jak Mercy.
- Biega po ogrodzie. Trening, bo się spasł.
- On ? To powinieneś go poganiać. - otworzyła drzwi i wpuściła go do środka.
- Zabawne. Wypad - znów go tam wywaliłem. - Marley dzisiaj śpi na dworze za karę.
- Tata nie ! - znów go wpuściła i zaciągnęła na górę. Wypuściłem powietrze z ust. Nie cierpię tego psa.
Nie no.. lubię. Poszedłem do kuchni. Przytuliłem swoją żonę i pocałowałem w szyję.
- Co pieszczochu ? - wtuliła się we mnie.
- Stęskniłem się cały dzień - zamknąłem ją w ramionach.
- Ja też kochanie.. Jak w pracy ?
- Męcząco.
- Moje biedactwo.. - musnęła moje usta. Oddałem krótko pocałunek.
- Jak się czujesz? - włożyłem jej do ust kawałek pomidora. Nie moja wina, że ona ma jakąś fazę na ogórki i pomidory teraz.
- Dobrze, ale ten brzuch mi się średnio podoba.
- Co ty chcesz - ukucnąłem i pocałowałem jej brzuch.
- Jestem gruba. - wydęła dolną wargę.
- Jesteś idealna.
- Daj spokój. Będę marudzić jak ty na początku naszego związku.
- Ale ja byłem chory, a ty nie jesteś.
- Wiem kochanie..
- To teraz jemy.
- Idź po Miki.
- MIKAYLA NA DÓŁ.
- NIE ! - Poszedłem po nią, zniosłem i posadziłem na krześle.
- Nie chcę jeść.
- Musisz jeść.
- Mama mi kupiła frytki.
- To siedzisz i czekasz, aż my zjemy.
- Po co ?
- Bo tak jest grzecznie.
- A ja nie chcę z Tobą siedzieć ?
- A ja nie chce z tobą dyskutować. - Kopała w stół, ale przynajmniej się nie odzywała. Przysięgam, że chce mieć syna. Chyba przejdę się do Harry'ego i Summer. Ale nie, bo tam ten mnie rozszarpię. Za dużo Stylesów na razie. Posprzątałem i poszedłem pod prysznic. Było fajnie, tylko w nocy musiałem do pracy zapierdalać bo system padł. A jak już tam dotarłem to do domu wróciłem o 15. Nie żywy padłem na kanapę. Do tego poczułem psi oddech na twarzy.
- Ktoś ci zęby musi umyć stary.
- Marley chodź. - Mikayla ignorując mnie otworzyła sobie balkon i poszła z psem do ogrodu. To dziecko doprowadzi mnie do szału. Ale ja tez ją będę ignorował jak coś będzie chciała. O, a w sobotę pojechaliśmy do Doncaster. Rodzinne spotkanie czy cuś. Mikaylę ignorowałem. Dlaczego na rodzinnych spotkaniach Tomlinsonów są Stylesowie i MALIK ?! Nigdy od nich nie odpocznę. Nigdy. Siedziałem tam jak skazaniec, trzymając na kolanach Doris. Pierwszy raz widziałem dzieciaki Lottie. Ta, no miała bliźniaki. Nie pytałem nawet o imiona bo mnie to nie interesowało. Mercedes z nią rozmawiała, a Harry z Zaynem. Styles ty zdrajco. Kurwa BFF sobie znalazł. Wyszedłem na szluge, bo mnie szlag trafi.
 - Gdzie idziesz ? - mały Alex poszedł za mną.
- Zapalić. - wziąłem go. Posadziłem na huśtawce, pilnując.
- A po co tak ? - spojrzał na papierosa.
- To uzależnienie. Będziesz starszy to zrozumiesz.
- Tata zawsze krzyczy na mamę jak ma dymiącego patyczka.
- I prawidłowo.
- A czemu nie lubisz wujka Zayna ?
- Nie wszystkich się lubi.
- A ja wszystkich lubię.
- To dobrze. - huśtałem go. Skończyłem palić i wróciliśmy. Zayn wyciągnął do niego rękę. Taki chuj. Wziąłem małego i usiadłem przy stole. Chciał ciastko to mu dałem. Sam piłem jakiś sok. Ile jeszcze...
- Alex chodź. - powiedział Harry. Gdzie kurwa ?! Zostaw mi go.
- Musi iść?
- Wracamy do Londynu. Zaraz będzie ciemno.
- Pa mały - pocałowałem go. Zaraz Stylesów nie było. Wziąłem z nich przykład. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy. Wreszcie spokój do tych niechcianych. Z Mikaylą nadal się do siebie nie odzywamy.
Właściwie to nie wiem o co poszło, ale ja dziecku nie ustąpię. Weszliśmy do domu. Wykąpałem ją.
Nadal bez słowa. Potem uśpiłem i sam poszedłem spać. Jutro ostatni dzień wolnego. Chyba już wolałem komisariat. Trochę mniej zarabiałem ale wiedziałem w co ręce włożyć.Westchnąłem.


*** 10 lat później ***

* Oczami Mikayli *

Mikayla 
Nigdy nie sądziłam, że w słoneczny dzień ulice mogą moknąć. Ale tak się stało. Tak stało się w chwili kiedy wujek Harry poinformował mnie i moją siostrę o tym, że rodzice nie żyją.. Usiadłam zszokowana na fotelu, próbując złapać oddech. Chyba w to nie wierzyłam.
- Nie prawda! - krzyknęła Louise. - Kłamiesz! - Łzy w jego oczach sprawiły, że nie mogłam mu nie wierzyć. Spodziewałam sie tego. Od tygodnia leżeli w szpitalu w stanie krytycznym.
- Co teraz? - spytałam.
- Zabieram Was do siebie.. - powiedział cicho. Popatrzyłyśmy na siebie i po prostu się przytuliłyśmy.
Wujek też nas objął. Boję się. Dobra...kłóciłam się z tatą, ale to był mój tata. A mama ? Louise ma dopiero 10 lat. Nie wiem co teraz. Straciliśmy ich oboje.
- Dziewczyny ja wiem, że jest Wam bardzo ciężko.. Mi też nie jest łatwo. To był mój brat. Jesteśmy rodziną. Spakujcie rzeczy. Zawsze możecie na mnie liczyć.
- Będziemy problemem wujku.
- Miki nie dyskutuj, proszę Cie. - Westchnęłam. Spakowałam nas.
Będzie ciężko.. ale tata chciałby żebyśmy dały rade. 
Louise 


Koniec 

Serdecznie dziękuję, za wszystkie wyświetlenia, komentarze i ciepłe słowa, które otrzymałyśmy podczas pisania Prisoners. Jak wiecie było to nasze pierwsze wspólne opowiadanie. Może troszeczkę niedopracowanie, chaotyczne, ale jak wiecie człowiek uczy się na błędach. Nie kończymy naszej współpracy, ba ! To nie koniec Prisoners. ;) 
Piszemy już wspólnie drugą generację, która ( mam nadzieję pozytywnie ) Was zaskoczy. Miło było być Mercedes. Jeszcze raz dziękuję ! Kocham Was ;)  / M. Horanson ( @NiallouJHoran ) 


Fajnie było być Louisem. Miał być taki jaki był. Natura romantyka w ogóle do niego nie pasowała i byłoby to sztuczne. Doczekaliscie się chyba jednej sceny lozkowej. Rekord w moich opowiadaniach ale i Moniki. Dziękujemy za komentarze. Wszystkie. Nawet te negatywne. Właśnie kończymy nasze pierwsze razem napisane opowiadanie. Znaczy miało ono koniec juz w czerwcu o ile pamiętam jak nie wcześniej. Stupid Game i Linia Życia Naszych Serc tez jest skończona. A dla was będzie niespodzianka w postaci Prisoners Druga generacja.  / Skyfallgirl
Ja CHCIAŁAM WAS ZAPROSIĆ NA VANILLIE (TYM RAZEM NIE PISANE Z MONIĄ:*)



26 sierpnia 2014

Rozdział 45

- On nie umie jeszcze sam jeść.. - szepnęła mi Darcy. Jezu. Faktycznie.
- Sorry, za dużo wrażeń - wziąłem go na kolana i nakarmiłem. Kiedy skończył jeść Darcy wzięła go za rączkę i zaprowadziła do salonu. Razem z Miki bawili się klockami i czymś tam jeszcze. Miałem na kolanach żonę. Była taka szczęśliwa.
- Już myślałam, że nam się nie uda.
- Nie wierzysz w moje plemniki?
- Raczej w siebie Lou.. - wtuliła się we mnie.
- Przestań. - pocałowałem ją w czoło. - Będziemy mieć synka. Mówię ci.
- Zobaczymy. - Mercy poszła położyć dziewczyny, a mi dostał się Alex. Podrzuciłem go i pocałowałem w czoło. Poszliśmy grać w piłkę. Mały kompletnie nie miał humory, ani ochoty grać. Więc go nie zmuszałem. Uśpiłem po prostu. Trzymałem go na kolanach kiedy spał. Jest taki cudny. Potem niestety musiałem uśpić dziewczynki, więc Alex powędrował do Mercy. A potem my się położyliśmy. Tuliłem ją do siebie jak pluszowego misia.
- Kocham cię - całowałem jej ramię, a potem zszedłem na brzuch. - Kocham cię, bardzo kocham.
- Ja Ciebie też Lou.. ale daj mi już spać. - zaśmiała sie.
- No śpi, odpoczywaj.
- Dobranoc. - chwilę później usnęła. A ja za nią. Rano miałem wolne. No nie do końca. Trójka dzieci do opieki bo Mercy poszła z Lellie na zakupy, ale nie było najgorzej. Poszliśmy na plac zabaw Dziewczyny się bawiły, a Alex siedział obok mnie na ławce.
- Cieszysz się, że masz brata? - Pokręcił przecząco głową.
- Czemu?
- Bo przez niego nie mogę być z mamą i tatą w domu.
- Ale to tylko chwilowo.
- I co ? - spojrzał na mnie najsmutniejszymi oczami świata.
- I przyjadą do domu będziecie razem.
- Ale mama będzie się nim zajmowała, a ja znowu będę sam.
-Nie będziesz sam maluchu.
- Ja zawsze jestem sam.
- Teraz nie.
- Tata zawsze krzyczy, że nic nie mówię..
- Porozmawiam z tatą. Jesteś po prostu cichy.
- Po prostu nie chcę z nim gadać. Wolę z mamą.
- Wrodziłeś się w Summer. Bo Darcy córusia tatusia.
- Nie wiesz.. gdzie wujek Zayn ? On jest fajny.
- A ja nie?
- Ty też.
- Nie wiem, pewnie się dzieckiem zajmuje.
- Alex synku chodź do taty. - Harry wszedł na plac.
- Nie. - odpowiedział.
- Alex co się dzieje ? - kucnął przed nim.
- Chcę do mamy.
- Synku. Mów do mnie. Powiedz czemu jesteś smutny. - I Alex zrobił najdziwniejszą rzecz na świecie. Zszedł z ławki, stanął dalej i po prostu zaczął krzyczeć. Nic znaczącego, ale tak jakby wyrzucał emocje.
Harry wyglądał jakby młody go opluł.
- Zostaw go - powiedziałem do brata. Darcy i Mikayla podeszły do nas zdziwione. Wziąłem Alexa na ręce, mówiąc że pójdziemy do mamy.
- Darcy chodź. - w życiu nie widziałem Stylesa tak zranionego. Przykro mi było, że Alex tak go traktował ale nie umiałem zrozumieć toku myślenia dziecka. Poklepałem go lekko po plecach. Pojechał z Darcey do domu, przebrać się. Ja wziąłem dzieci i udałem się do szpitala. Alex ciągle siedział cicho. Szkoda mi małego. Dopiero kiedy zobaczył Summer odżył. Przytulał się do niej. Ciągle. Powiedziałem jej o tym co zrobił na placu zabaw.
- Harry wyglądał...okropnie.
- Alex tylko z nim nie chce rozmawiać. - mruknęła tuląc chłopca.
- Dlaczego?
- Bo się na niego wydziera, że nic nie mówi, a Alex jak ma coś do powiedzenia to powie. - Styles wszedł do sali. Płakał widać po nim.
- To mu to uświadom. - mruknąłem. Chłopiec od razu mocniej się przytula.
- Summi daj mi Alexa. - powiedział delikatnie.
- Ja nie ce...
- Alex tatuś nie będzie krzyczał. Pogadaj z tatą. - głaskała go delikatnie. Niechętnie się oderwał i poszedł do Hazzy. Mój brat wziął go na ręce i długo coś mu  tłumaczył. Alex słuchał grzecznie patrząc mu w oczy. Jak młody ma charakterek Sunny to za chuj nie ustąpi.
- Wiesz, że będziesz mieć rodzeństwo? - powiedziałem do Miki.
- Tak.
- Cieszysz się?
- Tak bo teraz kupisz mi pieska.
- Oooczywiście.
- Obiecałeś tato.
- Pamiętam aniołku.
- Przytuliła się. - Zabrałem ją i wróciliśmy do domu., Mercy akurat podała obiad. Cały czas myślałem o Alexie. U mnie byłoby mu lepiej. Ale Lou nie rozpędzaj się...niestety to nie twój syn. Ciekawe czy sąd dałby go mi, czy zostawił Stylesom. Mały kocha Summer i Harry'ego więc raczej nie. Jestem jakiś pomylony. O czym ja myślę. Żeby tak własnemu bratu ? Świństwo. Zadzwonił mi telefon.
- Tak?
- Louis odbierzesz jutro Summi i małego ze szpitala ? Zayn nie może.
- Zayn nie może. Jaka szkoda. Odbiorę.
- Dziękuję. O 9, a potem widzę Cie w pracy.
- Doprawdy...cześć.
- Cześć.
- Chodźcie jeść. - Mercy zawołała nas z kuchni. Poszliśmy tam. Wziąłem malutką na kolana.
Mój brat nawet nie wie, że będę ojcem. Przecież to on jest najważniejszy. Ale w sumie to mu nie powiedziałem. Jebał to pies.
- Skarbie kupujemy psa. Takiego Marleya.
- Co ? - Mercy spojrzała na mnie jak na debila
- No psa. Taki labrador.
- A kto się nim będzie zajmował ?
- She.
- Miki ?  Ma 5 lat.
- Poradzimy sobie.
- Jasne. - podała nam obiad. Ładnie wygląda, ale nie mam pojęcia co to jest.
- Hmm skarbie co ugotowałaś ?
- Lasagne ze szpinakiem.
- Ooo dobre.
- Staram się. - uśmiechnęła się do mnie.
- Wszystko co gotujesz jest świetne - uszczypnąłem ją w tyłek.
- Nie przy dziecku.
- Oczywiście kochanie.
- Gdzie ten Harry. ? - mruknęła wyglądając przez okno
- Po co ci Harry?
- Alexa ma przywieźć.
- A czemu? - cieszyłem się ale chciałem wiedzieć.
- Musi iść do pracy na noc .
- Okay.
- Jest. - prawie pobiegła do drzwi.
- Bo się wywrócisz. - Po chwili mały wszedł do kuchni. Jego policzki były czerwone od mrozu. Śliczny.
- Hej maluchu.
- A wiesz co ? Tata jest super i już wcale nie krzyczy.
- No widzisz.
- A jutro z mamusią będę w domu. - wyszczerzył się. Jest taki uroczy.
- Jeszcze lepiej. - Mercy chciała go nakarmić, ale prawie wyrwałem jej widelec z ręki i wziąłem malucha na kolana. Nie wiem czym go myją, ale zawsze ślicznie pachnie.
Zjadł wszystko grzecznie.  Aniołek a nie dziecko. Zaniosłem go do salonu. Harry ubrał go w puszystą bluzę z uszami. Dzwonek do drzwi. Wziąłem go na ręce i udałem się otworzyć.
- Syneczku misia zostawiłeś. - Harry dał mu go i pocałował małego w czoło. Styles chyba parę rzeczy zrozumiał. 
- Harry mamy dwie okazję do oblania.
- Jak to ? - wszedł do środka, a mały od razu poszedł do niego. Wróć. Westchnąłem. 
- Ty zostałeś a ja zostanę.
- Miliarderem ?
- Ojcem Debilu.


~~~~~~~~*~~~~~~~~
Czytasz = komentujesz
Jest to ostatni rozdział. Czeka Was jeszcze epilog.
Skyfallgirl :)

25 sierpnia 2014

Rozdział 44

- Pan Styles ma spotkanie z małżonką, prosił żeby nie przeszkadzać. To zajmie kilka minut, proszę poczekać.- powiedziała jakaś młoda dziewczyna.
- Luzik. - Usiadłem na fotelu i czekałem. Czekałem.. nadal czekałem. Do poczekalni przyszedł Zayn.. super.
Obstawiam ze się bzykają. 
- Czego tu znowu?
- Po Summer przyjechałem ? - dopiero teraz zauważyłem Alexa za jego nogami.
- Taryfiasz się znalazł.
- Prywatny ochroniarz, do tego zarabiam więcej niż ty tutaj, a no i cały czas mam Alexa przy sobie.
- To dobrze.
- A Twoja siostra da mi syna, którego tak bardzo chciałbyś mieć.. - zaraz go rozszarpię.
- Weź się zamknij. To nie jest moja siostra.
- Alex. - złapał chłopca na ręce kiedy chciał otworzyć drzwi do gabinetu ojca. Zero podejścia.
Wziąłem młodego na ręce. Powiedziałem mu do ucha parę rzeczy i cierpliwie czekał aż matka wyjdzie.
- Tatuś ! - wyciągnął do niego ręce kiedy Stylesowie wyszli z gabinetu. Harry wziął go i pocałował Summi. Tamta dwójka odeszła, a my weszliśmy do środka. Alex siedział mu na kolanach.
- Chciał z tobą gadać.
- Słucham ?
- Co to za facet? - pokazał na mnie.
- Mój brat.
- I to pozwala mu rządzić w moim biurze?
- Nie Twoim. Gdzie byłeś przez ostatni tydzień ?
- Ważne sprawy.
- A ja w dupie mam Twoje ważne sprawy ! Ktoś zaatakował moją rodzinę i wiesz co ?! Nie było nikogo żeby ochronić moją żonę i dzieci bo ty nie dopilnowałeś swoich obowiązków. !
- HARRY..- pokazałem na przerażonego Alexa.
-Cii synku.. - pocałował go w czółko i przytulił. - W każdym razie, jesteś zwolniony. - mały wtulił się w niego. Oburzony wyszedł z gabinetu. Uśmiechnąłem się i też wyszedłem.
- A gdzie idzies ? - mały pobiegł za mną.
- Pracować.
- A mogę s Tobom ?
- Chodź - poszliśmy do gabinetu. Chodził w tych swoich Nike rozglądając się dookoła. Dałem mu Kartkę i rysował. Nie rozumiem po co ciągle go przywożą i odwożą. Masakra jakaś. I niby czemu Harry który chciał zabić Zayna teraz mu ufa? Może dlatego, że Zayn nigdy by nie pozwolił skrzywdzić Summer.
Skończyłem prace.  Pojechałem do moich dziewczyn. Dzisiaj mieliśmy iść do kina. Mała chciała.
A ja też chce odpocząć. Oglądaliśmy jakąś bajkę w 3D. Zamknąłem oczy i zacząłem zasypiać.
- Tata. ! - Miki mną potrząsnęła.
- No już...- Po patrzyłem w ekran i celowo przechyliłem głowę w bok znów udając ze śpię.
- Tato. - weszła mi na kolana.
- Oglądaj. - mruknąłem cicho. JA.KURWA BĘDĘ MIAŁ SYNA
- Przytul. - Pocałowałem ja w głowę i przytuliłem. Chwile później skończyła się ta bajka. Wróciliśmy do domu.
- Summer, zajmiesz się Miki? Mam z żoną sprawę do załatwienia.
- Daj ją Niallowi, ja mam.. - wskazała głową na Alexa. Horan się zgodził. Przerzuciłem młodą przez ramię i wyszliśmy. Otworzyłem drzwi od auta.
- Mogę wiedzieć co ty robisz ? - mruknęła.
- Cicho - wsadziłem ją do range rovera i też wsiadłem. Zaraz pojechaliśmy do naszego domu. Tak na chwilę. Skręciłem w odpowiednią ulicę. Pociągnąłem ręką za sukienkę brunetki.
- Co masz pod spodem?
- Bieliznę ?
- Fajna ?
- Louis !
- Tak? Bo może ją lubisz a może się popsuć.
- Mam okres. - powiedziała cicho.
- Jeszcze lepiej. Masz dni płodne.
- To obrzydliwe, nawet nie ma mowy.
-Ale ja chce syna.
- Spróbujemy jak to się skończy..
- Nie lubię swojego życia.
- Przepraszam.. - mruknęła.
- Nie  twoja wina.
- Chciałabym mieć z Tobą syna kochanie. - pocałowała mnie w policzek.
- O, nie jestem w tym sam - uśmiechnąłem się.
- Spróbujemy kochanie.
- Super, i serio męczy mnie mieszkanie u Stylesów.
- Każdego męczy ale wtedy jest bezpieczniej.
- Wiem skarbie.
- Wracamy ?
- Chwila - zatrzymałem auto i pocałowałem ją. Oddała pocałunek wplątując palce w moje włosy.
Słodka jest. Dalej całowałem jej usta.
- Jedź.. - mruknęła dając mi jeszcze całusa. Ruszyłem i wróciliśmy do domu. Harry właśnie niósł dziewczynki na górę. Spały, więc się nie odzywaliśmy żeby ich nie obudzić. Chwilę później zobaczyłem najsłodszą rzecz świata. Sunny siedziała na najniższym schodku, a Alex stojący jej między nogami trzymał rączki na jej policzkach. Uśmiechnąłem się i zrobiłem im zdjęcie. Nawet kilka. Ale on jest uroczy. Dał jej buziaka i pobiegł do salonu, a ja poszedłem za nim.. Usiedliśmy na dywanie. Wzięliśmy zabawki i bawiliśmy się. Co chwila się głośno śmiał. Pocałowałem go w czoło. Usiadł obok nas Harry, a mały od razu usiadł obok niego. Co on w sobie ma, że dzieciaki tak do niego lecą ? Teraz zrobiłem im zdjęcie. Harry rozmawiał z nim, żeby ten coś mówił. Motywował go do gadania. Mały robił wszystko, żeby dał mu spokój. Przytulał się, kładł, uciekał, ale Harry nie dawał za wygraną i wciągnął małego w rozmowę. Najsłodszą na świecie.
Kurwa, tak zazdroszczę im tego syna. Zawsze chciałem mieć młodego Tomlinsona. Tu chodzi o nazwisko. Ktoś musi je nosić.
- Co robiłeś z mamą Alex ?
- A z mamusią zawse jest fajnie. Bo wujek Zaynie zabrał nas na lody, a potem do wesołego miastecka, a potem grałem z wujkiem Niallim w piłkę no, ale Jamesy wygrał, a jesce byłem u Ciebie w placy i tam były miłe panie. - wszedł mi na kolana. Jak on słodko mówi. Uśmiechnąłem się do niego. On jak się uśmiechał to miał zajebiste dołeczki. No cudo nie dziecko.
- Harry? - popatrzyłem na brata.
- Hmm ? - złapał Jamesa.
- Będziesz chciał mieć teraz trzecie dziecko? Z ciekawości pytam. - dałem małemu ciastko.
- Nie wiem, a co ?
- Tak się zastanawiam czy cię przegonię czy już robisz następne.
- Summer o niczym mnie nie poinformowała. - Wzruszyłem ramionami. To się zdziwi.

~ Taa...znów kilka miesięcy później ~

Stałem na biurku montując żarówkę w gabinecie. Nie, kurwa od czego ja mam pracowników?! Prawie spadłem, gdy usłyszałem dzwonek telefonu, a to oznaczało że dzwoni my wife. Odebrałem.
- Tak? Co się urodziło, bo żarówkę wkręcam
- Summer i Harry'emu syn. - mruknęła. - Ale.. wreszcie jestem w ciąży !
- No i się kurwa spierdoliłem...- uderzyłem tyłkiem o podłogę. Chyba mdleje. AŁAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA !
- Powtórz, bo mam atak serca.
- Jestem w ciąży. - zaśmiała się cicho. - A Stylesowie mają drugiego syna.
- To mnie teraz mało interesuję, to pierwsze ważniejsze. Jezu - przetarłem twarz i wstałem. Wyszedłem z pomieszczenia. - BĘDĘ KURWA OJCEM.
- Gratuluję. - Elena uśmiechnęła się do mnie.
- Dzięki. Własnie, skarbie - powiedziałem do telefonu. - To ty musisz teraz odpoczywać, zaraz będę. Kupić ci coś? Sok, pomarańcze, jabłka, czekoladę?
- Uspokój się, nie ma mnie w domu.  - zaśmiała się.
- No tak! Szpital?
- Louis. Zostań w pracy. Zobaczymy się później.
- Ale ja chcę zobaczyć to Stylesiątko.
- Idź powiedz Harry'emu bo on jeszcze nie wie. Summer jest przemęczona. Śpi.
- Dobra - pobiegłem na górę. - Stary - wpadłem do konferencyjnej. Spotkanie ma.
- Coś się dzieje ? - spojrzał na mnie wzrokiem mordercy.
- Wiesz, nic tylko syn ci się urodził. Scena jak z filmu. Rzucił papiery, które trzymał w ręce i wybiegł.
- Wiecie, spotkanie chyba skończone - pobiegłem za nim.
Wsiadłem do auta i wyjechałem zaraz za nim z parkingu. Przekroczył prędkość, a ja za nim. Dojechaliśmy do szpitala. Dobrze że chociaż kondycję mam lepszą i bieganie po korytarzu jest ok. Zapytałem pielęgniarki gdzie Sumer, bo byśmy ruski rok szukali. Dotarliśmy do odpowiedniej sali. Dziewczyna spała podobnie jak maleństwo w łóżeczku obok. Śliczny był. Ale przyciągnąłem żonę i ją pocałowałem. Harry obudził Summer i już się całują. Jezu. Nie da jej odpocząć.
- Wracamy?
- Musimy jechać do Darcy i Alexa. - powiedziała. - Miki tam jest.
- Okay.
- I się nimi zająć dopóki Summer nie wróci ze szpitala.
- Dobra.
- To chodź. - Pojechaliśmy po dzieci i wzięliśmy ich do siebie. Darcy była inna. Zmieniła się. Troszczyła o Alexa i nie zwracała na siebie uwagi. A mały nadal przecudowny.  Wszystkich kochałem. Posadziłem ich przy stole i zrobiłem obiad. Darcy zjadła, ale mały marudził.
- Co jest Alex?

23 sierpnia 2014

Rozdział 43

- Kiedy oni wracają?
- Nie wiem Lou. Mieli jechać na lody i London Eye. Zaraz powinni być.
- Przeżyje.
- Co ?
- Co co? No przeżyję.
- Znowu się mnie czepiasz ? - mruknęła Summer. Wiem, że żartuje. Godzinę później byli wszyscy i jedliśmy obiad. Znów dostałem Alexa na kolana ! Jest ! Uśmiechnąłem się szeroko karmiąc go jakąś papką.
Spotkałem się z Summer wzrokiem.
- Ej on ma to wszystko zjeść no nie?
- Powinien.
- Okay, to jemy. Am . - Zjadł grzecznie. Takie kochane dziecko, ale Niall mi go zabrał. Zabiję.
- No nie.
- Co ? - zapytał otwierając dzieciakom drzwi na taras.
- Daj - znów małego wziąłem.
- Idziemy grać w piłkę. Puść, że dzieciaka. - zabrał go wywołując u małego śmiech. Na jego buzi pokazały się dołeczki identyczne do tych Harry'ego. Więc do wieczora graliśmy w piłkę na dworze. Dzieciaki miały jeszcze pełno siły, ale my z Niallem nie domagaliśmy.
- Nie, ja nie mogę - opadałem na trawę.
- Alex chodź, mamusia Cie woła. - Zayn. Mały pobiegł do niego i podał mu rączkę. Po chwili zniknęli w domu. Poszedłem po córkę. Wziąłem ją i Darcy za rączki, ale Stylesówna uciekła do Nialla i Jamesa.
No ta. Mąż czeka. Poszliśmy z małą do domu. Harry'ego nie było, Lellie, Summer i Mercy w kuchni. Zayn siedział z Alexem na kolanach.
- To moje. - warknąłem i wziąłem chłopca.
- Wujek! - złapał moją szyję. Nie będzie trzymał na nim rąk, bo mnie cholera trafi. Szuja. Poszliśmy z Alexem budować wieżę z klocków w jego pokoju. Kochany. Podawał mi klocki.
- A ja też mogę  ? - przyszedł do nas James.
- Chodź. - Usiadł obok Alexa i bez słowa wciągnął się w zabawę. Nie jest zły, gdy nie ma adoratorek obok siebie. Fajnie dogaduje się z Alexem. W końcu padli zmęczeni. Poszedłem do gościnnego. Mercy i Miki już leżały gotowe do spania.
- Hejo - zdjąłem koszulkę i spodnie.
- Hej. - Położyłem się obok i obie przytuliłem.
- Tata ?
- Hm?
- A wolisz Alexa ode mnie ?
- Nie.
- To ok.
- Śpij mała.
- Ty też.
- Tak. Tak -po chwili zasnęła. Mercy niedługo później też, a mnie coś niepokoiło. W zasadzie wszystkie wydarzenia na raz. Ubrałem się i pojechałem na komisariat.
- Myślałem, że nie przyjedziesz. Robimy jak zwykle, ja nic nie widzę, ale ty płacisz.
- Ile chcesz?
- Tyle co zwykle. 10K.
- Najpierw sprawdzę. Jeśli nie uzyskam informacji, nie zapłacę. - odpowiedziałem i wszedłem do bazy wpisując hasła. Kamery na skrzyzowaniu przy ulicy Stylesów, nagrały auto z którego strzelali. Rejestracja i wszystko jasne. Wziąłem broń. To też część układu. Zapłaciłem mu za pomoc i wsiadłem do samochodu. Kiedy wróciłem aż mi się morda uśmiechnęła. W salonie siedziała Summer trzymając na kolanach Alexa.
- Czeeeść. Czemu nie spicie ? Późno jest. - wziąłem małego na ręce.
- Ma gorączkę.
- Dałaś mu coś ?
- Tak, czekam aż gorączka zejdzie. - nakleiła małemu jakiś plaster na czoło. - Połóż się Louis, ja z nim posiedzę.
- Zmęczona jesteś. Odpocznij - kołysałem chłopca.
- To dla mnie normalnie. - mały wyciągnął do niej ręce, a moje serce krzyczało.
- Eh Proszę - podałem go.
- U mamusi najlepiej. - westchnęła i usiadła z nim. Dała mu sok. - Gdzie byłeś Lou ?
- Policja. - usiadłem na fotelu.
- Po co ?
- Wiem teraz kto, jakim autem i gdzie siedzą.
- Myślisz, że ja to przeżyję ? - zaśmiała się.
- Ty przeżyłabyś i wojnę.
- Wiadomo.  Dla męża i dzieci wszystko.
- Zazdroszczę syna.
- Co ? - spojrzała na mnie z dziwnym uśmiechem.
- No serio.
- Ty ? Wiecznie pytający " po co wam tyle dzieci ?" ?
- Ja już rok temu chciałem syna.
- To czemu masz córkę ?
- Bo najpierw córkę.
- To zrób sobie syna..
- A CO JA ROBIĘ ? Eh.
- Cicho.. - Alex przeszedł mi na kolana. ZWYCIĘSTWO KURWA. - Wiesz.. ja też bym chciała drugiego syna.. wymownie położyła dłonie na brzuchu przygryzając wargę.
- Ale ja ci go nie zrobię - Zaśmiałem się.
- Ale ja już go mam.. w środku..
- Serio? Ten to ma jazdę.
- Harry nie wie. I lepiej niech narazie się nie dowie.
- Oczywiście. - Alex wiercił się na moich kolanach. Pocałowałem go w czoło. Spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczkami i wyszczerzył się.
- No co słodziaku.
- Tatuś Cie zbije. - nadal się szczerzył.
- Bo?
- Nie wiem. - chyba bredzi przez gorączkę.
- Ahaś - w końcu zasypia. Summer go odniosła i poszliśmy spać. Rano musiałem wstać już o 7.
Od razu pojechałem do pracy. Do południa gapiłem się w ekrany próbując to jakoś ogarnąć.
- Louis, prezes woła Cie do siebie. - sekretarka weszła do mojego gabinetu.
- Idę - poszedłem do brata.
- Zamknij drzwi.
- Okay - zrobiłem jak chciał.
- Moja żona przywiozła nam obiad. I Alexa. - zaśmiał się. Gdzie ten słodziaczek jest ?
- To daj mi go. Daj. - Wyjął obiad  i syna spod biurka. Mały strasznie się śmiał.
- Cześć maluchu - wziąłem go na ręce.
- Cześć wujku. - nadal się  śmiał.
- Co ty tak zadowolony?
- Związałem Ci sznurówki. - parsknął śmiechem.
- No dzięki -odwiązałem je. Rozsiadł mi się na kolanach opierając główkę o mój tors. Przytulilem go mocno.
- Louis jedz.. - mruknął Harry patrząc na nas. - Synku chodź, zjesz.
- Co jemy?
- Spaghetti.
- Yhh.
- Ty masz jakieś dziwne.
-  Super. Bo serio mi to mięso obrzydło. - karmiłem małego.
- I dodatkowo mi żonę wykorzystujesz.
-  Nie kazałem jej!
- Oj nie drzyj się, żartuje przecież.
- A wujek i mama mają tajemnice ! - krzyknął Alex.
- Noo. Mały miał wczoraj gorączkę - włożyłem mu widelec.
- Wiem o tym. Summer wstawała w nocy, poczułem.
- Nom.
- Ale - już chciał coś powiedzieć, ale zatkałem go kolejną porcją jedzenia. I karmilem szybko. Tylko przełknął i zaraz jadł. Też zjadłem.
- Więcej mi syna karmił nie będziesz... - Harry patrzył na mnie jak na debila.
- To była sytuacja wyjątkowa.
- Hazz. - Zayn wszedł do gabinetu. - Przyjechałem po Alexa. - Odruchowo przytuliłem mocniej małego, ale się wyrywał. Oddałem mu go niechętnie. Mały wskoczył mu na ręce i się przytulił.
- Przywiozłem Lottie. -  powiedział do Harry'ego i wyszedł zabierając Alexa.
- Ta tu po co ?
- Nie jest dłużej bezpieczna.
- No tak. Przez niego.
- Tak samo jak Summer przeze mnie Louis. - mruknął.
- Wy to co innego. Ty nie jesteś szuja.
- On też nie.
- On tak. I dobrze to wiesz Styles.
- Rozmawiałem długo z Lottie i dla mnie ważniejsze jest jej zdanie niż to co ja o tym myślę.
- Nie skomentuje.
- Ja też. - Poszedłem pracować omijając blondynkę w przejściu. Tak Louis ogarniamy kamerki.
W końcu wymyśliłem jakiś sposób. Potem poszedłem na dół. Chodziłem po holu obok ochroniarzy. Też miałem słuchawkę.
- Jak tam szefie  ? - jakiś przygłup szerszy niż wyższy podszedł do mnie.
- Dobrze. Patrzysz na parking ?
- Tak.
- To dobrze.
- Tak szef. - odszedł. Jebnięty.
- Ludzie są dziwni..
- Szefie. - sekretarka - Ma pan teraz rozmowę z pracownikiem.
- Że z jakim niby?
- Z tym, który po tygodniu przyszedł do pracy bez wyjaśnień.
- Dawaj go. Ja sobie porozmawiam.
- Pan Styles już przesłał jego wypowiedzenie. Czeka w gabinecie.
- Świetnie. - tam się udałem. Koleś już czekał.
- Się pożegnamy.
- A kim Pan jest ?
- Pana szefem.
- Ja Pana w życiu na oczy nie widziałem.
- To niech się pan napatrzy
- To był mój gabinet !
- Ojej !
- Idę do Stylesa. To tak być nie może. - to będzie dobre.
- Zapraszam - otworzyłem drzwi przepuszczajac go. Poszliśmy do Hazzy. W ręku miałem jego wymówienie.


czytasz - komentuj 

21 sierpnia 2014

Rozdział 42

- Masz najlepszych ludzi od ochrony.
- Kurwa Louis. Gangi, a ochrona to różnica wiesz ? A ty - zwrócił się do Mercy - Nie miej wątów o to, ze Sunny próbuje Cie chronić.
- Cisza. Idź do młodej - Powiedziałem do dziewczyny i spojrzałem na brata. - 1. Wiem ale co ci poradzę? My gangiem nie jesteśmy. 2. Jak ją chroni?
- 1) My w czwórkę tak, ty sie wypisales. 2) Odsuwa ją od siebie.
- Masz cokolwiek ważnego? Wiesz coś o nich ?
- Jest ich 8, są dosyć słabi ale upierdliwi. Polują głównie na Lell bo Niall zabił dwóch z nich. Sophia jest za granicą. Planowałem odesłać Summer, ale wymyśliłem, że na jakiś czas zamieszka z Zaynem i Lottie. - Powstrzymałem się od komentarza ze teraz będzie miał dwie w łóżku. Nie piję alkoholu, ale teraz. ..No się Kurwa nie powstrzymam. 
- Świetnie. Zajebiście po prostu.
- Ale, że Zayn z Lottie nie mieszka to Summer została w domu. Jutro wykończę 2 z nich. Niall 2. Zostanie czwórka.
- Pomóc ?
- Chcesz do gangu wrócić ?
- Wyglądam? Nie bawi mnie to ale to akurat ważna sprawa.
- Nie chcę wciągać w to Mercedes.
- Nic jej nie będzie.
- Zabije ich wszystkich gołymi rękami.
- Pomogę. Weź zwołaj chłopaków dzisiaj. Przywiozę lepszą broń.
- Wszyscy są u mnie w domu.
- To przyjadę zaraz.
- Summer chciała obronić Mercy. Zrozum ją. - wyszedł.
- Mała muszę jechać.
- Co się dzieje ?
- Nic. I nie gniewaj się na Summer.
- Uważaj na siebie
- Okay. Wytłumacz temu dziecku.
- Naszemu dziecku Louis
- No to wytłumacz.
- Spróbuję.
- Będę wdzięczny. Następnego chcę syna - wyszedłem. Martwi mnie ta sytuacja. W co oni sie wkopali, że tak na nich polują ? Jak odszedłem z gangu to się teraz sypie. Ciekawe kto rządzi. Podjechałem pod ich dom. Zayn stał na podjeździe i palił szluge. Ominąłem go i wszedłem do środka. W salonie zastałem tylko Summer.
- Cześć Sunny.
- Cześć Louis
-Gdzie twój mąż a mój brat.
- W ogrodzie, tłuką jakiegoś typa. -Dołączyłem do nich. - Typ już raczej nie żył, ale Hazz wpadł w furię.
- Co jest ? - spytałem Niall'a.
- Próbował wywlec z domu Summer, to go ze schodów zrzuciła, a potem Harry go dorwał.
- Cudownie.
- To wszystko to moja wina. - mruknął blondyn.
- Niby czemu ?
- Taki ze mnie dowódca jak z Ciebie baletnica.
- Dzięki Niall. Może jeden błąd popełniłeś.
- Gdybym popełnił jeden to nie ścigałyby nas dwa gangi.
- Okay mój błąd.
- Harry zostaw już. - Złapałem za jego barki i go odciągnąłem.
- Zostaw ! Jeszcze oddycha ! - wyrywał się.
- Spokój. Nie żyje już. - Jego ręce były całe we krwi, a oczy pełne furii. Poszedł w stronę domu. Na szczycie schodów siedziała jego żona. Zajęła się nim, a my ciałem. Malik je gdzieś wywiózł. Kiedy wróciłem do salonu zobaczyłem tą Summer za którą tęskniłem. Ubrana w legginsy i koszulkę Harry'ego, przytulona do niego i gotowa za niego zginąć. Najlepsza wersja. 
- W porządku? - spytałem cicho. Trzymała jego poranione dłonie w swoich. 
- Tak.. - Przyniosłem apteczkę. Zajęła się nim. Wyszedłem. Wsiadalem do auta gdy padły trzy strzały w moją stronę. Zdążyłem ukucnąć. Nosz Kurwa moje auto. Nigdy nie sądziłem, ze uciesze się na widok Zayna, ale moje serce ruchało płuco kiedy podjechał pod dom. Wyprostowany rozglądałem się zaskoczony.
Mulat pociągnął mnie za ramie i zawlókł do domu. Bez słowa zabrał gdzieś Summer.
- To tak wygląda od dwóch tygodni.
- Zajebiście.
- Wujcio. - Darcy zeszła do schodach.
- Cześć. - Wyciągnęła do mnie rączki. Ma podrapany policzek.
- Co Ci ?
- Przytul wujku. - Wziąłem ją i tuliłem. Już mnie namierzyli. Kurwa. Zadzwoniłem do Mercy
- Halo ?
- Zamknij dom. I z niego nie wychodź. Tak na wszelki wypadek.
- Liam tu jest, kazał mi spakować nasze rzeczy i wziąć Miki.
- Fajnie,  że wiem. gdzie was zabiera? Albo nie mów! Nie. Czekaj. - odsunąłem telefon. - Styles ty masz podsłuchy tu.
- Nie mam. Sprawdzone.
- Widocznie nie dobrze. Za dużo wiedzą. - Niall chodził po pokoju sprawdzając. Musiało to być w salonie bo tu się rozmawiało.
- Tu nie ma podsłuchu. - powiedziała stanowczo Summer. Do tego domu nie wchodzi nikt oprócz nas.
- Harry był w firmie a ty na zakupach dzisiaj. I nie tylko dzisiaj dom stał pusty. - przejechałem ręką pod kanapą i oderwałem czarny guzik. 
- Masz rację nie ma. Mój błąd. - udawałem. Nie mogli się zorientować. Niall i Lellie, Zayn i Liam tu mieszkają.
- Będę szedł. Co z tym robisz? -obróciłem pluskwę. Do domu weszła Mercedes, a potem Miki. Za nimi Liam. Summer wzięła pluskwę.
- Pokaże Ci sztuczkę Lou. - poszła do kuchni.
- Czekam. - Wrzuciła to do mikrofalówki.
- W ten sposób spalą się wszystkie pluskwy w domu i okolicy.
- Cudownie.
- Ta. Też mi się podoba. - podeszła do okna i je otworzyła. Wyszedłem i pojechałem na komisariat.
Trochę się zdziwili.
- Potrzebuję wejścia do bazy
- Louis to niemożliwe.
- Nie denerwuj mnie nawet, bo dzisiaj kogoś rozszarpię.
- Przyjedź wieczorem.
- Dobra - wyszedłem. Wróciłem do Stylesów. Na podjeździe Harry dawał Zaynowi gruby plik pieniędzy.
Nie pytałem po co , bo mnie to nie interesowało. Jednak zainteresowało mnie dlaczego w domu jest tylko Summer. Nie ma Mercy, dzieci. Nikogo. A jednak. Summer i Alex.
- Dobra co jest? - spytałem.
- A co ma być Louis ?
- Gdzie reszta?
- Pojechali gdzieś z dziećmi. Liam i Niall ich pilnują.
- Super - opadłem na kanapę i zamknąłem oczy. Pięc minut spokoju, bo od rana nic nie robię tylko chodzę i załatwiam. Usłyszałem cichy stukot w kącie pokoju. Otworzyłem od razu oczy. Mały Alex siedział na dywanie i bawił się klockami. Boże.. on i Darcy to przeciwieństwa. On jest taki cihutki, nie zwraca na siebie uwagi.. ale wszędzie chodzi za Summer. Ale i tak go uwielbiam. Usiadłem obok chłopca. Bawiliśmy się klockami.
- Wujku ? - i tak słodko mówi.
- Tak?
- Mogę sie do Ciebie przytulić ? Nie wiem gdzie jest tatuś..
- Jasne, chodź skarbie. - Przytulił się do mnie mocno. To boli. Patrzę jak on rośnie, a sam tak bardzo pragnę mieć syna. Chyba nie jestem stworzony do robienia dzieci.
- Co maluchu wujka prześladujesz  ? - Summi weszła do salonu i dała nam ciastka.
- Maluch jest świetny - pocałowałem go w czoło.
- Grzeczniejszy od Darcy hmm? Bo na niego Harry ma bardzo mały wpływ..
- Czemu?
- Bo pracuje i ma dla niego mało czasu. Alex woli siedzieć ze mną. Bawi się sam, czasami tylko przyjdzie się przytulić.
- Wiesz, że to nie tak źle? - popatrzyłem na nią.
- Wiem. To nawet dobrze. W przyszłym miesiącu Darcy może pójdzie do przedszkola..
Alex <3
- To może poczekaj jeszcze rok i poślij ją do szkoły?
- Louis.. Taka Darc w szkole ? Ona musi nauczyć się przebywać z dziećmi.
- No wiem, ale za rok będzie mieć 6 lat.
- Pójdzie z rówieśnikami do pierwszej klasy. Rozmawialiśmy o tym z Harrym i z Niallem. Chcemy, żeby poszli z Jamesem razem.
- Super. - Mały tak grzecznie siedział mi na rękach. Przytulił się i nie przeszkadzał nam w rozmowie jak Darcy. Pocałowałem go w czoło. Słodki jest.
- Zrobić Wam coś do picia ?
- Mi nie.
- Socek mamusiu. - poszła do kuchni i po chwili przyniosła mu napój.
- Dzięki.
- Usiądź Louis. On uśnie Ci na rękach, albo idź go odłóż do spania. Usiadłem, zaśpiewałem i zasnął.
Niewyobrażalnie chcę mieć syna.
- On jest cudowny - mruknąłem i odłożyłem go do łóżeczka. Zszedłem na dół gdzie trafiłem na Harry'ego.
- Cześć.
- Cześć.. Coś nie tak ?
- Fajnego masz syna. Zajebisty jest.
- Dzięki. - uśmiechnął się szeroko.
- Tylko go nie zepsuj -pogroziłem mu na żarty i poszliśmy do kuchni. Summer robiła obiad.
-Co gotujesz?
- Kurczaka.
- buu.
- Wiem, zamówiłam Ci już sushi.
- Jak ją cie kocham - pocałowałem ją w policzek. Uśmiechnęła się. Harry stanął za nią i położył dłonie na jej biodrach.

czytasz = komentuj 
.

19 sierpnia 2014

Rozdział 41

- Nie możesz jej nic zabrać Mikayla! -Jezu pięciolatki mają problemy.
- A czemu ?
- Bo to niegrzeczne a ty nie jesteś niegrzeczna. Darcy to twoja kuzynka.
- Powiedz jej, żeby oddała mi Jamesa.
- Nie. Tłumacze Ci coś.
- No to oddaj komuś mamę, bo będzie lepsa. - mruknęła i się obraziła. Dojechałem do domu. Dałem młodą Mercedes. Mam jej dość.
- Tłumacz jej bo mnie coś trafi. - Powiedziałem i wyszedłem zapalić. Następnego dnia pojechałem do firmy.
Harry czekał na mnie w gabinecie.
- Cześć brat
- Chyba dzień dobry szefie. - Wywróciłem oczami. Gnojek.
- Przykro mi Louis, ale marynarkę i czarne spodnie nosić musisz. Możesz pod tym t-shirt.
- Ty się nie martw. Akurat to jest najlepszy ubiór na świecie, więc nie ma problemu. łap - rzuciłem mu kluczyki od jachtu. - Dzięki.
- Spoko. Twój gabinet znajduje się piętro niżej, masz pod sobą 150 ludzi. Nad Tobą jestem tylko ja. Musisz podzielić wszystko tak, żeby ochrona była w firmie, przy Summer i dzieciach i przy mnie.
- Dobra - Czuje się jak BOR kurwa. Albo Scotland Yard. Harry jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Londynie. Poszedłem do siebie. STO RAZY LEPSZE NIŻ KOMISARIAT.
- Dzień dobry. Jestem Pana sekretarką. Mam na imię Elena.
- Jestem Louis.
- Miło mi. Pan jest bratem szefa ?
- Tak, ale nie pan. Czy ja wyglądam jak Styles ? No nie, więc wyluzuj. - uśmiechnąłem się rozbawiony.
- Jestem przyjaciółką Gemmy.
- Prawie, że rodzina.
- Taak.. O 11 masz spotkanie z podwładnymi. Podać Ci kawę lub herbatę ?
- Nie. dzięki. Mam ręce.
- Od tego tu jestem.
- Odbierasz telefon czy coś?
- Tutaj. ? Mało kiedy ktoś dzwoni. - zaśmiała się.
- No to nie wiem co możesz robić.
- Papiery. - uśmiechnęła się i wyszła. Jezu.. ile w tym budynku jest kamer ?! Wzrok mi się plątał. Nie wiedziałem na co mam patrzeć. Cholera.. Gdzie mój komisariat. Ja sobie poradzę. Muszę. Tutaj więcej zarobię. Poszedłem na to spotkanie. Nie bardzo wiedziałem co mam powiedzieć, zrobić.
-Tak no wiec...Jestem Louis.
- Dzień dobry szefie. - odpowiedzieli prawie równo. Na drugim  końcu stołu siedział Harry trzymający na kolanach Darcy. Uśmiechnąłem się do małej kiedy mi pomachała. Słodka. Dobra ale czy to nie dziwne, że członek największego gangu potrzebuje ochrony? What?
- Rozdziel zadania.. - szepnęła mi do ucha sekretarka stojąca za moimi plecami.
- Aha. No tak. Dzięki - odpowiedziałem równie cicho. Zacząłem wydawać polecenia. Uff. Udało się.
Najgorzej było mi nasłać kogoś na Summer, ale musiałem. Skończyłem i odesłałem ich. Darcey podbiegła do mnie kiedy zostałem sam z nią i Harrym.
- Cześć mała.
- Cześć wujcio.
- Harry czy to normalne aby dzieci biły się o dziecko? To chore. - zwróciłem się do chłopaka.
- James jest z Darcy, Mikayla nie umie tego uszanować.
- Może dlatego że ma 4 lata? - uniosłem brew. No ręce mi opadają. -Zwykła zabawa. Tłumacze jej to ale nie.
- Czego wymagasz, że powiem mojej córce " oddaj jej Jamesa " ? Zapomnij.
- Ja? Błagam cię. Nawet o tym nie myślałem
- To czego ode mnie wymagasz ?
- Niczego.  Chcę tylko powiedzieć żebyś zrozumiał małą. Dziecku nie wytłumaczysz.
- A co ja mam do rozumienia ? Nie moje dziecko, nie mój problem. - co on taki chamski ?
- Ale to dziecko , kłóci się z twoim.
- Moja Darcy ją wtedy ignoruje i odchodzi. -  Zacząłem się śmiać i wyszedłem najpierw całując małą w policzek. Mają problemy. Jego Darcy JEST z Jamesem. Kurwa to za dwa lata ślub ? Nie zdziwiłbym się. Kupi jej jedyną na świecie sukieneczkę ślubną dla dziecka. Cyrk. Skończyłem prace i auto kupiłem.
Wreszcie. Ale tego chyba nie rozwalę. W końcu to range rover. No a Mercy mercedesa kupiłem.
Zabawny jestem. Heeeeh. Wróciłem do domu. Jakiś tam koleś przywiózł drugie auto. Wszedłem do środka. - Jestem .
- Co ty samochód kupiłeś ?
- Nom. Łap - rzuciłem jej kluczyki.- jeden twój.
- Co ?
- No co?
- Dziękuję kochanie. - zawisła na mojej szyi.
- Ależ Proszę - cmoknąłem ją w usta. - Lubisz biały tak?
- Tak.
- To dobrze. Ale auto jest czarne.
- O. - Zaśmiałem się i poszedłem do dziecka.
- Cześć tato.
- Cześć słońce.
- Co u Ciebie ?
- Popatrz tato. - pokazała mi rysunek.
- Jaki ładny. Powieszę w gabinecie.
- To nie dla Ciebie.
- Okay. Dla kogo ?
- Dla Jamesa
- Miki - prawie że warknąłem.
- Co ?
- Tłumaczyłem ci coś? Świetnie.
- Tata to dla Jamesa.
- Zajebiście. - poszedłem do kuchni. Rzygam już tym. Wolałbym żeby uwielbiała Justina Bieber'a.
Wziąłem pilota od wieży i zaraz zaczęła lecieć muzyka.
- Tato wyłącz te jęki. 
- Powiedziało dziecko w wieku czterech lat. -Ja chcę syna.
- A ty jesteś stary. - Podgłośiłem i poszedłem sobie obiad odgrzać.  - Bejbeee
- Co Ty odwalasz ? - Mercy chyba nie lubi tej piosenki.
- Śpiewam sobie.
- Zmień płyte. Nienawidzę go.
- To zmień. Mi to obojętne - wziąłem talerze.
- Kochanie możesz mi coś wyjaśnić ? - zdenerwowana jest.
- Co mam ci wyjaśniać?
- Dzwonili dzisiaj z komisariatu i poinformowali mnie, ze odesłali Twoje rzeczy.
- Aaa bo ja ci nie mówiłem. Prace zmieniłem.
- Wiesz zazwyczaj małżonkowie się o takim czymś informują.
- A ja wiedziałem czy mnie Styles przyjmie ?  On ma humory.
- Pracujesz u Stylesa ?
- Tak, nie musisz krzyczeć. Słyszę.
- Louis..- jęknęła- Pokłóciłam się z Summer.
- Nie no ja nie wytrzymam. Jak nie dziecko to ty. O  co?
- Pojechałyśmy na zakupy i był z nami Zayn no i Summer kupiła brylantowe kolczyki za kupe kasy i zapytałam się czy nie szkoda jej na takie pierdoły. A ona mi na to, że jej mąż potrafi jej to zapewnić, a wtedy Zayn żeby się jej podlizać powiedział, że gdybyście się z Harrym na miejsca zamienili to wtedy bym zrozumiała. No i poszedł talerz. Się rozsypał po ścianie. Zajebe Zayna, potem Summer. Albo powiem Harry'emu, ze Summer była z Zaynem. Coś wymyśle bo to była przesada. 
- Brakuje ci czegoś? - spojrzałem na brunetkę  opierając dłonie o blat.
- Nie !
- Na pewno? Bo może ja za mało wydaje.
- Louis nie zależy mi na pieniądzach. po prostu wkurza mnie Summer.
- Jak mnie wkurzała to miałem jej stopy całować za przeproszeniem. Kiedyś była nieśmiała, dziewczyna która potrzebowała tylko miłości. Dzisiaj uważa się za królewne.
- To wina Harry'ego. Darcy jest taka sama.
- No i myślisz ze mu tego nie mówiłem? Odpowiedz jest taka sama " Mam to daje. ".
- Moim zdaniem coś się dzieje bo Lell jest taka sama.
- Masz kartę. Chcesz wydawaj.  Tylko nie wiem czy chce mieć taką żonę. Nie żeniłem się z Summer.
- Louis czy ty mnie słuchasz,?
- One to robią celowo. Summer jest niespokojna, a Lell i Niall nie spuszczają oczu z Jamesa. Darcy ciągle jest u Harry'ego w biurze.
- Jaśniej.
- Może problem jest głębiej.. może coś się stało, albo ma stać.
- I dlatego chodzą po sklepach?
- Jakbyś zapytał to Ci ubędzie ?
- No bo ja tego nie kumam. Jeśli cos ma się stać to nie łazi się po centrach wydając fortunę. W ogóle to maja ochronę. Wszyscy po kolei.
- A od kiedy Zayn pilnuje Summer ?
- Nie wiem Kurwa. Raz Styles go zabija a teraz najlepsi kumple. Jeszcze ta bajeczka ze ślubem.
- To nie bajka. - mruknęła. Jak dla mnie coś tu śmierdzi.
- Trzymaj się od tego z daleka. - powiedział Harry wchodząc do kuchni.
- Ja wiem że nie bajka ale debilizm mojej siostry i nie. - odwróciłem się do niego. - Puka się to po pierwsze.
- Nie przyszedłem tu wymieniać uprzejmości Louis.
- To słucham po co? Kolejny kit? Louis ma nic nie wiedzieć bla bla bla.
- Polują na Summer i Lellie.
- Kto ?
- Dwa gangi.

17 sierpnia 2014

Rozdział 40

- Co. On. Tu. Kurwa robi? - zwróciłem się brata.
- Nie wiem Louis, ja się tym zajmę. Zabierz Summer. - mruknął i odszedł w ich stronę. Otworzyłem drzwi od mercedesa. Obie panie wsiadły. Summer z przodu, ja z Mercy z tyłu. Hazz miał prowadzić. Poprawiłem włosy dziewczynie czekając. Minęły może 2 minuty, a rozwścieczony Hazz wsiadł do auta. Szepnął coś Summer, a ona kiwnęła głową.
- Czemu jesteś wściekły? - spytałem.
- Ja ? Nie nic. - ruszył. Pogadam z nim Sam na sam jak się zatrzymamy. Zayn nie jest mile widziany i o tym wie. Summer gładziła jego dłoń spoczywającą  na jej kolanie. Uspokaja go i pewnie to kazał jej zrobić. Dojechaliśmy na miejsce. Summer zajęła się Mercy. - Co mu powiedziałeś ?
- Louis nie dzisiaj.
- Pojechał z nią.
- Lottie jest tutaj.
- No i dobra. Dzięki.
- Zobaczymy czy jutro będziesz taki szczęśliwy. - odszedł do swojej żony i zaprosił ją do tańca.
Co jest kurwa? Mój humor dzisiaj nie wróci. Wziąłem Mercy do tańca. Kilka par już tańczyło.
Mam nadzieje, ze jej nie podepcze sukni. Jakoś dałem rade. Zatańczyliśmy parę razy i usiedliśmy przy okrągłych stołach. Gadała z Gemmą a ja bawiłem się jej włosami, pijąc sok. Mama Hazzy gadała z Summer. A mnie nadal dreczylo co sie stało miedzy Harrym, a Zaynem. Patrzyłem na brata zastanawiając się. Rozmawia z Lottie, a po wyrazie jego twarzy stwierdzam, że strzela jej kazanie i to.. zajebiste. Uśmiechnąłem się i wstałem. Wziąłem córkę ma ręce. 
- Ale ty ślicznie wyglądasz maluchu.
- Ty też tatusiu. - przytuliła się do mnie.
- Co robimy?
- Louiii ! Zostaw ją w spokoju niech się z dziećmi bawi, a ty jeszcze ze mną nie tańczyłeś. - wesolutka Summer podeszła do mnie.
- No chodź - zatańczyliśmy. Zawsze poprawia mi humor, ale teraz ukrywa coś przede mną i to mnie zajebiście wkurwia.
- Powiedz mi.
- OOoooo Odbijany ! -  uciekła do Nialla a ja dostałem Lellie.
- Hej.
- Hej Lou, świetnie wyglądasz.
- Dzięki, ty też.
- Cieszę się Waszym szczęściem.
- Dzięki. - Skończyła się piosenka, a Lell poleciała szukać Jamesa. Wyszedłem na dwór. Oparłem się o samochód paląc papierosa. Czemu nikt nie chce mi powiedzieć o co chodzi ? Czuję się jak debil. Nic nie wiem. Zobaczyłem przy wejściu do budynku Summer rozmawiającą przez telefon. Teraz mi słońce nie uciekniesz.
Podszedłem do niej i objąłem jedną ręka. Skończyła rozmawiać.
- Mów i mnie nie denerwuj.
- Dzwoniła moja koleżanka ze studiów, chciała się na piwo umówić !
- A mnie to nie obchodzi co chciała. Summer kręcisz razem z Harrym, więc mów. - poszliśmy do altanki.
- Ja Ci nic nie powiem.
- Proszę. To chodzi o Zayna, czyli też o moją siostrę. Nie psuj mi tego dnia i powiedz. Inaczej spierdolę wszystko bo będę myślał nad tym co mnie jutro czeka.
- Jak Ci powiem to stąd pójdziesz i go zabijesz.
- Zrobił jej dziecko.
- Gorzej. - uśmiechnęła się. Powiem Ci jutro.
- Nie, dzisiaj.
- Ale obiecaj, że zostaniesz do końca wesela i nie spierdolisz Mercedes tego
- SUMMER. - Harry wparował do środka.
- Czekaj. Obiecuję. Ale proszę. - przytrzymałem ją.
- Powiesz mu i nie masz po co wracać do domu. - warknął Styles.
- Harry - spojrzałem na niego. - CO to kurwa za tajemnica?! Jako jej brat też mam prawo wiedzieć wiesz? Co może być gorszego od noszenia bachora Malika?!
- Mam Ci spierdolić wesele ? Okej. - zabrał Summer torebkę i podał mi jakąś kartkę. Otworzyłem ją i chyba przestałem oddychać. Zaproszenie na ślub.
- No i? - popatrzyłem na nich oboje. Podarłem zaproszenie opuszczając je na podłogę. - To jest tak wielka afera? - roześmiałem się.
- Lottie jest w 3 miesiącu ciąży i wyjeżdżają z Zaynem za granicę. A na ślub zamierzałem iść dzięki.
- Aha. No cóż inteligencją nie grzeszy. Tylko czemu to akurat moja siostra ma być dziwką. -Westchnąłem dramatycznie i wróciłem do żony.
- Coś się stało kochanie ? - przytuliła się do mnie.
- E tam. Jakieś pierdoły. - pocałowałem ją we włosy. Jej życie jej sprawa. Harry wrócił obejmując Summer w talii. Pokłócili się. Chwilę na nich patrzyłem i wróciłem wzrokiem do Mercedes. - Co jemy?
- To. - wskazała jakąś sałatkę. Wziąłem widelec i jadłem z nią. Trzymałem ją za rękę i bawiłem się obrączką na jej palcu.Czas płynął swoim tempem. Nie myślałem o głupotach.
- Tata ! - zapłakana Miki podbiegła do mnie.
- Co się dzieje misiu .- wziąłem ją.
- Bo James powiedział, że weźmie ślub z Darcy, a .. a nie ze mną.. - szlochała w moją marynarkę.
- Wiesz skarbie masz jeszcze czas do ślubu. A Tatuś zawsze cie będzie kochał.
- Ale James przytula i całuje Darcy bo ona jest ode mnie ładniejsza. - zaśmiałem się. Chciałbym mieć takie problemy.
- Jesteś najpiękniejszą czterolatką na tej sali.
- Bo tylko ja mam tu ctery lata ?
- Dobra. Ale Darcy ma pięć.
- I dlatego James ją kocha, a mnie nie ?
- Nie. Za uczucia się nie odpowiada ale na Boga to są dzieci.
- Znajdź mi chłopaka.
-Może jak będziesz starsza.
- Tatku..- Dałem jej tort do buzi, a potem zabrała ją moja mama.
- Idziemy. - pociągnąłem Mercedes do auta.
- Gdzie ?
- Wsiadaj - otworzyłem drzwi. - Raz, raz.
A jak miałabyś kiedyś czas to zrobiłabyś mi podobny do tego, który teraz jest ?
- Louis co ty.. - wsiadła do samochodu.
- Gdzie jedziesz ?
- Na lotnisko. - ściągnąłem marynarkę zostając tylko w szarej koszulce.
- A dziecko ?!
- Mama.
- Po co na lotnisko ?
- Po samolot.
- Ale gdzie  ?
- Wenecja.
- Romantycznie..
- No ba.
- W Twoim stylu. - pocałowała mnie w policzek.
- Weź bo się zarumienie.
- Lubię jak się rumienisz. - uśmiechnęła się.
- Chodź. - Zaparkowałem. Przerzuciłem ja delikatnie przez ramię. Zaśmiała się tylko.
Poszliśmy do samolotu. Prywatnego. Auta nie mam ale samolot kupiłem. Only ja.
Dobra. Pożyczyłem. Długo nie lecieliśmy. W Wenecji mieliśmy jacht. Tak pożyczone. Tak Harry'ego. No.. niech się gnojek do czegoś przyda. Wniosłem ją tam. Tu jest cieplej i śnieg nie pada. Opalić się raczej nie opalimy, ale odpocząc można.
- Dobra. Jesteśmy.
- Jak tu pięknie..
- Ale ty i tak Sto razy piękniejsza.
- Ty.. - pocałowała mnie długo. Oddałem pocałunek obejmując ją w talii. Już po ślubie ? To dobrze. Powoli rozpiąłem jej sukienkę.  Wyszła z niej. Wziąłem ją na ręce i poszliśmy do środka.
Zamknąłem drzwi od sypialni, a Mercy siedziała na łóżku.
- Dobra to tak...- podszedłem do niej. -Masz mówić jak coś nie tak.
- Zamknij się. - pociągnęła mnie za koszulkę i pocałowała. Westchnąłem i oddałem pocałunek. W tej bieliźnie...Nie no nikt nie ma lepszej żony od mojej. Położyłem ją i nachyliłem nad nią ciągle ją całując. No Louis teraz rób tak żeby dobrze było. Wsunęła dłonie pod moją koszulkę.
Po chwili materiał wylądował na podłodze. Ściągnąłem jej bieliznę. A ona pozbyła się moich spodni. Pocałowałem ją w usta. Zsunęła ze mnie bokserki. Tak dawno tego nie robiłem..
Założyłem zabezpieczenie i powoli w nią wszedłem. Całując ją powoli w nią wszedłem.
Poruszałem się wolno i ostrożnie. Ciągle się całowaliśmy.
- Lou szybciej.. - jęknęła wplątując palce w moje włosy. Odgarnąłem grzywkę z jej oczu i przyspieszyłem. Nasze przyspieszone oddechy krzyżowały się Oboje doszliśmy równo.
Położyłem się obok niej czując sie lepiej niż kiedykolwiek. Przyciągnąłem dziewczynę i pocałowałem w czoło. Fajnie było..
- Śpij mała.
- Kocham Cie skarbie..
- Ja ciebie tez Kocham. - musnąłem jej usta i zasnęliśmy. Kiedy po dwóch tygodniach wróciliśmy do domu, byliśmy wypoczęci. Stęskniłem się za Miki. Odebrałem ją od Stylesow
- Musiałam trzymać ją kilometr od Darcy bo by jej oczy o Jamesa wydrapała. - mruknęła mi Summer.
- No co  ci poradzę ? Ma prawo.
- No nie do końca. - dała mi torbę Miki - Aha, Hazz kazał przekazać, że jutro o 9 masz być w jego gabinecie.
- Okay.
- Wujek. - Darcy zeszła na dół.
- Cześć mała.
- Co tam ? - stanęła przy Summer i wzięła ją za rękę
- Super. - cmoknąłem ja w czoło i poprawiłem Miki.
- A to fajnie. Widziałeś tatusia ?
- Nie widziałem.
- Szkoda.
- Nom. Cześć dziewczyny - wyszedłem. Musze pogadać z Miki bo w końcu dzieciaki nie będą chciały sie z nią bawić. Posadziłem ją w aucie. - Mała nie możesz być zła na Darcy. Będziesz mieć jeszcze lepszego chłopaka.
- A ja chce zabrać Darcy. Żeby ona nie miała.

14 sierpnia 2014

Rozdział 39

~*~


- Ta, no więc. - wyciągnąłem rękę z kopertą do Harry'ego. - Trzymaj.
- Co to jest ?
- Zaproszenie.
- A. Dziękujemy. - Przyciągnął do siebie Summer i uśmiechnął się do mnie. Ostatnio ona przygaszona taka.
- Cho na moment - pociągnąłem go do ogrodu. Zimno, ale nie ważne. - Gdzie ta nieznośna kobieta?
- Summer jest inteligentna, wystarczyło z nią porozmawiać. Wtedy miała okres. - zaśmiał się.
- Dzięki Bogu.
- Na Ciebie ma focha bo mi się wymsknęło co o niej powiedziałeś..
- Jesteś głupi.
- No bo tak się na mnie patrzyła.. Musisz z nią pogadać.
- Ja nic nie muszę - westchnąłem i poszedłem do niej. - No co rozpieszczona królewno? Foch forever z przytupem? Pomijając to, że słowo Foch znaczy zupełnie co innego...
- Och, ach, zazdrosny bo ty Mercedes nie umiesz zapewnić takiego życia jakie mi zapewnia Harry ? Dupa Cie swędzi jak patrzysz na to co ma on, a czego nie masz Ty, na przykład własne dzieci ?
- Nie. - pokręciłem głową. - Właśnie, oto chodzi że nie. I tym się różnimy słoneczko. Ona nie potrzebuję wszystkiego czego jej się zapragnie aby potem to odłożyć. Nie potrzebuje mieć pięciu aut i tysiąca par butów. Nie zazdroszczę tego jak wychowujecie własne dzieci. A i jeszcze jedno w dupie mam czy Miki urodziła Mercy czy nie. - dodałem i wyszedłem.
- Zawsze przypierdalasz się do mnie Louis. To, że Harry kupuje mi dużo rzeczy nie znaczy, że jestem rozpieszczona. Ale nigdy tego nie zrozumiesz.
- Czasem się tak zachowujesz więc sorry.
- Nie musisz ze mną przebywać i na waszym ślubie też mnie nie będzie. -  a Mercy mnie zabije.
- Teraz będziesz robić przedstawienia nie? - posłałem jej idiotyczny uśmiech. Brakowało mi do niej słów. - Zachowujesz się jak dziecko Summer. Możesz nie być, ale to nie mnie zranisz - warknąłem i poszedłem do domu. Jezu jebana mnie już wkurwia. Kocham ją ale ręce mi opadają Oczywiście Mercy już czekała na mnie z kazaniem i musiałem wrócić i Summer przepraszać. Jak mnie wkurwi to ją rozszarpie.
I ona nie zachowuje się jak dziecko?! Już jej poskarżyła. Szkoda, że nie dodała " Louis się wkurzył, bo ja zachowywałam się jak idiotka". nie, ona jest święta. Drzwi otworzyła mi Darcy.
- Cześć Darcy - pocałowałem ją w czoło i dałem lizaka. Potem poszedłem do tej niuni. Prasowała koszule Harry'ego.
- Musiałaś na skarżyć nie?
- Nie ja, tylko Harry. - wzruszyła ramionami.
- Ja pierdole -co za rodzina.
- Po co przyszedłeś ?
- Mam cię przeprosić.
- Aha.
- Ta, chociaż nie tylko moja wina.
- Rób co chcesz Louis. Na mnie nie masz już co liczyć.
- A no tak. Bo powiedziałem prawdę.
- Nazwałeś mnie snobistyczną więc.. od dzisiaj w stosunku do Ciebie taka będę. - wzięła Darcy za rączkę i zaprowadziła do salonu.
- Ale ty ciągle taka jesteś.
- Tylko w Twoich oczach Louis. Chcesz wiedzieć co o Tobie myśli większość ekipy ? - prychnęła tylko.
- Słuchaj, ja się nie mam zamiaru z nikim kłócić bo to nie jest przedszkole. Z tobą tęż nie. Tylko o jedno cię proszę. Nigdy nie wmawiaj mi, że czegoś ci zazdroszczę.
- To nie są moje słowa Louis.. - syknęła. Wygląda na słodką, ale ma w sobie bardzo dużo jadu.
- Więc ich nie powtarzaj. Lubisz się tak kłócić? Sprzeczać? Ja nie.
- Masz widoczny problem z moją osobą o ile nie rodziną. Zejdę Ci z drogi. Pokaż wszystkim jaki jesteś zajebisty.
- I znowu zaczynasz. Nie mam z tobą problemu! Po prostu bądź Summer. Tą którą wszyscy uwielbiają, a nie tą zimną która piszczy na widok zakupów. - mruknąłem patrząc na nią. Obok mnie stanął Harry, który milczał. Po prostu patrzył. - Proszę. - Patrzyła na niego i na mnie. 
- Bądź Louisem, który śmiał się bez powodu i każdemu poprawiał humor, a nie Louisem ' Dajcie mi spokój, nienawidzę świata. '
- Kim dzisiaj jesteś?
- Sobą.
- Tak ci najlepiej.
- Ale nadal nie wiem kim jesteś ty.
- To ja tez będę sobą - wyciągnąłem ręce. Przytuliła się do mnie. Pocałowałem ją w czoło zamykając w ramionach.
- Powiem ci, że ładnie pachniesz.

- Nie podrywaj mnie, mam męża. - wróciła.
- Nie musi o niczym wiedzieć - szepnąłem konspiracyjnie.
- Musi ! - wskoczyła mu na ręce. Podszedłem do Darcey i pocałowałem ją w czoło, a potem pożegnałem sie i wyszedłem. No i znów spacerek do domu. Super.


~*~

- Weź te ręce kobieto - mruknąłem do mamy. Osmy raz mi poprawiała marynarkę.
- Uspokój się Louis.
- To weź te ręce.
- Chcę pomóc .
- Robisz to ósmy raz. Dziękuję. - Westchnęła.
- Jestem z Ciebie bardzo dumna.
- Czemu?
Kościół podczas ślubu Mercy i Louisa :) 
- Bo jesteś moim synem.
- No dobra, dobra. Ugh - popatrzyłem w lustro. Ja w garniturze?! Tylko 30 minut, Summer by mnie nie okłamała. Wyszedłem z domu i pojechaliśmy do kościoła. Mercedes nie widziałem.. Jezu.. Czemu ja się stresuję. Pod budynkiem spotkałem brata. Podszedłem do niego i wymieniliśmy parę zdań.
- Powiedz mi, że nie zaprosiłeś mojej matki ?
- Inne pytanie. - Jęknął i poprawił krawat.
- Też cię kocham. Patrz - wskazałem na mercedes który podjechał. - Powiedz tylko, że nie wygląda ładnie.
Najpierw wysiadła Summer. Oczywiście odstawiona jak milion dolarów. No ale przykro mi nie mogłem dzisiaj podziwiać jej. Za to słysząc głęboki oddech Harry'ego za moimi plecami stwierdzam, że ktoś się nią będzie zachwycał.
Mikayla <3 :) 
- Dobra weź, bo zawału dostaniesz.
- Taa ? To spójrz.. - opadła mi szczęka. Mercy..
- Tlenu..
- A ze mnie się śmiałeś. - Darcy  i Miki szły przed nią i rzucały płatki róż.
- Ale ona to ona.
- Zamknij się już. - prawie do nas już podeszły. Jakoś intuicyjnie zaproponowałem jej swoje ramię.
Marsz. Muzyczka. Tam tam da da i te sprawy. Mercy była szczęśliwa. No i ja przez to też. Przecież to wszystko dla niej.
- Czy ty Louis Tomlinson bierzesz za żonę Mercedes Parker i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że jej nie opuścisz, aż do śmierci ?
- Tak.
- Czy ty Mercedes Parker bierzesz za męża Louisa Tomlinsona i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że go nie opuścisz, aż do śmierci ? 
- Tak. - No i obrączki. 
- Harry... - Wziąłem obrączkę mamrocząc tylko do Mercedes. - Mała, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Zrobiła to samo.
- Może Pan pocałować pannę młodą.
- No to chodź - przyciągnąłem ją i pocałowałem przechylając jej ciało na swoją rękę. Ludzie klaskali, a ja byłem szczęśliwy. Jestem żonaty. Nie sądziłem. Wyszliśmy z kościoła. Obejmowałem ją ręką. , zaczął padać śnieg. No w wieku 30 lat ślub nie tak źle. I zjebał mi się humor. Zayn obejmując Lottie rozmawiał z moją mamą. 


Zapraszam do czytania i komentowania  kolejnego bloga mojego i Skyfallgirl ;)

http://come-to-me-baby-story.blogspot.com/

+ do końca prisoners zostało około 13 tysięcy słów hahaha ;D 

12 sierpnia 2014

Rozdział 38

- Ona jest głupia.
- Troszkę.
- Noom.
- Ale fajna.
-Tak.
- Tak. Fajna. Miki idziemy spać. - wziąłem córkę.
- Nie chcę tato.
- Jest późno.
- Ale chcę się bawić.
- Dobra. Lalki ? - Nie dostałem odpowiedzi bo usnęła mi na rękach.
- Taa...- zaniosłem ją do pokoju. Potem poszedłem pod prysznic i do łóżka. Mercedes siedziała nadal na dole z laptopem. Nie wiem co robiła, ale byłem zbyt zmęczony, żeby to sprawdzać.  Zasnąłem. Rano nie pojechałem do pracy tylko do największego wieżowca w tym mieście.
- Ani słowa -Powiedziałem od razu do sekretarki i ruszyłem do schodów.
- ALE PAN STYLES MA SPOTKANIE ! - ruszyła za mną.
- Odczepisz się czy ci pomoc? WIEM O TYM BO MAM MU TOWARZYSZYĆ.
- Nie wspominał !
- Co tu się dzieje ? - Harry.
- Nie podnoś na mnie głosu dziewczynko z za dużym dekoltem - warknąłem. Nie lubię jej. Otworzyła usta ze zdziwienia i oburzona spojrzała na Harry'ego.
- Wracaj do pracy ! - warknął. - Chodź bracie.  - Weszliśmy do sali. Westchnąłem tylko. Zaczęliśmy spotkanie. Miałem podejść dokładnie kontrahenta. Lepiej się na tym znałem gdyż pracuję w policji i podejścia na przesłuchania do codzienność. Wszystko wyśpiewał nie świadom tego ze właśnie wyznał iż chce go okraść. Mój brat jest jednak inteligentny bo tak go wychujał, że zarobił na nim grube miliony.
- Fajną masz prace. Nie musisz nikogo zatrzymywać - chodziłem po konferencyjnej
- Wiem. Chyba nie lubisz mojej sekretarki ?
- To pytanie to żart?
- Niee..
- To sobie odpowiedz. - Zaśmiał się tylko.
- Od jutra przychodzi nowa. Może znasz ? Sophia Smith ?
- No  dziewczyna Liama.  Nie potrzebujesz może szefa ochrony ?
- Robotę chcesz zmienić ?
- Taak.
 - Mogę zaproponować Ci coś innego, a potem wybierzesz.
- Mów.
- Wolisz pracować tu czy ochraniać Summer ?
- A co Summer grozi?
- Nic jej nie grozi. Chyba. Chodzi o to, że ona ma o tym nie wiedzieć, a ma być bezpieczna. I przypadkiem jakby mnie zdradzić chciała to mam się o tym dowiedzieć czyli w skrócie masz ją szpiegować. - no przecież ja tej dziewczynie tego nie zrobię.
- Nie ufasz Summer?
- Ostatnio wymyka się z domu, chowa przede mną telefon. Przegadała pół nocy zamknięta w moim gabinecie, a wiesz że jest dźwiękoszczelny.
- Możesz szykuje niespodziankę.
- Ufam jej, ale.. to Summer. Nie wiem co jej się ujebie w główce.
- Mam lepszy pomysł. Mercedes z niej wyciągnie.
- Mercedes Ci nie powie.
- Przed ślubem nie powinna mieć tajemnic.
- Przed.. co ?!
-Takie coś w kościele z całą oprawką.
- Kiedy  ty się ? Nie wierzę.
- Wczoraj. Właśnie. W sobotę mam ślub.
- WY DWAJ DO MNIE. - Summer wparowała do konferencyjnej.
- Co jest?
- Rozbierać się. Mężusiu masz obiadek, dzieci są u Twojej mamy jak coś. - podała mu jakąś paczuszkę.
- Boże. Żeby tylko Mercy nie była taka...- mruknąłem do siebie. - Nie będę się rozbierał.
- ROZBIERAJ SIĘ KURWA ! - wyszła, a za chwilę wparowała razem z sekretarką i typem w ochrony niosąc pełno toreb i innych pierdół. O nie.
- Harry zrób coś bo ją uduszę.
- Jak zobaczysz co ona tam ma to dopiero zwariujesz. Ja już wiem co. Chcesz trochę ? - wpierdzielał kurczaka.
- To mięso. Nie -skrzywiłem się. - Ja nie będę miał garnituru na ślubie. - Dziewczyna podeszła do mnie z miną mordercy. Aż zacząłem się cofać, ale na drodze stanęła mi ściana.
- Spróbuj ubrać się jak wieśniak, a osobiście Cie wykastruję !
- Nie. Ubiorę. Garnituru. - powtórzyłem.
- Stary to ślub. 30 minut i się przebierzesz.
- Tak ale ja będę mieć smoking - odpowiedziałem. Mina Summer. Epicka.
- Będziesz wyglądał jak idiota. - skrzywiła się. Nawet Harry zaczął się śmiać.
- No nie. Będę wyglądał Sto razy lepiej niż w garniturze czy fraku. Błagam.

- Louis proszę Cie raz w życiu zrób o co Cie proszę bo zaraz nerwicy dostanę. - Harry'ego już w to ubrała.  -  No piękny jesteś. - cmoknęła go w usta. - Proszę. 
- Pieprzone trzydzieści minut. - Wyciągnęła w moją stronę wieszak.
- Dawaj to - ubrałem się w ten szajs.
- Odpuszczę Ci krawat jeżeli to założysz. - bawiła się włosami Harry'ego kiedy kończył jedzenie. I on myśli, że ona go zdradza.
- Tylko 30 minut -powtarzałem. - Potem rurki i t-shirt.
- Louis.. - przygryzła wargę.. - To też juz załatwiłam..
- Słucham?! Niby co?
- To już powinno Ci się spodobać. - podała mi inną paczkę i się odsunęła.
- No Dziękuję kobieto.
- A teraz ja mogę Wam pokazać co sobie kupiłam na tą uroczystość ?
- No dawaj - przebrałem się. Uroczystość. Pff.
- To patrzcie ! Kupiłam trzy bo się zdecydować nie mogłam nie ? No. Musicie mi pomóc.
- Myślę, że czerwona. - powiedział Harry. Patrzyłem na nią to na kiecki. Ona worek założy i będzie ładnie.
- Lou.. ?
- No co? Wszystkie ładne. Możesz iść w dzwonach i zrobisz furorę.
- He. Jak miło. - zaśmiała się. - Zanieście mi to wszystko do samochodu ! Szybko bo czasu nie mam !
- Tak królewno. Jak sobie królewna życzy.
- Spierdalaj ? - rozsiadła się na fotelu Harry'ego . Wywróciłem oczami. Wkurwia mnie czasem snobistycznym zachowaniem. Przynajmniej pomaga Mercedes. Wzięliśmy z Harrym te torby.
- Przesłodka jest..- powiedział z uśmiechem.
- Pozwól ze nie skomentuje.
- Co ?
- Nic.
- No powiedz.
- Harry nie urażaj się od razu..nie obrażam twojej żony. Po prostu czasem zachowuje się... Za bardzo ją rozpieszczasz ale twoja sprawa. Nie wtrącam się.
- Wiem.. Ostatnio jest.. Nieznośna, ale kochana. Ja po prostu nie umiem się wściekać na nią bo jak sobie coś kupi, albo mi, albo Darcy to jest taka zadowolona i się uśmiecha i.. jestem beznadziejny
- Beznadziejny?
- No.
- Czemu?
- Bo jej na wszystko pozwalam.
- Dobra. Zgodzę się z tobą. Po prostu niech ma umiar. A nie hihihi Hazz chce słonia to będę mieć słonia.
- Tak to działa od początku, ale ona ma słodki śmiech, a nie idioty. - otworzył jej.. NOWY samochód.
- Beznadziejnie działa. W sumie nie wiem czemu twoja żona wybierała mi garnitur do ołtarza no ale ok.
- Pewnie Mercedes ją poprosiła.
- Robię to tylko dla dziecka.
- Daj spokój Louis.
- No co? Mnie nie bawią te różne rzeczy.
- Nie rozumiem Cie.
- Z czym?
- Po co się oświadczałeś jak nie chcesz ślubu ?
- Mówiłem. Chcę tylko z jednego powodu. Żeby mieć dziecko. Bo to mojej miłości nie zmieni.
- Nie rozumiem Was. - Summi zeszła na dół. - Pa mężu. Widzimy się za dwie godzinki . - pocałowała go długo. - Pa Lou. - pocałowała mnie w policzek, wsiadła do auta i już jej nie ma.
-Pa -mruknąłem do siebie. Lubie ją, ale mnie dzisiaj wkurwiła.
- Wracam do domu. To Cześć Harry.
- Pogadam z nią..Musze. - powiedział bardziej do siebie niż do mnie. - Co z tą pracą ?
- Wolę w firmie.
- Przyjedź jutro, spiszemy umowę.
- Tak braciszku - mruknąłem i pieszo szedłem.. Aż doszedłem do domu. Musze w końcu kupić ten jebany samochód. Po ślubie. Czemu Summer ma wszystko na ładną buźke. ? To nie fer.
- Jestem - zmęczony wszedłem do domu.
- Tata ! - Miki podbiegła do mnie. Mercy siedziała przy stole coś pisząc.
- Hej kochanie. - przytuliłem ją. - Co tam robisz? - spytałem dziewczyny.
- Liste gości. Dałeś mi bardzo mało czasu. - tez zmęczona. - Summer była u Was z garniturami ? - przytuliła sie do mnie.
- Była. - pocałowałem ją w czoło.
- Nieznośna ?
- Nie psuj mi humoru. Robiłaś obiad ?
- Tak, masz w kuchni.
- Jesteś aniołem. Chodź córciu -poszliśmy do kuchni. Zacząłem nie jeść mięsa, ale Mercy nie ma z tym problemu. Lubi gotować.
- Co u Hazzy ?
- Dobrze.
- A ja mam suknie.
- Cudownie.
- Ale ty masz zadanie.
- Jakie ?
- Obrączki.
- Mam.
- Serio ?
- Tak.
- To super. - tuliła się do mnie. Dawno nie była taka szczęśliwa.
- Pokazać ci? - znów pocałowałem ją we włosy.
- Tak, ale później. Musisz sprawdzić liste gości. Nie do końca znam Twoją rodzinę.
- Listę? No to tylko matka i siostry. No i bracia. Ale to wiesz.
- Dziadkowie, Stylesowie, Horan i Lell no i James, Liam z Soph, Zayn..  ?
- Tak. Z szczególnością ten ostatni. Mowy nie ma.
- Dlatego to sprawdź. - Wziąłem kartkę. Lottie dam zaproszenie bez osoby towarzyszącej a jak nie przyjdzie to jej sprawa. Minął rok ale ja tego i tak nie zaakceptuje bo on się nią bawi.
- Nie postępuj tak.. - powiedziała cicho.
- Wczoraj go widziałem z rudą. Harry tydzień temu z jakąś Emi.
- Ruda i Emi to ta sama osoba.. jego asystentka. Lottie była z nią ostatnio na zakupach. - powiedziała.
- Ale on się z nią lizał, więc mi nie wmawiaj.
- Jakoś Ci nie wierze Louis. Rób co chcesz. - usiadła znów przed laptopem.
- Jebaniec - poszedłem pod prysznic Znów zasypiam sam bo Mercy coś jeszcze robi. No nie do końca sam bo z Miki.