26 kwietnia 2014

Rozdział 14

- Nie ty chyba sobie żartujesz.
- Chciałbym. Summer załatwiła z dyrektorką to, że Mercedes będzie z Tobą.
- Po co mi ta dzi ...El tu?
- Zabiła dziecko..
- SŁUCHAM?!
- Twoje dziecko..
- Jakie kurwa dziecko? Ja dziecka nie miałem.
- Louis zaraz po tym ja od niej odszedłeś trafiłeś tutaj. Nic Ci nie powiedziałem, bo ona mnie błagała, żebym tego nie robił. Zamordowała je..
- Harry, ja z nią nie sypiałem więc to nie moje dziecko ale to co zrobiła...Jezu.
- Powiedziała mi, że był Twoim synem.
- Ona dużo rzeczy mówi. - mruknąłem. - Boże własne dziecko zabić.
- Zabierz Mercedes do siebie. Ona zaraz tu będzie. - Zabraliśmy się za przenoszenie jej rzeczy. Ledwo skończyliśmy kiedy zostaliśmy zamknięci. Wszystkie cele zostały.
- Tylko spokojnie.. - mruknął Harry. Wieczorem pojawiła się El. Nawet nie patrzyłem na nią. Przytulałem Mercy,która była odwrócona do ściany.
- Louis to Ty ? - usłyszałem ten głos.. Ten pierdolony głos. Nie odwróciłem się. Będę sukę ignorować.
- Spójrz na mnie. - Nie spojrzałem. Całowałem Mercedes we włosy. Zasypiała.
- Spójrz, bo ona ucierpi. - Tego już za wiele.
- Zaraz ty ucierpisz. - wstałem, gdy mała spala. No złapałem ją przez kraty za włosy. Kurwa.. ale się zmieniła. Jęknęła z bólu. Byłem bliski, żeby przypierdolić jej głową o te kraty. 
- Zrobiłam to, żeby być blisko Ciebie.. - już chciałem jej pierdolnąć, ale przypomniałem sobie, że grozi mi izolatka, a Mercy z nią nie zostawię. Nie słuchałem jej. Ona jest chora psychicznie. Postaram się, aby to sprawdzili.
- Przepraszam.. - uwolniła się z mojego uścisku i położyła na łóżku. Odsunąłem je z daleka ode mnie i Mercy. Z powrotem objąłem moją królewnę. Gładziłem ją po ramionach. Nie pozwolę jej skrzywdzić.
- Louis ? - szepnęła cicho Mercy. 
- Śpij.
- Zimno mi.. - przysunęła się bliżej mnie. Okryłem ją kocami.
- Boje się jej.. - szepnęła cicho.
- Ciii.
- Obronisz mnie ?
- Zawsze. - cmoknęła mnie szybko w usta i znów się położyła. Przez całą noc nie spałem. Chciałem wyjść stąd jak najszybciej. Mercy wstała niedługo przed śniadaniem. Rzuciłem Eleanor ukradkowe spojrzenie. Wcześniej była u niej Summer. W końcu.. przyjaźniły się. Chociaż dla mnie to nienormalne. Ona jest pojebana. Poszliśmy na stołówkę. Trzymałem mocno rękę Mercy. Każ mi a ja i tak nie puszczę. 
- Louis, a zjesz ? 
- No. - pocałowała mnie krótko i uśmiechnęła się. Usiedliśmy przy stole. Mercedes poszła po jedzenie, a ja obserwowałem Eleanor. Wbijała tępy wzrok w ścianę.
 - Smacznego Lou.. - podała mi moje jedzenie.
- Ow...no dobra. - Uśmiechnęła się i zajęła swoim posiłkiem. Od kiedy jest tutaj El jest dla mnie jakaś zimna. Może w ogóle ograniczymy się do" tak, nie, dzięki"
- Louis jaki apetyt. - Harry stanął przy naszym stoliku.
- Zaraz ta papka wyląduje na twoim ubraniu. - Zaśmiał się i odszedł. Jak tylko stąd wyjdę to mu przyjebie.
- Debil - wywróciłem oczami.
- Martwi się. - powiedziała cicho i wzięła do rąk kubek z herbatą.
- A ty o co zła chodzisz?
- Nie jestem zła.
- Smutna, nie wiem ? 
- Boje się jej..
- Przestań, nic ci nie zrobi. Obiecuje.
- Boje się, że ona mi Cie zabierze.
- Oto się nie bój. Zamordowała własne dziecko.
- Ale suka.
- Zgodzę się z tobą.
- Mam ochotę jej przyjebać.
- Ty siedź i nic nie rób.
- A niby czemu ? Ty możesz wszystkich bić, a ja nie ?
- Bo ty... no weź.
- No co ?
- Po prostu nie.
- Martwisz się ?
- Tak. - Uśmiechnęła się i pocałowała mnie krótko. Oddałem pocałunek z przyjemnością. Jej drobna dłoń zacisnęła się na moim udzie.
- Chodź, wracamy.
- Dobrze. - Wziąłem ją za rękę i wróciliśmy do celi. Idąc obok Harry'ego zastanawiałem się czy już mu nie przypierdolić. Nazbiera mu się w końcu. Zaprowadziłem Mercedes do celi i położyłem się na pryczy, a ona zaparzała sobie coś do picia. - Chcę stąd wyjść.
- Ja też.
- Harry !
- No ? - stanął przy kratach.
- Kiedy wcielisz swój plan ?
- Nie mój plan. To plan Summi. Wasi prawnicy szykują się do rozprawy, która jest za tydzień.
- Aa rozumiem. Wszystko pojmuję.
- Summer jest lepsza niż sądziłem. Ja chciałem Was wyciągnąć, a ona Was uniewinni.
Kochana Sunny. Aaa wamp przyszedł. Bu! - zobaczyłem Eleanor w swojej celi. Upiorna.
- Daj sobie spokój Louis. Ona wystarczająco cierpi. - warknął na mnie Harry.
- Ona cierpi? Jak ona cierpi to ja noszę habit. Jest niezrównoważona psychicznie, a gdyby tak z rozpaczy zabiła ci Darcy ?
- Przestań tak mówić Tomlinson. - warknął na mnie i odszedł.
- Będę sobie mówił co będę chciał. W najgorszym wypadku zacznę śpiewać. Czemu by nie.- powiedziałem chyba do siebie. To co zobaczyłem chwilę później przyprawiło mnie o mdłości. Mercedes podała Eleanor kubek z gorącym napojem.
- Błagam wiadro będę rzygać.  - El wróciła na swoje łóżko, a Mercy usiadła na swoim.
- Co ty odwalasz? Dokarmiasz pojebanych? No chyba że jej coś tam dosypałaś.
- Nic jej nie dosypałam. Po prostu mi jej szkoda.
- Niby czemu ?!
- Widziałeś jej ręce ?! Są całe pocięte !
- Dziecko. Zabiła dziecko. Dziecko jest bezbronne.
- Nigdy tego nie zrozumiesz. Jesteś zbyt ograniczony.
- To ty nie zrozumiesz. Dla takiego człowieka nie ma litości. Niech się tnie. Jej sprawa. I tak nie pozbędzie się wyrzutów sumienia bo zabiła WŁASNE DZIECKO. Pod sercem nosisz je 9 miesięcy a potem Kurwa zajebiesz nożem .
- Masz rację. Nie rozumiem bo nie mogę mieć dzieci.- ale dojebałeś Tommo.
- Faktycznie masz porównanie. Tym bardziej. Ona może a co zrobiła?
- To co uważała za słuszne.
- To dziecko zrujnowało nas Louis. Dlatego to zrobiłam. - zignorowałem Eleanor. 

- Czy ty słyszysz co ty mówisz? - popatrzyłem na Mercy. - Rozum ci odjelo?! Jak można.powiedzieć że zabixie bezbronnego dziecka jest według kogoś.słuszne. ona ma nasrane w głowie i pierdoli. Nigdy więcej jej nie broń. Nie zasługuje na to. - wstałem z łóżka. Harry otworzył mi cele. Mercedes zwinęła się w kłębek na łóżku i pewnie rozpłakała. Nie miałem siły. Chciałem ją pocieszyć, ale byłem za bardzo wkurwiony. Wyszedłem z Harrym na spacerniak.
- Co z Tobą Louis ?!
- Ze mną? To wy współczujecie tej suce.
- Jest chora psychicznie.
- Wiem.
- To nie jest powód do żartów.
- Ani do współczucia. - Wywrócił oczami, ale nic nie powiedział. Poszedłem do krzaków i pochyliłem się.
- Co ty robisz idioto ?
- Rzygam kretynie.
- Jesteś głupi.
- Powiedziałeś ty.
- Ja. 
- Jeszcze głupszy. 
- Od Ciebie ? Nie da się. Mercedes dowie się, że wyrzygałeś obiad.
- Coś mi winien jesteś.
- Niby co ? 
- Co wczoraj chciałeś zrobić ? 
- Wyciągam Cie z więzienia pajacu. Powinno wystarczyć.
- Sam mnie tu wpakowałeś baranie.
- Dlatego teraz Cie wyciągam. Doceń też to, że ryzykuję bezpieczeństwo Summi.
- Którą zdradziłeś i pobiłeś.
- Skończ już z tym. 
- Nie mów jej. 
- Niby czemu ? 
- Proszę. 
- Czemu ją okłamujesz ? 
- Nie okłamuję. Nie mówię. 
- Bo ? czemu nie doceniasz tego jak ona się martwi ?
- Doceniam. Popatrz na mnie, potem na siebie i poznasz odpowiedź. Jestem gruby.
- Ty ? Jesteś chyba nienormalny. Jesteś chudszy ode mnie
- Gdzie ? 
- Wszędzie.
- Ty jesteś chudy.
- Powiedziałem Ci coś. Wyjdziesz stąd, zaczniemy chodzić na siłownię.
- Ja chcę schudnąć a nie zrobić rzeźbę.
- Louis jeżeli nie będziesz jadł to cie stąd nie wyciągniemy.
- No ale..
- Ale co ? 
- No dobra. 
- Wracaj do celi. - zaprowadził mnie tam.
- Jeszcze się nie na wdychałem.
- Trudno. Dyrka się przysapie.
 - Dobra. - zamknął nas. Mercy nadal leżała na łóżku. Usiadłem i pogłaskałem jej włosy. Spojrzała na mnie zapłakana.
- Już cii...
- Jesteś taki nieczuły.
- Dla niej tak.
- Dla mnie też.
- Zdenerwowałem się, że popierasz to co robi. Gdybyś urodziła dziecko, potrafiłabyś je zabić?
- Przestań tak do mnie mówić ! Dobrze wiesz, że nie mogę ich mieć ! Po co cały czas przypominasz !
- Zobaczymy..
- Nikomu nie pozwolę się dotknąć. Nigdy.
- Wiem, wiem. Ale nie o tym myślałem. - zwinęła się w kłębek.
- To nie wyjdzie.. - powiedziała cicho.
- Co nie wyjdzie ? 
- My..

20 kwietnia 2014

Rozdział 13

 - Nie, a Tobie ?
- Nie.. Wiek to tylko liczba.
- No tak.
- Lubisz Summer no nie ?
- Lubię. 
- Ale mnie lubisz bardziej  ? 
- Ciebie kocham - uniosła się na łokciach i pocałowała mnie długo. Oddałem ten pocałunek przytrzymując jej biodra. Położyła się na mnie nadal mnie całując. Głupie więzienie. Ruchy jej bioder mnie pobudzały
Muszę to przerwać..Musiałem. Ale nie umiałem się tak odsunąć. Na szczęście uratowali mnie więźniowie, którzy wracali do cel. Harry otworzył celę i kazał mi wrócić do mojej. Kocham go.
 - Pa kochanie. - wyszedłem. - Ciasno mi w kombinezonie. Kurwa. Położyłem się pod kocem i go rozpiąłem. Chyba już mi lepiej. Spojrzałem w lewo i znów mi gorzej. Mercy miała opuszczony kombinezon do połowy. Jej piersi ukryte były pod koronkowym stanikiem. Matko. Założyła na siebie koszulkę z krótkim rękawem i legginsy, a kombinezon rzuciła w róg pokoju. Fuck. - Robisz wszystko aby doprowadzić mnie do szału.
- Ja ? Po prostu mi za gorąco..
- Mi się też zrobiło są efekty..- Uśmiechnęła się, a na jej policzkach pokazał się pokaźny rumieniec.- No właśnie.
- Przepraszam.. - dopiero w tym ubraniu zobaczyłem wszystkie walory jej ciała. 
- Jasnee - lustrowałem jej ciało.
- Przestań tak na mnie patrzeć Louis..
- Nie mogę. Harry!
- Co ? - mój przyjaciel stanął przy kratach
- Załatwisz mi izolatkę ?
- Nie. Pojebało Cie ?! Po co ?!
- Dlaczego nie?
- Wszystkie są zajęte.
- Ughh.
- Chcesz.. pobyć.. sam ? - zapytał ukrywając rozbawienie.
- Chcę. 
- Chodź.. - otworzył moją celę. 
- No przecież nie masz izolatki. 
- Ty się o to nie martw. Chodź. - zaprowadził mnie do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Tak...nareszcie sam a nie z facetami obok. Ciepła woda rozładowała moje ciało i problem znikł.
- Louis ? - wlazł mi do łazienki. Już po spokoju.
- Czego ? 
- Zostawię Ci tu moją czarną bokserkę i zwykle spodnie. Jest gorąco, dyrektorka pozwoliła.
- Jasne. - przetarłem oczy, które drażniła woda. - Dzięki.
- Spoko. - wyszedł odkładając to przy drzwiach. Wyszedłem spod prysznica i ubrałem się. Jak wygodnie.. moje piękne tatuaże. Trzeba by się ogolić. Po 15 minutach nie było śladu po zaroście. Wyszedłem.
- Summi. - pogłaskałem ją po posiniaczonym policzku. Źle ją traktował, ale to jest taki osioł co nic do niego nie dociera. Płakała. Widać po oczach.
- Pogadam z nim.
- Powiedział, że chce rozwodu i .. i że zabierze mi dziecko.. - rozpłakała się już na dobre. Przytuliłem ją do siebie. No kurwa co za kretyn. Zacząłem ją uspokajać a gdy zobaczyłem Harry'ego nachyliłem się do jej ucha. - Idź do Mercy i siedź z nią chwilę. Zaraz przyjdę tylko z nim porozmawiam. - szepnąłem. Odeszła.
- Pan pozwoli - złapałem go za ramię i pociągnąłem do pustej celi. Takiej z zamykanymi drzwiami.
- Co Ty odpierdalasz Tommo. ?
- Patrz chciałem ci zadać to samo pytanie. Na łeb upadłeś czy coś ci się w główce uroiło?!
- O czym ty mówisz Louis ?!
- Ty poważnie chcesz ją zostawić? - spytałem spokojnie. Założyłem ręce na klatkę.
- Uderzyła dziecko. Myślę przede wszystkim o Darcy.
- Uderzyła. Ale to był klaps do cholery! Ile ty razy po dupie dostałeś jak mały byłeś ? To nawet nie boli.
- Mojego dziecka nikt bił nie będzie.
- Waszego Styles. Urodziła ci ją i teraz ją zostawić chcesz jak śmiecia.
- Widziałeś co ja jej zrobiłem ?! - ukrył twarz w dłoniach. Tu Cie mam Styles.
Westchnąłem. No i teraz wychodzi na to że chce chronić je obie. - Posłuchaj. Nie panujesz nad sobą. Uderzyłeś nie raz Summer z Darcy może być tak samo. Wystarczy że Darcy trochę urośnie i cię zdenerwuje. Musisz to leczyć. 
- Zdradziłem ją, pobiłem. Ona wszystko mi wybacza. Ciągle mówi, że mnie kocha. Wolałbym, żeby mi wygarnęła, uderzyła mnie. Kara mnie w najgorszy sposób. Jak dowiedziała się o zdradzie nie odzywała się do mnie tak samo jak po pobiciu. Docisnąłem go do ściany tak wkurwiony ale tak wkurwiony że oczy to mi.na pewno pociemniały.
- JAK MOŻESZ BYĆ TAKIM IDIOTĄ?! Jak możesz ją tak traktować Harry? Miłość nie jest na papierze i w łóżku do cholery!
- Louis ? Harry ? Przestańcie. - zapłakana Sunny weszła do celi.
- Cicho. - byłem o krok od tego abym mu wpierdolił. - Po pierwsze kobietę się szanuje, po drugie się jej nie bije, nie zdradza, i traktuje jak księżniczkę nie tylko pieniędzmi. One miłości nie kupią. Gdzie? Nie skończyłem. - mocniej go przytrzymałem. - Naucz się tych zasad Harry zanim wszystko stracisz. - Spojrzał na Summer oczami pełnymi łez. Tego teatru oglądał nie będę. - wyszedłem trzaskając drzwiami i ruszyłem do celi.
- Hej - usiadłem obok Mercy. - Co tam kochanie? - mój ton od razu się zmienił. Objąłem ramieniem dziewczynę i pocałowałem zachłannie w usta.
- Ona jest bardzo miła.. Ładnie wyglądasz bez zarostu.. - powiedziała cichutko. Ciągle jest taka wstydliwa. Pociągam zębami za jej wargę i uśmiecham się.
- A u Ciebie co ?
- Odreagowałem. - wziąłem ją na kolana.
- A Harry i Summer ?- patrzyła mi głęboko w oczy.
- Są zamknięci w jednym pomieszczeniu. Ups.
- Czemu on jej to zrobił ?
- A czemu  dzieci w Afryce głodują? Nie wiem.
- Mam ochotę upierdolić mu jaja.. - wplotła palce w moje wilgotne włosy.
- Oj proszę nie powtarzajmy historii - uśmiechnąłem się całując jej nosek.
- Przecież tylko żartuję Louis.. - gładziła moje policzki.
- No wiem wiem - ciągle się uśmiechałem. Kurwa co ja ćpiem że się jaram? - pomyślałem. 
- Louis. - Summi stanęła w drzwiach celi. Miała dziwnie czerwone usta.
- Co? - Wstałem. - Coś nie tak?
- Dziękuję.. - przytuliła się do mnie.
- Za co bo nie wiem?
- Uratowałeś moje małżeństwo..
- Poważnie ? 
- Tak.
- Bardzo się cieszę. Ale idźcie na jakąś terapię.
- I co powiemy Lou ? Naszym problemem jest gang ?
- Nie o tym mowie. Chodzi mi o leczenie.
On się nigdy nie zgodzi.
- Zgodzi. Jakiś warunek mu postaw.
Wyrządził ci krzywdę.
- Ja jemu też Louis.
- Ale nie aż taką. Kurwa no bo w końcu ja wam to dziecko zabiorę. On nad sobą nie panuje.
- Pobił mnie bo pocałowałam Zayna.
- Robi się coraz ciekawiej...Ale to nie zmienia faktu, że nie miał prawa. To przykład tego że nie panuje nad agresja.- od dzisiaj będę robił za psychologa. A niedawno robiłem za psychola. Zabawnie. Pokręciła głową i wyszła. Usiadłem znów obok Mercy. Z powrotem zaczęliśmy się całować i przysięgam że jak ktoś nam.przerwie to ughhh ..
- Louis.. zaparzę Ci mięty..
- Ja nie chcę.
- Czemu ? Będzie Ci lepiej przy jedzeniu.
- Nie mów o jedzeniu.
- Wybacz.
- Spokojnie.
- Kiedy zacząłeś chorować Lou ?
- Nie wiem. Jak odszedłem od Eleanor. 
- Co byś zrobił jak ona chciałaby do Ciebie wrócić ?
- Nic. Co mnie obchodzi co ona chce? Ja chcę gwiazdkę z nieba. - Miała dziwną minę. Jakby.. złościła się o coś.
 - No co ?!
- Prawdziwy mężczyzna to taki, który szanuje swoją byłą dziewczynę. - odpowiedziała chłodno.
- Jasne. - prycham. - A czy ja jej nie szanuje? Nie obrażam jej. Tylko ona mnie obecnie obchodzi tyle co Thomas z mojej celi.
- Gdyby umarła to pewnie nawet by Cie to nie ruszyło.
- Na pogrzeb bym poszedł.
- Whow.
- Przestań. Nie jest po prostu dla mnie ważna.
- Ja też nie będę jak się pokłócimy ?! - jebana, kobieca logika.
- Nie. Ty będziesz bo cię kocham - tłumaczyłem jej łopatologicznie.
- Mhm. 
- Miaucz dalej. 
- Idź już lepiej do swojej celi Louis. 
- Zaraz pójdę. Jaka jest różnica między tobą a Elką? Na tobie mi zależy bo cię kocham.
- Dobrze. - Zacząłem ją całować. Najpierw za uchem, potem po szyi, później podbródek i usta. Wsunąłem ręce pod jej koszulkę. Nie do końca to przemyślałem. Cofnąłem je gdy się spięła. Musiałem pamiętać o jej przeszłości.
- Panno Parker. - jedna ze strażniczek stanęła w drzwiach - Będzie pani miała koleżankę w celi.
- Coo? - jęknąłem razem z nią. - Błagam niech ona pójdzie do mojej celi. - Nad jej ramieniem zobaczyłem głowę Harry'ego. Usta miał zaciśnięte w cienką linię. Wstałem i podszedłem do niego .- Co jest znowu? Dopiero ci małżeństwo ratowałem, a ty się odwdzięczyć nie możesz ?
- Louis. Mamy. Problem. Zabierz. Mercedes. Do. Swojej. Celi. I. Nie. Zostawiaj. Jej. Samej. Nawet. Na. Chwilę. - Spiąłem się zdenerwowany. Za dużo jak na jeden dzień. - Co jest? - spytałem patrząc ciągle na dziewczynę.
- Eleanor tutaj trafi.


Czytasz = komentuj 

13 kwietnia 2014

Rozdział 12

- Zajebiście. Ten debil to właśnie Harry. Nic ci nie jest ? 
- Nic mi nie jest. - wyczyściła kombinezon i usiadła na łóżku. Usiadłem przy niej. 
- Przepraszam mała.
- Za co ?
- Za te wszystkie sceny - otarłem krew.
- Mówiłam Ci, że musisz się uspokoić..
- Ja jestem nerwowy? To popatrz na niego.
- Gdyby on mną tak rzucił to też byś się zdenerwował..
- Tak to tak. Tylko że jego denerwuje wszystko. Najgorzej jest jak Summer chce gdzieś wyjść i zrobi to bez jego wiedzy. Albo podejmie sama decyzję.
- Martwi się o nią i ją kocha.
- Ja ciebie też kocham i się martwię tylko Harry ma jeden problem. Jest kontrolerem.
- Chyba przesadzasz..
- Znam go za długo aby przesadzać. On musi wszystko wiedzieć, skontrolować, zadecydować. - Przytuliła się do mnie i zamknęła oczy. Pocałowałem ją we włosy. Jezu.. Siedzimy w więzieniu, a ona tak pięknie pachnie.
- Mercy śpisz ? - Summer stanęła przy kratach nie zwracając na mnie uwagi.
- Nie.
- Mam coś dla Ciebie. - Podałem jej pudełko farby od Summer i znów przytuliłem
Mercy podziękowała. Summer spojrzała na mnie z taką dziwną emocją i przygryzła wargę. 
- No co? Przepraszam. Masz mokrą chusteczkę?- czułem że mam rozciętą wargę no i krew czasem płynęła .Weszła do celi z apteczką i delikatnie opatrzyła moją twarz. Zobaczyłem na jej policzku siniaka. Ukrytego pod makijażem, ale nadal widocznego..
- Kurwa...To ja?
- Nie. - odpowiedziała szybko.
- Co ci się stało?- posadziłem ją po swojej drugiej stronie.
- Załatwiałam Mercedes dowody na to, że jest niewinna i troszeczkę za daleko się z Zaynem wypuściliśmy. Dostaliśmy wpierdol.
- Przykro mi. Ale już myślałem że to Styles. - Zaśmiała się i odgarnęła włosy z lewej strony twarzy. To się kurwa nazywa siniak..
- To Harry.
- ON CIĘ UDERZYŁ?
- Ta. 
- Wybacz Summer, ale przy najbliższej okazji dostanie wpierdol.
- To była moja wina.. Sprowokowałam go. Uderzyłam Darcy.. - spuściła głowę.
- Co...- zabrakło mi powietrza. - Słucham?
- Muszę iść..
- Siedź. - warknąłem. - Jak to ją uderzyłaś ? Przecież Darcy to wasza córka. Nie możesz..
- Byłam.. Boże powiem Ci, ale nie mów Harry'emu bo on mnie zostawi..
- Byłaś naćpana.
- Tak..
- Zwariowałaś?! Jasne że mu powiem bo to jest kurwa PROBLEM. - Po policzkach Summer spłynęły łzy, a Mercy zbeształa mnie wzrokiem.
- Louis oszalełeś ?! Nie widzisz, że jest jej ciężko ? - wstała i przytuliła Sunny.
- Nie oto chodzi. Siadaj - znów je miałem po obu stronach. Obie obejmowalem. - Ty cichaj,.a ty słuchaj. To się leczy. Raz w to wejdziesz, a się uzależnisz. Możesz skrzywdzić Darcy to po pierwsze i niszczysz siebie to po drugie.
- Ja.. To było tylko raz.. więcej tego nie zrobię.. Po tym jak uderzyłam Darcy.. ale Harry nie może się dowiedzieć.. On mnie znienawidzi i zostawi !
-  Dobrze, le jeśli znów weźmiesz o wszystkim się dowie. Wtedy stracisz Darcy. Czy to jest dla ciebie odpowiednia motywacja?
- Umm.. tak. Powinniście iść na obiad. 
- Błagam nie - schowałem twarz we włosach Mercy. - Z jeden strony laska, z drugiej strony laska. Ale się prowadzę - zaśmialiśmy się we trójkę.
- Louis idź na obiad i go zjedz, a potem nie wyrzygaj. Proszę. - Summer wstała i razem z Mercy wyszły z celi.
- Mowy nie ma. - położyłem się na łóżku dziewczyny i patrzyłem w sufit. Zorientowałem się, że wzięły farbę. Matko wróci niebieska.
- Chciałam to załatwić po dobroci. - powiedziała cicho Summer, a po chwili zleciałem z łóżka. Harry złapał mnie za fraki i praktycznie zaciągnął na stołówkę. Stał nade mną jak ojciec chrzestny i pilnował czy jem.
- Mam pytanie. Co ty tu właściwie robisz? - odwróciłem jego uwagę.
- Cały czas widzę co robisz. A jak myślisz ? Pilnuję Summer.
- A twoja pierworodna?
- Jest u mojej mamy.
- Chyba że tak. Myślisz o synu?
- Myślę o rozwodzie.
- Co ty pierdolisz?
- Jedz Louis.
- Odpowiedz. Niby dlaczego ? 
- Uderzyła Darcy.
- Wiem. A ty uderzyłeś ją nie raz.
- Niby dała jej tylko klapsa, ale... Darcy płakała..
- Harry, poważnie? Dobrze uderzyła Darcy ale to nie jet wielki koniec świata. Okay, co innego gdyby zrobiła Darcy krzywdę.
- Jedz.
- Nudny się robisz. Jem.
Odpieprzył się dopiero kiedy skończyłem posiłek. Wtedy odszedł do Summer. Nie mogę przestać o nich myśleć. Dlaczego ona znów ćpa ? Dlaczego on ją bije ? Boże..
- Obydwoje pomyleni - mruknąłem. Ktoś mnie złapał za ramię. Czego znowu. Ughh odwróciłem się w stronę jakiegoś murzyna. Ej ja mu nic nie zro....dostałem w klatkę a potem w brzuch a potem upadłem. W sekundzie moi przyjaciele znaleźli się przy mnie. Harry obezwładnił go, a Summer podbiegła do mnie.
- Louis słyszysz mnie ? - Chyba nie. Kurwa mać. Splunąłem krwią którą się krztusiłem. Summer posadziła mnie dając mi lepszy dostęp powietrza. Jak dobrze.. Wziąłem głęboki oddech.
- No co ja ci zrobiłem?! Jak już pierdolisz to z powodem! - wybuchnąłem. Nie dobrze mi. Sunny i Mercy zaprowadziły mnie do toalety. Nachyliłem się nad umywalką i płukałem usta. Bleee. Dobra zabijam ale na widok krwi mam odruch wymiotny. Taka wada. Mercy gładziła mnie delikatnie po plecach, a Summer odsunęła mój kombinezon. Spojrzałem na nią jak na idiotkę 
- Hę? - Wsunęła mi za tasiemkę bokserek broń.
- Nie używaj jej. Będzie Ci potrzebna przy wyjściu z więzienia. - mruknęła i zasunęła mój kombinezon. 
 - Dobra. Dzięki. A teraz muszę się odwdzięczyć.
- Czemu ? 
- Bo nie lubię gościa od dzisiaj.
- Harry się nim zajął. Idź do celi i odpocznij.
- Dobra. - Odprowadziła nas i zamknęła w celi Mercedes.
- Fajne - pokazuje na jej włosy.
- Dzięki.. - uśmiechnęła się szeroko. - Położyłem się na łóżku również się uśmiechając. Mdłości przejdźcie.
- Masz.. - Mercy podała mi kubek z czymś parującym w środku. 
- Co to ? 
- Mięta. 
- Aa okay. - usiadłem pijąc miętę. Układała wszystkie te swoje pierdoły na półkach. Też mam w celi czajnik, ale nigdy nie zamierzałem go używać. Leżałem na łóżku z zamkniętymi oczami. W końcu poczułem jak kładzie się obok mnie. Pocałowałem ją we włosy i przytuliłem. - Lepiej się czujesz Lou ?
 - W porządku skarbie.
- Nie wiesz o co mu chodziło ?
- Nie znam człowieka. Ale pewnie chciał mnie wykończyć jak każdy tu. Gliną byłem co się dziwić.
- Naprawdę ?
- Tak. Ile masz lat?
- Ja.. Umm.. a ty ?
- No ile masz? 
- 19, a Ty ? 
- 29..
- 10 lat..
- Tak.
- Przeszkadza Ci to ?


Hejj misiaki ;) Taka mała prośba ode mnie. Jeżeli możecie to sprawdźcie kawałek mojego przyjaciela https://www.youtube.com/watch?v=YUbvF66_DpA i zostawcie na youtube jakiś miły  komentarz ;)  Proszę też o Like jeżeli podoba Wam się nagranie https://www.facebook.com/GibonBSR?ref=hl To dla mnie ważne więc byłabym wdzięczna.;) / H 

8 kwietnia 2014

Rozdział 11

Siedziałem przy niej. Myślami byłem gdzieś daleko. Nawet nie zauważyłem jej zapuchniętych policzków i czerwonych oczu dopóki nie kopnęła mnie przez przypadek w nogę.
- Płaczesz?
- Nie przejmuj się.
- Dlaczego płaczesz?
- Nie będę się użalać. - mruknęła i odsunęła tacę z nietkniętym jedzeniem. Złapałem jej twarz w dłonie.
- Czemu płaczesz ? 
- Bo czuję się taka beznadziejna. 
- Nie jesteś beznadziejna. 
- Nie wiesz jakie to uczucie Lou.. Nie zrozumiesz.. - usiadła przy nas Summer.
- Ale nie jesteś.
- Pani dyrektor chce Was widzieć. Louis Harry powiedział, ze jak nie będziesz jadł to tutaj wpadnie, nakarmi Cie siłą i zaklei Ci usta, żebyś nie mógł zwymiotować, a do tego zakuje Cie w kajdanki na plecach.
- Doprawdy?- mruknąłem.
- Przestań się na mnie złościć Tommo. Nic Ci nie zrobiłam.
- Wiem.
- Wytrzymaj. Jeszcze kilka dni.. - położyła na stoliku zdjęcie i odeszła. Wziąłem je do ręki i spojrzałem na moją chrześnicę Darcy. Niekontrolowanie się uśmiechnąłem. Moja księżniczka. Ciekawy jestem czemu przysłali tutaj Summer, a nie Zayna. On mnie mniej wkurwia. Najmniej. Zaynowi jak coś to zrobił bym coś naprawdę złego. Popatrzyłem na Mercy. Zacząłem bawić się jej włosami. Popatrzyła na mnie zmęczonymi oczami, w których gromadziły się nowe łzy. Wyciągnęła rękę po zdjęcie, które przyciskałem do serca.
- Tylko nie płacz. - ostrzegłem. Podałem jej fotografię. Przygryzła dolną wargę i szybko oddała mi zdjęcie.
- To Twoja córka ? - zapytała cicho
- Powiedzmy. Chrzestna.
- Ładna.. a ty masz dzieci ?
- Z kim? Z CKM-em?
- Przecież miałeś dziewczynę.. chyba Eleanor.
- Oj weź w ogóle mi nic nie mów.
- Przepraszam.. - bawiła się palcami. Wiem, że ona chce wiedzieć, ale boi się zapytać.
- Nie przepraszaj. - odparłem ciągle na nią patrząc. - Co chcesz wiedzieć ?
- Czemu tak jej nienawidzisz ?
- Bo tak. Nie kocham i nie kochałem jej. Coś mnie chyba zaślepiło albo w łeb pierdolnęło. - Nie chciałem wspominać o tym, że uwodziła męża Summer, ale chyba jednak powiedziałem wnioskując po jej minie. - Taka kłamliwa była. Chciała nas wszystkich pokłócić.
- To smutne. Summer wie ?
- Wie.
- Nie wpłynęło to na ich związek ?
- Oni to ..Ciągle się kłócą i godzą.
- A ty jak zareagowałeś ?
- Poszła w cholerę. - Nic nie powiedziała. Była jakaś inna.  - Wiesz ja raczej ciekawego życia nie mam. - Wzruszyła ramionami i zajęła się jedzeniem. - No a teraz milcząca jesteś bo?
- Bo tak.. Zjedz kolację.
- Jak nie powiesz to nie zjem.
- Bo mam zły humor, jest mi smutno i po prostu nie wiem co mam Ci powiedzieć.
- Smutno ci bo?
- Dobrze wiesz.. Zazdrość robi swoje.
- No to nie masz czego nikomu zazdrościć.
- Zazdroszczę Summer jej rodziny.
- Nie zazdrość, będziesz mieć lepszą.
- Bez dzieci. - weszła mi na kolana i mocno się przytuliła. Objąłem ją.
- Coś ci mówiłem już. Zawsze można adoptować .
- Ale to nie jest to samo.
- Praktycznie to samo. Tyle że nie rodzisz.
- Nic nie rozumiesz. - chciała zejść, ale ją przytrzymałem.
- Czego znowu nie rozumiem? Dziecko to dziecko. Kochasz je tak samo.
- Nie ważne.
- No powiedz skarbie .
- Nie. Zjedz.
- Nie, powiedz mi.
- Dopóki nie zjesz to Ci nie powiem.
- Obiecuję, że zjem. Proszę mów.
- Najpierw zjedz. - Za jakie grzechy. Jadłem, ale z trudem. Oni nie widzą jak wyglądam? Przy okazji spotkałem jeszcze pełne zadowolenia spojrzenie Summer. Głupia. Myśli, że boje się Harry'ego. To on powinien się bać mnie. Mercy wróciła do celi, a ja poszedłem do normalnej łazienki.
- Nawet nie próbuj Louis. - Summer. Jęknąłem tylko i spojrzałem na nią.
- Nie mów mi co mam robić. Proszę.
- Wiesz.. w obecnym położeniu to mam takie prawo. Wracaj do celi. - zaraz jej zajebe.
- No chyba mam prawo skorzystać z łazienki tak? Tak. Więc ?
- Doskonale wiem, że chcesz zwymiotować i przyszedłeś tutaj po to, żeby Mercedes nie widziała.
- Boże, może chcę. Muszę. Ty mnie w lustrze nie widzisz.
- Dobrze. Powiem Mercedes. - i już jej nie było. Kurwaaaa. Pobiegłem za nią i złapałem za ramię.
- Nic jej nie powiesz - syknąłem wściekły. - Mieszasz się w coś co cię nie dotyczy. Ja nie jem nie ty.
- Wiem, że jesteś chory, ale tylko się pogrążasz ! Musisz jeść !
- Nie bo jestem gruby!
- Jesteś głupi.
- To przy okazji.
- Tylko stąd wyjdziesz, a Twoja matka już Cie weźmie pod opiekę. Załatwię Ci to.
- Żebym ja ci czegoś nie załatwił Summer.
- Czy Ty próbujesz grozić mojej żonie ? - Styles. Pocałował ją w policzek i zmierzył mnie wzrokiem.
- Od razu niech tu cały gang zleci. Jasne. Pilnuj jej żeby gdzieś NIE POTRZEBNIE nie polazła.
- Louis chciał zwymiotować kolację. - powiedziała i pokazała mi język. Gówniara jedna.
- Summer - warknąłem. Dobra pierdol się jeszcze sobie poradzę. Muszę. 
- Czemu to robisz ? Wiesz jak się o Ciebie martwimy.
- No przecież jem.
- A potem wymiotujesz.
- I nadal źle wyglądam.
- Zacznij jeść. Pójdziemy na siłownię, zrobisz rzeźbę. Pomogę Ci.
- Ty mi się na oczy dzisiaj nie pokazuj. - powiedziałem do Sunny i poszedłem do celi.
- Spoko ! Wpadnę jutro ! Paaa Loooouii ! - teraz to robi wszystko, żeby mnie wkurwić.
- JESZCZE KURWA SŁOWO!
- Debil ! - Gdyby nie Harry to nie wiem. Poszła za mną do celi i zamknęła mnie tam.
- Miłej nocy Boo Bear...- nic mnie tak nie wkurwia jak ta głupia ksywa. 
- Spierdalaj.
- Nie tym tonem Tomlinson. - odeszła. Wreszcie. Jaki spokój. Jak wspaniale. Przysięgam, że jak stąd wyjdę to jej skopię dupę i nawet Styles jej nie uratuje.
- Co jest małe i wkurwiające? Summer- warknąłem i rzuciłem sięna łóżko. Spać ludzie! Chcę spać. O..zasnąłem. Już dawno nie spało mi się tak dobrze. Rano przed śniadaniem poszliśmy z Mercedes do dyrektorki. Summer nas prowadziła. Zastanawiałem się czy jak spadnie że schodów to przeżyje. Można by sprawdzić.
- Summer gdzie Harry ?! - nie odpowiedziała mi. Menda. Pociągnąłem ją za włosy. Uderzyła mnie mocno w twarz co trochę mnie zaskoczyło. Złapałem się za policzek i spojrzałem na nią ze złością.
 - Menda. - warknąłem cicho.
- Ręce przy sobie Louis. - Znów ją pociągnąłem za włosy tylko tym razem nie dałem jej nic zrobić.
- Puść mnie bo załatwię Ci izolatkę. - warknęła na mnie.
- Żebym ja ci szpitala nie załatwił.
- Dawaj. Załatw mi. Może będzie mi lepiej. - wykręciła się jakoś i otworzyła przed nami drzwi do gabinetu.
- Na pewno lepiej niż przy Harrym- dokuczałem jej. Wszedłem z Mercy do środka.
- Siadać ! - dyrektorka chyba nie jest w humorze.. Usiedliśmy, a Mercedes była widocznie przerażona.
- No dobra. O co chodzi?
- Wasi prawnicy oboje tego samego dnia, w tym samym czasie złożyli apelacje do wyroku i mają dowody, które mają Was uniewinnić. Co wy kombinujecie ?!
- Nic? - a ja o tym nie wiedziałem. Styles kocham cię normalnie.
- Panie Tomlinson był pan policjantem. To dziwne.
- Ale ja naprawdę nic o tym nie wiem.
- A ty Mercedes ?
- Nie wiem nic.. 
- Naprawdę nic nie wiemy. - objąłem dziewczynę.
- Dowiem się co robicie ! - wygoniła nas gestem ręki.
Jasne. Ale spięta. - Mercedes spojrzała na Summer i onieśmielona spuściła głowę.
 - W ogóle to cię kocham -pocałowałem ją w usta.
- Ja Ciebie też. - Summer popchnęła mnie w stronę celi. Panna zaczyna mnie wkurwiać. Wykręciłem jej nadgarstek który złapałem. No nie odpuszczę jej. Popchnąłem ją na barierkę schodów na której się oczywiście zatrzymała. Razem z Mercy wszedłem do celi. Na efekty tego co zrobiłem nie musiałem długo czekać. Rozwścieczony Harry wparował do celi Mercedes. Rzucił dziewczynę w kąt, a mnie uderzył z pięści w twarz. 
- Traktujesz tak Summer ?! Świetnie. Zobaczymy kiedy uda Ci się stąd wyjść bo ja Ci już pomagał nie będę!  
- Posłuchaj - złapałem jego ramiona i docisnąłem do ściany. - Sam mnie w to wpakowałeś a ja nie będę Summer powtarzał że ma rączki przy sobie trzymać. Nic się jej nie stało .
- A nie wpadłeś na to, że zachowywała się tak bo w pobliżu byli inni strażnicy i nie chciała wzbudzać podejrzeń ? Jesteś aż taki głupi ?!
- Nic jej nie jest! Wyobraź sobie że ja też udawać muszę. Całować jej po rękach nie mogę
- Z tego też powodu szarpiesz ją za włosy ? Rzucasz nią po barierkach ? Świetna zabawa Louis. Ona mogła spać z tych schodów !
- Nie mogła. - puściłem go i podałem rękę Mercy. Upewniłem się że nic jej nie jest- Nie chcę zabić twojej Summer. 
- Staram Ci się pomóc więc lepiej będzie dla Ciebie jeżeli okażesz Summer szacunek bo to ona natrudziła się z nowym planem. Jeżeli nie chcesz żeby ona - wskazał palcem na Mercedes - ucierpiała to dobrze Ci radzę uspokój się i nie zapominaj o tym, że nie jesteśmy jak inni strażnicy. - wyszedł z celi.

2 kwietnia 2014

Rozdział 10

- Nie wiem kto. Było ich czterech. Weszłam na stołówkę, chciałam iść po jedzenie, a jeden złapał mnie za ramię i uderzył. Na szczęście strażnicy mnie uratowali. -  Wyszedłem z jej celi. Zawołałem strażnika który tam był.
- Który to?
- Tomlinson idź do celi. Nie rób problemów. Poradzimy sobie bez ciebie.
- Pytam kurwa który.
- Do celi powiedziałem ! - prawie mnie do niej wrzucił i zatrzasnął drzwi. Kutas. I tak mi wszystko dyrektorka wyśpiewała. Nie mogłem doczekać się śniadania.Kiedy tylko wszedłem na stołówkę namierzyłem go wzrokiem. Złapałem za kark i rzuciłem na podłogę.
- Pojebało Cie Tomlinson ?!
- Uderzyłeś kurwa moją dziewczynę.
- Mercedes to Twoja dziewczyna ? Jakie romantyczne !
- Zamknij mordę! - wjebałem mu mocniej.
- Trzymacie się za rączki i mówicie słodkie słówka.. - zakpił kolejny raz. Chciałem mu przyjebać, ale poczułem łapy strażników na sobie. Zaciągnęli mnie do izolatki.
- Zostajesz tu na tydzień Tomlinson ! - powiedzieli i zamknęli drzwi. Jak to kurwa na tydzień ?! Za 4 dni miałem stąd wyjść ! 
Dobra...Myśl Louis. Trzeba coś zrobić. Nie sądziłem, że pomoc przyjdzie tak szybko. Kilka godzin później drzwi otworzyły się, a ja zobaczyłem panią dyrektor. 
- Mercedes mi wszystko powiedziała. Wracaj do swojej celi. Następnym razem panie Tomlinson izolatka pana nie ominie. Proszę zostawić takie rzeczy strażnikom. 
- Nie mogłem. Kocham ją i nie pozwolę aby ktoś ją krzywdził.
- To więzienie. Nie ochroni jej Pan przed wszystkim
- Wiem.
- Do celi. - odeszła zostawiając mnie ze strażnikami. Podszedłem do krat wyciągając rękę do Mercy. Podała mi swoją patrząc na mnie smutnymi oczami.
 - Przepraszam skarbie.
- Prosiłam, żebyś tego nie robił..
- Musiałem.
- Wcale nie. Po prostu nie umiesz się powstrzymać.
- Umiem.
- Jakbyś umiał to byś to zrobił.
- Nie. Pobili ciebie.
- Daj spokój Louis. Nie obronisz mnie przed wszystkim.
- Obronie. Siadaj.
- Przeze mnie obrywasz Ty. - usiadła na łóżku.
- Za trzy dni wychodzimy.
- Mam nadzieję, że wszystko się uda.
- Obiecuję. 
- Jestem zmęczona. Położę się. Dobranoc Louis.
- Dobranoc kochanie.
- Dasz mi buzi na dobranoc ? -  Zaśmiałem się łącząc nasze usta.
- Kocham Cie.. - szepnęła cicho i wtuliła się w poduszkę.
 - Ją ciebie też kocham. - poszedłem do swojej celi. Nadal nie wiem gdzie jest mój współlokator.. hmm.. jebie mnie to. Kładę się na łóżku. Wpatruję tępo w sufit i powoli zasypiam w końcu. W środku nocy budzą mnie jakieś hałasy. Strażnicy wyciągają z celi jednego z więźniów. Biedak chciał się zabić. Dobrze, że to nie Mercy. Patrzę przez kraty na śpiącą dziewczynę. Wyciągnąłem rękę i delikatnie zabrałem niesforne kosmyki włosów z jej buzi. 
- Mój aniołek. - szepnąłem cicho i próbowałem znów zasnąć. 

~*~ 

Zdenerwowany patrzyłem na zegarek.
Kurcze
To jak kamienie na szaniec
Odbić rudego
Tylko tutaj odbić Tomlinsona. Mieli być w czasie obiadu, ale do cholery nic się nie wydarzyło. Czekałem. Poczułem się tak cholernie rozczarowany.. A dobiła mnie wygasająca nadzieja w oczach Mercy. Nie wiedziałem już co myśleć.

- Wracajcie do cel. - głos strażnika kompletnie mnie dobił.
- Idziemy.  
- Louis nie obwiniaj się.. - Mercy wzięła mnie za rękę.
 - Może nie jestem już im potrzebny.
- Nawet tak nie mów. Na pewno coś się stało. - weszliśmy do swoich celi.
- Zamykamy ! - chwila. Znam ten głos ! Niedługo później zobaczyłem żonę Harry'ego.
- Summer co ty tu do cholery robisz ?! - warknąłem obczajając jej uniform strażniczki. 
- Myślałeś, że Cie zostawiliśmy ? Nowy plan. - wcisnęła mi do ręki jakąś kartkę i zamknęła moją celę. Po chwili zamknęła celę Mercy i odeszła. Zaskoczony usiadłem na łóżku. Swoją drogą ciekawe ile trzeba było Stylesa przekonywać żeby ją tu puścił.
- Co tam masz ? - Mercedes usiadła na łóżku i patrzyła na kartkę w moich rękach.
 - Plan
- A co w tym planie ? 
- Masz - dałem jej kartkę.

*** Oczami Mercedes ***

Whow.. Ci jego kumple są dziwni. Znaczy.. dobrzy, ale dziwni. Chcą porwać dyrektorkę więzienia i zażądać uwolnienia mnie i Louisa.. To nie może się udać. 
Chociaż oni wiedzieli co mają robić. Znają się.
- Ciekawe dlaczego nie przyszli dzisiaj.. - powiedziałam cicho oddając mu kartkę. 
- Bo nie mogli.
- Jest Ci smutno ?
- Nie.
- Przepraszam.
- Za co ? - spojrzał na mnie.
- Wyjdź stąd sam, a mnie zostaw..
- Nawet mnie nie denerwuj. Nie mów takich rzeczy, bo mnie to wkurwia.
- Przepraszam.. - wstałam i zawołałam strażniczkę. Przyszła ta sama co podała Louisowi tą kartkę.
- Tak ? - szepnęłam jej do ucha dlaczego muszę iść do normalnej łazienki. Muszę zmienić podpaskę, a tutaj nie byłoby to.. możliwe. Zaprowadziła mnie do łazienki, a potem razem ze mną weszła do łazienki i zamknęła dokładnie drzwi.
- Słuchaj, będę się streszczać. Jestem tutaj, żeby wyciągnąć Ciebie i Louisa z więzienia. Nie znamy się, ale będę Wam pomagać. Jeżeli czegoś potrzebujesz to daj mi znać i przekaż to Louisowi.
- Dobrze. dziękuję Ci.
- Więc. potrzebujesz czegoś ?
- To trochę głupie..
- No mów.
- Chciałabym niebieską farbę do włosów.
- Załatwione. Czekam przed drzwiami. - uśmiechnęła się i wyszła. Ładna jest. 

*** Oczami Louisa ***

Drugi dzień bez jedzenia. Udało się. Nie przytyłem. A Mercedes nie skupiała się na tym, więc nikt nie męczył mnie o jedzenie. Niedługo później Mercedes wróciła razem z Summer. Ta ostatnia rzuciła mi spojrzenie i lekki uśmiech. Z dnia na dzień było tutaj mniej więźniów. Bynajmniej na tym piętrze.
 Bardzo dobrze. Był spokój. Uśmiechnąłem się do obu dziewczyn. Moje śliczności usiadła na łóżku. Ja leżałem z zamkniętymi oczami.
- Lou ? 
- Hm ? 
- Ona jest strasznie ładna. 
- No jest. 
- Podoba Ci się ?  - Odwróciłem twarz w jej stronę i otworzyłem jedno oko. 
 - Dziewczyna jak dziewczyna.
- A skąd ją znasz ? 
- Żona mojego przyjaciela.
- Zazdroszczę jej.. - powiedziała cicho i spuściła głowę.
- Czego?
- Tego, że ma rodzinę..
- Ty też będziesz mieć.
- Nie będę Louis.. Jest jedna rzecz, która mi to uniemożliwia..
- Słucham.
- Nie chcę o tym rozmawiać..
- Dzieci nie możesz mieć? Wiem. Byłaś gwałcona.
- Mówisz o tym tak jakby to nic nie znaczyło !
- Wcale nie. - odpowiedziałem. - Ja tylko nie krzyczę, nie mówię "współczuję" bo to nie jest pocieszeniem. Przepraszam że tak to odbierasz.
- Nigdy nie wyjdę za mąż i nie będę miała dzieci..
- Po pierwsze wyjdziesz, po drugie dzieci też będziesz mieć.
- Niby jak ?
- Można adoptować. Każde dziecko zasługuje na rodziców i dom.
- Kto da dziecko przestępczyni ?
- Nikt nie będzie o tym wiedział.
- Moje życie nie ma sensu.. - zwinęła się na łóżku w kłębek odwracając tyłem do mnie.
- Użalanie się nad sobą prowadzi do gorszych problemów.
- Wiesz jaka jest między nami różnica Louis ?
- Taka że ja umiem przyjąć wszystko nie przejmując się tym na zewnątrz.
- Nie. taka, że ty jesteś tutaj bo zabijałeś świadomie i z premedytacją. Nie żałujesz tego co zrobiłeś. A ja po prostu chciałam się obronić.. Chciałam przestać bać się każdego szmeru na ulicy.
- Tak. - Nie odezwała się już. Kilka godzin później strażnik kazał nam wyjść na kolację.