31 lipca 2014

Rozdział 32

- Louis.. Harry mnie zabije..
- Ojej.
- No ale Louii.. - robiła do mnie słodkie oczka.
- Trzeba było wolniej jechać. Stwarzasz zagrożenie. A gdyby tak - zaznaczyłem - dziecko tu wybiegło?
- Zajmę się dzisiaj Miki, a ty zabierzesz gdzieś Mercy proszę ?  - powiedziała na jednym wdechu.
- Żeby to było ostatni raz. Na marginesie to nadal wyglądasz jak w ciąży.
- Wiem, że jestem gruba.
- Nie, chodzi mi o ten brzuszek okrągły. Jedź mała.
- Nie jestem w ciąży ! Błagam, nie..
- No nie jesteś.
- Muszę zacząć na ten aerobik chodzić. Papa niedźwiedziu. - wsiadła do samochodu. Odjechała, a ja pracowałem dalej. Zima, lód, śnieg. Chcę do domu. Wróciłem jeszcze wypełniać dokumenty. Potem pojechałem do domu. mieliśmy jechać na zakupy. Nie chcę mi się.
- WUJCIO ! - pieronek Styles.
- O cholera...DARCEY JAK MIŁO. - Wskoczyła mi na kolana i się przytuliła.
- Hej, hej. Cześć Miki, Mercy i kto tam jeszcze w tym domu jest. - Harry wszedł do salonu, a zaraz za nim Summer, ze spuszczoną głową.
- Ile Summer powinna dostać mandatu ?
- Jakiego mandatu?
- W lamborgini są kamery. - mruknęła ucieszona stojąc za jego plecami.
- Oj tam. - machnąłem ręką.
- Pytam o coś.
- Daj spokój już i nie psuj humoru.
- Bo Harry powiedział, że będę musiała mu dać tyle buziaków ile funtów dostanę.. - rumieniła się.
- Wiesz lubię cię brat. 50.
- Tak mało ? - mruknął przyciągając ją do siebie i całując w policzek.
- 50 funtów to mało?
- 5o buziaków to mało.
- Nie narzekałbym.
- A co ty wiesz o tych ustach ?  - spojrzał na Summer z taką miłością, że chyba aż im pozazdrościłem.
- Nie zapędzajmy się - odchyliłem głowę do tyłu. - Meeeercy.
- Tak ? - przyszła upierdzielona w mące. Pięknie się prezentuje.
- Ślicznie wyglądasz - powstrzymałem śmiech,
- Nie zrośnij się z tą kanapą. - odpysknęła mi.
- Zabawna jesteś.
- Wzajemnie.
- Co gotujesz ? 
- Rogaliki robię.
- Długo jeszcze?
- A co ? - Położyłem ręce za głowę dalej odchylając się i patrząc na nią od dołu.
- Możemy gdzieś iść.
- Dobra, zabieramy Miki i lecimy, bo zostawiliśmy Alexa w domu. - Hazz wziął moją córkę na ręce i po chwili wyszli.
- No więc?
- Wolałabym zostać w domu i iść z Tobą do łóżka. - nie owija w bawełnę.
- To ostatnie odpada.
- Niby czemu odpada ?
- Bo nie jesteśmy małżeństwem. Temu.
- Aha, czyli musimy czekać do ślubu ?
- Tak bym wolał.
- Super. - obraziła się.
- A czy to ważne? - wzruszyłem ramionami i poszedłem do kuchni.
- Chciałam, żebyśmy się do siebie bardziej zbliżyli, zrobili coś intymnego, ale Tobie jak zawsze nie pasuje.
Wziąłem sobie jabłko słuchając jej żalów.
- Jest dużo innych rzeczy, które możemy robić.
- Iść na zakupy ? Bo jak do tej pory innych propozycji nie dostałam !
- Chciałem teraz z tobą gdzieś wyjść? Chciałem.
- Gdzie ? Do centrum ?
- Nie jesteś zabawna - wgryzłem się w owoc. - Ubierz się to zobaczysz.
- Nie chcę być zabawna. Taka prawda. Chodzimy tylko na zakupy.
- Która część zdania nie dotarła ?- Wywróciła oczami i poszła na górę. Zjadłem mój obiad i założyłem buty oraz bluzę. Czekałem, aż zejdzie bawiąc się kluczykami.
- Ale jak bardzo chcesz to pojedziemy na zakupy.
- Tylko spróbuj. - warknęła schodząc po schodach. Ładnie.
- Chodź i nie marudź - pociągnąłem ją do auta. No tak Louis. Najpierw London Eye. Potem kolacja. Potem spacer nad Tamizą. Super. Ja jestem super. Super skromny też. Ruszyliśmy  spod domu z piskiem opon. Jejuuu jak ja kocham szybko. Nadal jest obrażona.. Westchnąłem i położyłem rękę na jej udzie.
- Nie do twarzy ci z grymasem.
- Tobie z wiecznym niezadowoleniem też.
- Ja jestem nie zadowolony? Wcale nie.
- Skądże.
- Podaj przykład.
- To nie wiesz jak się zachowujesz ?
- Ja wiem. normalnie. Nie marudzę, nie unikam, nie wybrzydzam. Nie wiem o co ci chodzi. A tak. Raz zaprzeczyłem twojej prośbie. Prychnęła, ale już nic nie powiedziała. Skończyły się argumenty. Zaparkowałem auto i przerzuciłem ją przez ramię, idąc na kółko które się tak podoba Darcy.
- Postaw mnie proszę.. - powiedziała cicho. No i znów ma problem. A idź. Postawiłem ją i wziąłem za rekę, prowadząc. Przytuliła się do mojego ramienia. Wreszcie. Wjechaliśmy na górę. Pokazywałem jej najlepsze miejsca. Obejmowałem ją w talii, a ona wtuliła się w mój bok. Było fajnie. Tak jak mówiłem pojechaliśmy na kolacje. Uśmiechała się do mnie.  Idąc nad Tamizą zawiesiłem na jej szyi naszyjnik.
- Lou.. z jakiej to okazji ?
- Tak po prostu.
- Jest śliczny. Dziękuję. - pocałowała mnie długo. Oddałem pocałunek trzymając ręce na jej biodrach. 
-Idziemy? Zimno.
- Jasne.. - wzięła mnie za rękę. Akurat gdy szliśmy do auta, zaczął padać śnieg.
- Moje włosy ! - jęknęła zakładając kaptur. Kobiety.. Pokręciłem głową i otworzyłem jej drzwi, zapraszając do środka. Też wsiadłem i ruszyliśmy. Minęliśmy kasyno. Kusi.. Ale nie mogę.. Wypuściłem powietrze z ust i przyśpieszyłem.
- Coś się stało ? - musiała to przyczaić ?!
- Muszę zatankować. - Zaśmiała się tylko. Zatrzymałem się na stacji. Zatankowałem, zapaliłem papierosa i wróciłem do auta.
- Możemy jechać - ruszyłem. wróciliśmy do domu. Położyliśmy się do łóżka i o czymś sobie przypomniałem. Miki.
- Kurwa - poderwałem się i zacząłem ubierać.
- Co ? Co się stało ?
- Dziecko.
- O kurwa.. Jechać z Tobą ?
- Nie, po co? Spij - pocałowalem jej czoło i pojechałem do Stylesów ledwo wyrabiając na zakręcie. Sam sobie mandat wypisze. Otworzyła mi Summer trzymająca na rekach zapłakaną Darcy.
- Cześć. Czemu ona płącze?
- Harry na nią nakrzyczał. - wpuściła mnie do środka.
- Chyba nie dosłyszałem.
- Nakrzyczał na nią. - powiedziała cicho.
- Serio? Halo to jest DARCY. Za co ? 
- Za to, że zaczęła się wydzierać i pyskować do niego.
- To ma 3 lata, to jak pyskować?
- Powiedziała mu, że nie będzie spać i ma w dupie jego zdanie.
- Dobra też bym nakrzyczał. Gdzie Mikayla?
- W salonie. - Darcy wyciągnęła do mnie łapki.
- Chodź - wziąłem ją. Przytuliła się mocno nadal rycząc.
- Cicho, cicho. Miki - podszedłem do córki.
- Darc chodź do taty. - Harry wziął ją na ręce, a ona w sekundzie zamilkła. Wziąłem Miki i pocałowałem w czoło.
- Tata spać..- powiedziała przytulając się.
- Już jedziemy. Dzięki - powiedziałem do przyjaciół.
- Nie ma za co. - Harry zaniósł Darc na górę, a Summer patrzyła na mnie. Przygryza wargę.
- Co jest?
- Nic, a co ma być ? Zmęczona jestem. - wzruszyła ramionami. Wiem, że kłamie.
- Mów. 
- Zabrał mi kluczyki od lamborgini - wydęła dolną wargę

30 lipca 2014

Rozdział 31

- W święta? - jęknąłem. Posadziłem Miki w raju jej zabawek. Modliłem się, żeby nie zaczęła marudzić. Kuratorka łaziła po domu i sprawdzała " warunki ". Warunki akurat ma dobre. To jeden z najbogatszych domów i jest przystosowany również do dziecka.
- A ty Mikayla ? Co u Ciebie ? - podeszła do Miki, a ja poczułem zimny pot na karku. Modliłem się, żeby nie była zła o te lody.
- Tata powiedział, że w zimie nie mogę jeść lodów. - Popatrzyłem na córkę i kobietę.
- Ma rację. Możesz być chora.
- Kocham tatusia.
- A jak twoja mama?
- Mama super !
- To cieszę się.
- A pani czemu pyta ? - spytała mała, a ja się zaśmiałem.
- Z ciekawości - pogłaskała ją po włosach.
- A tata mi kupił misia. - pokazała kuratorce pluszaka. - No, a Darcy ma braciszka.
- Kto to Darcy?
- Córka mojego brata - odparłem biorąc dziewczynkę na ręce. Od razu się we mnie wtuliła.
- Kocham cię - szepnąłem.
- Ja Ciebie tez tatuś.. - odszepnęła.
- Moja księżniczka.
- Mikayla idziesz ze mną czy zostajesz ? - spytała kuratorka.
- Zostaje!
- Na pewno ?
-Tak.
- No dobrze.
- Papa. - Próbowałem się nie śmiać, ale słabo mi poszło. Kobieta wyszła. Zrobiliśmy obiad. Mikayla ciągle za mną łaziła.
- A może pójdziesz spać?
- Nie.
- Czemu?
- Bo nie chcę.
- No dobra.
- I co teraz tata ?
- Bawimy się?
- A w co ?
- W co chcesz ?
- W chowanego.
-Dobrze. - Poleciała gdzieś. Nie mogłem znaleźć jej przez 15 minut. Ale w końcu znalazłem. Była w szafie.
Śmiała się kiedy wziąłem ją na ręce.
- Ty mały skarbie. - Zabrałem ją do łazienki i umyłem.  Położyłem ją spać i zszedłem do Mercy.
- Ale jestem zmęczona..
- Ja też - przytuliłem ją.
- Loui..
- Hm? - pocałowałem ją w szyję.
- Ja chyba.. chcę spróbować..
- Ale co ? 
- Seks..
- A to. - mruknąłem i pocałowałem ją we włosy.
- Co o tym myślisz ?
- Fajnie.  - Uśmiechnęła się i przygryzła moją wargę.
- Czuję do Ciebie tak wiele Lou..
- Ja wiem co to. Miłość - pocałowałem ją.
- Dużo miłości..
- Tak.
- Najwięcej. - Zaśmiałem się i znów ją pocałowałem. Kocham smak jej ust. Ostatnio nie mieliśmy dla siebie dużo czasu. Dużo się działo. Święta. Poród. Przynajmniej sytuacja u Stylesów się uspokoiła i wreszcie mogę zająć się Mercy i Miki.
- Zrobię ci kąpiel.
- Chcę z Tobą. - troszkę mi szczęka opadła.
- No dobra...- zgodziłem się niepewnie.
- Co masz taką minę ?
- Bo nie kąpaliśmy się razem.
- Jak nie chcesz to okej.
- Chodź - idziemy do łazienki. - Ręce mi się pocą. Mam tremę. Kurwa, ale przed czym. Nalałem wody do wanny i wypuściłem powietrze z ust, ale wróciło tam kiedy się  odwróciłem.
- O..a...ym...
- Co ? - stała przede mną w samej bieliźnie.
- Nie nic.
- Rozbierzesz się w końcu ?
- No... czekaj bo w szoku jestem.
- Czemu ? - zarumieniła się delikatnie.
- Bo jesteś piękna?
- Ty też.. - szepnęła.
- Nie, ja nie - rozebrała się i pomogłem jej wejść. Sam też pozbyłem się ubrań. Wszedłem do wanny, a ona wtuliła się w mój tors. Pocałowałem jej kark.
 - Kocham Cie.
- Ja ciebie też. - Poczułem  jej dłonie na dole mojego brzucha. O jezu.. nie.. Złapałem jej ręce. Pocałowałem jedną, a potem drugą i ułożyłem je na jej udach. Nie chcę jej skrzywdzić. Nie wiem też czy miała TE zamiary, ale lepiej nie ryzykować.
- Pojedziemy jutro na zakupy.
- Co ty masz z tymi zakupami ?!
- Mała szybko wyrasta.
- Nienawidzę zakupów wiesz ?
- Ja też. To nudne, ale dziecko musi w czymś chodzić.
- Niech Ci będzie. - Znów pocałowałem ją we włosy.
- Umyje Cie.
- Ja się umyję.
- Czemu ?
- Ja umyję ciebie. - tak właśnie zrobiłem.
- A czemu ja Ciebie nie mogę ?
- Bo...jak chcesz.
- Jak nie chcesz to powiedz..
- Nie, spokojnie. - Poczułem jej drobne, delikatnie dłonie na moim ciele. To było dziwne, ale przyjemne.
Odprężyłem się. Wyszliśmy z wanny i ubrani w rzeczy do spania poszliśmy do łóżka. Mercy była dziwnie ucieszona.
- Co?
- Co co ?
 - Taka radosna?
- A nie wolno ? - cmoknęła mnie w policzek.
- Tak pytam.
- Śpij już marudo.
- Idę do dziecka. Sprawdzę czy śpi - wstałem.
- Jak zwykle.
- Co jak zwykle ? 
- Uciekasz.
-Od czego niby?
- No właśnie nie wiem.
- Nie rozumiem cie. Idę tylko sprawdzić czy nasza córka śpi jak powinna.
- Dobra dobra. - Wyszedłem. Miki spala z rączka opuszczona z łóżka. Przykryłem ją. Mruknęła coś i zgarnęła miśka. Pocałowałem ja i wróciłem do sypialni. Opadłem na poduszki zamykając oczy. Mercy przytuliła się do mnie
- Gdzie chcesz jechać na sylwestra? - spytałem.
- Nie wiem.
- Zastanów się.
- Gdzieś tylko z Tobą, Summer i Hazzem.
- Dobra, ale wiesz nie wydaje mi się bo Summer musi karmić.
- Do sylwestra jeszcze dużo czasu.
- Kilka dni a dziecko karmi się kilka miesięcy.
- Trzeba z nimi pogadać.
- Tak.
- Ty pogadasz.
- No. W końcu to mój brat wiec ja.
- Dobranoc kotku. - pocałowała mnie w szyje. Uśmiechnąłem się i zasnąłem. Rano od razu praca. Ważąc się w łazience uznałem ze kurwa 73 kg to za dużo. 
- Papa tata. - powiedziała Miki kiedy otworzyłem drzwi, żeby wyjść.
- Papa kochanie. - Zrobiła dzióbek, a ja ją pocałowałem.
- A mogę iść z Tobą ?
- Będziesz się nudzić tam.
- Z Tobą ? Nigdy.
- Ale ja pracuje królewno.
- Ale tato..
- Tak ?
- To nie idź..
-  Nie mogę kochanie.
- Możesz.
- Nie. Biegnij się bawić.
- Głodna jestem tato.
- Mercy!
- Mama śpi.
- Kurwa - zrobiłem jej kanapki z nutellą i posadziłem przed telewizja. Potem wybiegłem. Za spóźnienie musiałem jechać na patrol. Zajekurwabiście. Kogo złapałem ? Ja to sobie cały bloczek wydrukuje z imieniem, nazwiskiem i adresem oraz rejestracją tego lamborgini.

~~~*~~~~
Nasze: http://come-to-me-baby-story.blogspot.com/

27 lipca 2014

Rozdział 30

- Nie mam pojęcia Lou. Chyba szła na górę. - Niall wzruszył rękami.
- Sama?! - podskoczyłem.
- Chyba. Nie wiem.
- Pogięło was?! - pobiegłem jej szukać. Siedziała w sypialni Harry'ego i tuliła się do jego bluzy.
- Hej skarbie - usiadłem obok. - tatuś cię nie zostawił.
- Zostawił.. - pociągnęła noskiem.
- Nie, pojechał z mamą do szpitala. Wiesz będziesz mieć braciszka. Znaczy już masz.
- Ale ja chcę do taty.
- Poczekasz. - Wziąłem ją na ręce i zszedłem na dół. Nie dała sobie zabrać bluzy swojego ojca. Zacząłem ją usypiać. Udało mi się! Brawo Lou ! Spała mi na rękach. Genialny ja. No wiem. Była bardzo spokojna.
Harry nie wracał przez prawie całą noc. Przyjechał dopiero nad ranem.
- Gratuluję - powiedziałem
- Dzięki.
- Moglibyśmy porozmawiać?
- Louis.. Jestem wykończony. Przyjechałem tylko po dziecko i nasze rzeczy.
- Zostaw małą. - odpowiedziałem. - Summer i tak musi być w szpitalu.
- Lou, ona musi być ze mną.
- Też jest zmęczona. Umiem się zając bratanicą.
- C..Tak Louis, wiem, że jesteśmy jak bracia bla bla, ale serio daj mi ją bo jestem zmęczony. Oparłem się o ścianę.
- Anne zabrała dzieci na plac zabaw.
- Jezu.. - poszedł na górę i zaczął pakować rzeczy
- Przywiozę Ci ją potem.
- Co ty chcesz od tego mojego dziecka ?! - widać, że się nie wyspał.
- Harry, Darcy nie jest na tyle duża aby błąkała się po szpitalu. To nawet nie higieniczne.
- Chcę żeby była przy mnie.
- Więc ci ją przywiozę jak muszę.
- Dzięki.
- Proszę.
- Coś jeszcze ?
- Nie.
- Na pewno ? Wyglądasz jakbyś chciał mi coś powiedzieć.
- Pogadamy potem. - Wziął rzeczy swoje i Summer i wyszedł. Westchnąłem głęboko. To będzie życiowa rozmowa. Później zawiozłem mu córkę i wróciliśmy do domu. Miki ciągle spała. Ann chyba ją przekarmiła
Położyłem ja do łóżeczka. Sam padłem na kanapę wykończony świętami. - Wszystko najlepszego Lou. Za przed wczoraj.- mruknąłem do siebie. Nigdy mnie jakoś te urodziny nie obchodziły, ale przykro, że nikt nie pamiętał. Nawet moja mama. Własna matka. Dopiero 2 dni później doczekałem się życzeń. Super nie? Ale nie ukazywałem żalu. To tylko urodziny.
- Jak tylko stąd wyjdę to dam Ci prezent. Wybacz mi, przez małego o wszystkim zapomniałam. - Summer tłumaczyła się już z 15 minut.
- Sunny nie przejmuj się tym jasne? Ten mały jest prezentem. Ciesze się ze wszystko się udało.
- Przytul. - Usiadłem obok i ja objąłem. Pocałowałem Summer w czoło. W złym momencie bo akurat weszła Mercedes, a zaraz za nią Harry. Nie chciałem głupiej afery. Pocałowalem ja jeszcze w policzek i wstałem. - No a jak się nazywa? - spytałem dziewczyny.
- Alex Styles. - uśmiechnęła się.
- Dobrze ze nie ma drugiego imienia.
- Dlaczego ?
- To masakra jest potem. No nie ważne. Z punktu widzenia policji to błąd nadawania drugich imion.
- Alex Louis Styles.. - powiedział ze śmiechem Harry.
- Nie rób mu tego stary.
- Za późno
- Poważnie mowie. Możesz to jeszcze zmienić. Często zamiast pierwszego podaje się drugie. W sensie urzędy się mylą.
- Ale on ma być Alex Louis i koniec.
- Wariactwo.
- Czemu ?
- Śliczny jest.
- Po mamusi. - powiedziała Sunny pokazując nam język.
-No przecież.
- Wiadomo. Darcey ! - dziewczynka wskoczyła do niej i się przytuliła.
- Kiedy wychodzisz ?
- Jutro !
- Super
-  Gdzie Miki ? - spytał w końcu Harry. - Mam coś dla niej.
- W łazience - Mercy z nią przyszła. Hazz wziął ją na ręce i coś jej dał.
- Dzięki wujek - uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma za co. - pocałował ją w czoło. Przytuliła się do jego ramienia, a ja uśmiechnąłem.
- Co się głupio śmiejesz ? - Harry odwrócił się do nas.
- Bo to słodkie.
- Jakie ? Louis normalnie to byś rzygał tęczą
- Normalnie. - wyszczerzyłem.
- A co jest ?
- Musimy pogadać.
- O czym ?
- To ważne. Więc jakbyś mógł - wskazałem na korytarz. Oddał Mikaylę Mercedes, pocałował Summer i Darcy, a ja teatralnie zerknąłem na zegarek. Z godzinę mu zejdzie. Wziąłem go za rękę i wyciągnąłem na korytarz. - Lepiej usiądź. - Usiadł i skrzyżował ręce na piersi.
- Tak no wiec...- pomasowałem ręką kark. - Od zawsze traktowaliśmy się jak bracia.
- Wzruszające, dawaj dalej. - wywrócił oczami
- Tylko proszę nie rób nic głupiego.
- Ok ?
- Jesteśmy braćmi.
- Załapałem. Też dziękuje za wszystko.
- Mówię serio. Mamy jednego ojca.
- Nie..
- Tak.
- Kłamiesz.
- Po co?
- Louis nie.. - ukrył twarz w dłoniach. Usiadłem obok. 
- Co to zmienia?
- Na przykład to, że już nie mam matki.

 - Przestań.
- Nie. - wstał i poszedł do swojej żony. Poszedłem za nim. 
- Uspokój się. Bo to nie jej wina.
- Jej ! Kurwa jej jebana wina Louis.
- Nie jej. - odpowiedziałem spokojnie. - W czym ty widzisz problem? Cały czas jest jak było. Błędy z przeszłości Też jakieś popełniłeś.
- Okłamywała mnie przez 26 lat.
- Nie miała odwagi powiedzieć.
- Super.
- Nie traktuj jej z góry.
- Nie zamierzam mieć z nią kontaktu.
- Jesteś idiotą. Głupim egoistą który myśli tylko o swojej dumie.
- Louis do cholery.. Nie wiem kim jest mój ojciec, a ty masz do mnie jeszcze pretensje ?! - tu ma rację.
- Uspokój się! - podchodzę do niego. - Po co ci miała to mówić? Z Gemma mieliście opiekuna. Jej ojca tworzyliście rodzinę.
- O właśnie. Nawet prawdziwej siostry już nie mam..
- Pierdolisz.
- Nic nie zrozumiesz Louis.. Skończmy ten  - do sali weszła Ann z Gemmą. Wziąłem moją rodzinę i wyszliśmy. Niech sam sobie układa życie.
- Tato ! - Mikayla rzuciła mnie pluszakiem.
- Co? - spojrzałem na nią.
- Chcę na lody ! - chyba udzieliło się jej zachowanie od Stylesówny.
- W zimę? Poważnie?
- Chcę i koniec !
- Nie - odpowiedziałem i wpiąłem ją do auta. 
- Czemu ? Tata ! - Popatrzyłem na Mercy. Niech z nią dyskutuję, ja nie mam zamiaru. W domu czekała na mnie niemiła niespodzianka. Czekał na nas kurator. 

25 lipca 2014

Rozdział 29

- Jak tam?
- Do taty. - Mała wyciągnęła do mnie rączki.
- Chodź skarbie - wziąłem ja. Przytuliła się do mnie. Mercy rozmawiała z mamą, a ja tuliłem mojego malucha.
- Podoba ci się tu?
- Tak.
- To bardzo się ciesze.
- A Tobie tatku ?
- Zawsze kochanie. - podrzuciłem ją.
- Chodź na spacer tatku.
- Dobrze. - ubrałem ja i siebie. Wyszliśmy. Mała biegała po śniegu, a ja odpaliłem papierosa Bez tego dziecka było by w domu smutno. Chyba trochę zaczynam rozumieć Styles'a. Dzieci są fajne. Nawet bardzo.
- Wracamy ?
- Tak, bo zimno tatku
- Chodź kotku. - Niosłem ją i usnęła mi na rękach.
- Jesteśmy. - Mruknęła coś wtulając się we mnie. Położyłem ja w wózku. Moja maleńka. Mercy i mama robiły coś w kuchni
- Pomóc ? - objąłem Mercedes.
- Nie. Idź do sióstr.
- No dobra, dobra. Widzę, że przeszkadzam.
- Nie przeszkadzasz. Po prostu bardzo za Tobą tęskniły.
- Idę - poszedłem do dziewczyn  i brata. Też za nimi tęskniłem. W końcu to moja rodzina. Siedziałem z nimi długo. Mercy już dawno spała, a ja nadal gadałem z nimi. Wreszcie położyłem się obok niej i też zasnąłem.
Dobrze mi się spało, ale musieliśmy wstać na śniadanie. No, a potem jechać do Stylesów. Miki jadła grzecznie siedząc mi na kolanach.
- Adoptujmy syna - powiedziałem do Mercy.
- Jeszcze nie dostaliśmy Miki Louis.
- Ale dostaniemy.
- Ja tylko mówię
- Ja też mówię.
- No dobrze. - uśmiechnęła się do mnie. Pocałowałem ją w policzek. Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do pani Styles. Kiedy tylko weszliśmy do środka zobaczyliśmy Darcy w jej ulubionym stanie. Była w centrum uwagi wszystkich obecnych.
- Dzień dobry - powiedzieliśmy
- Louis ! - Anne rzuciła się na mnie i zaczęła przytulać. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w policzek.
- Jak ty wydoroślałeś ! Ale ogoliłbyś się ! Wejdźcie, siadajcie. Darcy przywitaj się aniołku. - poprowadziła nas do salonu. Czas się przygotować na wywiad. Wziąłem Darcey na ręce.
- Wujcio ! - mała była strasznie roześmiana.
- Cześć skarbie. - Mikayla siedziała na kolanach Harry'ego. Dziwne, że Stylesówna jeszcze nie robi awantury. Zrozumiałem kiedy do pokoju wszedł Niall z Jamesem i Zaynem.
- Cześc - powiedziałem.
- Hej Lou. - Darcey  wierciła się oglądając wszystkich w pomieszczeniu. Gdzie. Jest. Sunny ?
- Gdzie Summer?
- Śpi Lou. Jest bardzo słaba. - powiedziała cicho Gemma. Hazz zniknął na górze. Zostałem z Darcey. Potem się zamieniliśmy. Poszedłem do niej. Już nie spała. Rozmawialiśmy. Dziwnie się skrzywiła, a ja jakoś zbladłem. Jej cierpienie jest widoczne. A ja nie lubię bólu.
- Biedna. To niedługo. Zsikałaś się? - spytałem czując mokry materac.
- Wody mi odeszły.. - jęknęła. - Zawołaj Harry'ego. Szybko !
- Co?! O Kurwa - zerwałem  się i zbiegłem na dół.
- Co ?! - Harry zerwał się na równe nogi.
- Ja...ona..my...rodzimy..- poplątałem się. Odepchnął mnie i pobiegł na górę. Pobiegłem za nim. Summer krzyczała z bólu. Chyba nie było wyjścia. Nie zdążyła by...Wziąłem powietrza i ze świstem wypuscilem. Kłóciłem się chwilę z Harrym tłumacząc mu ze nie mam innego wyjścia. Przyjąłem poród. Harry trzymał swojego syna na rękach, a ja próbowałem utrzymać Summer przy przytomności.
- Jeszcze chwila - czekaliśmy na karetkę.
- Dałam radę ? - zapytała słabnąc.
- Jasne, że tak.
- Czyli mogę teraz umrzeć ?
- Nie mów tak.
- Boli jak cholera.
- Będzie dobrze.
- Musi..
- I tak będzie. - karetka zabrała ja do szpitala. A ja zostałem z Darcey i Miki. No i Mercy i Anne i Gemmą.
- Nigdy więcej. Nigdy kurwa więcej porodów.
- Gdzie mamusia ? - mała Stylesówna siedziała sama na dywanie.
- W szpitalu. wiesz, braciszek ci się urodził.
- A tato ?
- Z mamą.
- Aha. - wstała i poszła do Ann.  Pocałowałem Miki w czoło. Niall i Zayn oraz James gadali z Mercy,
Niedługo później Ann podała wystawny obiad. Ciekawe czy młoda będzie zazdrosna o brata. Jak na tą chwilę ciągle milczy. Ann próbowała dać jej jeść, ale Darcey nie chciała.
- Musisz zjeść - powiedziałem
- Nie.
- Tata będzie zły.
- Tata mnie zostawił. - poszła do Zayna i się wtuliła. Walnąłem głową o stół. To Harry ma problem. Miki usnęła u Mercedes na kolanach. Moje słoneczko. Zanioslem ją do auta.
- Louis. Co robisz ? Na górze czeka pokój na waszą trójkę. - Ann wyszła za mną.
- Nie będziemy przeszkadzać.
- Nie przeszkadzacie. Nie mam jednego syna na święta, to mam przynajmniej drugiego. Uśmiechnąłem się szeroko. A potem zmartwiłem.
- Czy Harry wie? - Pokręciła przecząco głową.
- Dowie się?
- Ja mu nie powiem. Lepiej, żeby nie wiedział.
- Lepiej? Jesteśmy braćmi.
- Louis.. On się na mnie obrazi..
- Na pewno, ale musicie spokojnie porozmawiać.
- Nie.. Ja nie jestem taka odważna jak Twoja mama. Poza tym Harry jest inny niż ty.
- Wybuchowy? agresywny?
- Tak.
- Ja z nim pogadam.
- Louis..
- Dostanę po mordzie.
- Przestań.. To nie jest dobre wyjście.
- Musi wiedzieć
- Po co ?
- Bo to niesprawiedliwe.
- Idź połóż małą Lou. - Westchnąłem i polazłem na górę. Ann przygotowała pokój z łóżeczkiem dla Miki. Kochana.. Włożyłem tam malutką i poszedłem na dół. Przytuliłem Merceds.
- Louis ja idę z Gemmą na spacer. - powiedziała cicho zakładając płaszczyk. - Nie będziesz zły ?
- Nie, idź.
- Kocham Cie ! - pocałowała mnie długo i poszła. Usiadłem z Jamesem na dywanie i bawiliśmy się. Małej Stylesówny nigdzie nie było
- Gdzie małe, smutne i kochane?

23 lipca 2014

Rozdział 28

- Louuiii - Nialler wlazł do mojego domu.
- Czego dusza potrzebuje ?
- Cześć wujku. - mały James Horan we własnej osobie.
- No hej.
- Zajmiesz się nim ? Ja mam troche rzeczy na głowie, a przecież dziewczyny na aerobik idą.
- Jasne.
- Dzięki bardzo.
- Nie ma sprawy.
- Bądź grzeczny James. A no i Hazz podrzuci Darcey. - uciekł. Kurwa no.
- No to ten... - James jest dzieckiem, któremu nic nie trzeba. Wziął sobie zabawkę i sam się bawił. Tak samo Miki. Poczekamy na Stylesa. Jestem pewny ze tutaj  będę musiał się bardziej postarać. O dziwo nie.
Wziąłem ich do salonu. Rysowaliśmy. Darcy malowała coś ze spuszczoną głową.
- Co jest smyku?
- Nic wujcio. Cemu ?
- Taka smutna jesteś - przytuliłem ja.
- Nie jestem.
- No dobrze.
- Tatuś powiedział, żebym była bardzo grzeczna.
- Jesteś grzeczna.
- No, ale on powiedział, że ty nie jesteś moim tatusiem i, żebym Ci nie przeszkadzała.
- Oj skarbie. Zawsze jesteś grzeczna - Przytuliła się do mnie mocno Pocałowałem ją w czoło.
- Wiesz, że kocham tatka ?
- Wiem.
- Tato. - Mikayla spojrzała na mnie z zazdrością
- Słucham ? - ją też przytuliłem Darcy uciekła do Jamesa. Przyznam, że 4 letnie dzieci w air maxach wyglądają conajmniej głupio. Horan. Kolejny które wychowuje dziecko na pieniądzach . Nie wypowiadam się na ten temat. Pocałowałem córkę w czoło. Mój mały skarb.
- James jest fajny. - szepnęła Miki. Mhm. Jeszcze wojny o Jamesa brakowało.
- Tylko się nie pobicie.
- Czemu Darcy ma wszystko co chce ?
- Bo jest tak wychowywana. Nie zaczynaj takiej rozmowy jakby Ci czegoś brakowało. O cholera - wstałem szybko. Prezenty na święta.
- Co tatusiu ?
- Nie nic.
- Kocham Cie.
- Ja ciebie też. -Pobiegła się bawić Następnego dnia poszliśmy kupować prezenty. Miki nie bardzo wiedziała co się dzieje. Biedactwo pewnie nigdy nie miało prawdziwych świąt
- Będzie choinka. - Powiedziałem.
- A co to ?
- Takie drzewo - pokazałem.
- A. Fajne.
- I prezenty.
- Louis zobacz. - Mercy pokazała mi malutkie air maxy.
- Nie.
- No czemu ? Śliczne są.
- Każdy je ma. Nuda. Idziemy dalej.
- A te ? - pokazała mi Jordany.
- Conversy.
- Jordany.. - zrobiła oczy szczeniaka. w sumie Stylesówna Jordanów nie ma.
- Dlatego ze to święta.
- Kocham Cie.
- Ja ciebie też. -  Moja mała. Zapłaciłem za te kurewsko drogie buty i wyszlismy z centrum. Wszystko mam.
Moje konto maleje. Ech. Wróciliśmy do domu. Miki szybko usnęła, a ja poszedłem na długą kąpiel. Wziąłem telefon później i zadzwoniłem do matki. Powiadomiłem, że będziemy na święta. Ucieszyła się. No to dobrze. Następnego dnia pakowaliśmy się do wyjazdu. Przerwał mi dzwonek do drzwi.
- Tak? - Otworzyłem.
- Wujcio ! - mała Darcy przebrana za śnieżynkę wisiała na rękach Harry'ego.
- Cześć. Wchodźcie. - Jest i Summi grubasek. Weszli do salonu i usiedli.
- Chodź Darcy - wziąłem Darcey i zanioslem do choinki. Kucnąłem biorąc jedno z pudełek.
- A ja mam coś dla wujcia.. - machała słodko nóżkami.
- Co takiego?- zaśmiałem się podając jej zabawki.
- Dziękuję wujcio. Zobac - podbiegła do mnie z pudełkiem. Otworzyłem jej i zobaczyłem misia z jej i moim zdjęciem.
- Jezu jakie śliczne. Dziękuję - podrzuciłem ja.
- Sama wymyśliła. - powiedziała Summer. Grubasek źle wyglada. Mały daje jej pewnie popalić
- To dziecko jest inteligentne, ładne, słodkie i grzeczne po mamie.
- Nastepne jest po Harrym. - mruknęła trzymając się za brzuch.
- To współczuję - pocałowalem jej policzek. Musi wytrzymać. Jest silniejsza niż jakakolwiek laska, którą znam. Stylesom tez dałem prezenty. Oni oczywiście wszystko z rozmachem
- Więcej się nie dało.
- Daj spokój. Stać nas.
- Ehem.
- Jakie plany na Święta ?
- Doncaster- mruknąłem.
- O prosze.. - zaśmiał się.
- Tsaa..
- My Holmes Chapel
- To lepiej.
- Ann zaprasza Was na drugi dzień świąt.
- Jak mnie matka wypuści.
- Powiedz, ze do Ann to puści.
- Dobra. Mercy chodź tu !
- Co tam Lou ? O hej.. - stanęła przy moim boku
- No hej.
- Będziemy się zbierać. Grubasek musi się położyć
- Ojej. Biedna Sunny.
- Nawet mi nie mów Lou. - razem z Harrym odprowadziłem ją do samochodu.
- Trzymajcie się. Jedz ostrożnie.
- Wesołych świąt
- Nawzajem.
- Dzieki. - odjechał. Darcy pomachała mi z tylnego siedzenia. Odwzajemniłem gest. Zabrałem rodzinę do auta.
- Gdzie jedziemy tatuś ?
- Do babci.
- Fajnie. - Uśmiechnąłem się. Ruszyłem do Doncaster. Mercy była taka podekscytowana. Miałem dobry humor. To ich sprawa.
- Tata zobac !
- Co takiego?
- Żyrafa
- Co ?!
- Na rysunku.
- Jezu..
- Co ?
- Nie strasz
- Kocham Cie tatku
- A ja ciebie.
- Nudzę się tatku.
- Zaraz dojedziemy.
- Ok. - Zaparkowałem pod domem w Doncaster. Miki czekała aż wezmę ją na ręce. Weszliśmy do środka.
Od razu zleciały się moje siostry.
- Cześć młode.
- Louis tak dawno Cie nie było ! - Fizzy tuliła się do mnie.
- No trochę. Ale jestem.
- Ciesze się ! Tęskniłam !
- Poznaj Mercedes i Miki.
- Jestem Fizzy.. - Przytuliła się do Mercy.
-Mercy.
- A to na 100% nie jest Twoje dziecko. Ty byś takiego ładnego nie zrobił.
- Dzięki...
- Przecież żartuje. Śliczna jest.
- Ale racje masz.
- Hm ?
- No racje.
- Ale z czym ?
- Z tym pierwszym - wywróciłem oczami.
- To ładnie z Twojej strony. - Poszedłem po prezenty i je przyniosłem. Miki siedziała na kolanach mojej mamy.


Czytasz - komentuj :) 

19 lipca 2014

Rozdział 27

Obudziłem się wtulony w jej włosy. Leżałbym tak ale praca.Po prysznicu zszedłem na dół. Mama karmiła Miki oglądając z nią bajki.
- Cześć dziewczyny - pochyliłem się zakładając buty. Nawet wypastowane. Muszę jakoś wyglądać.
- Synku śniadanie.
- Muszę już iść.
- Jedna kanapka i herbata.
- Dobra.
- Dziękuję. - Zjadłem i poszedłem do pracy. W robocie jak zawsze zapierdol. W końcu jestem tu jedynym pracownikiem. Wróciłem po kasynie do domu. Przepieprzyłem mnóstwo hajsu. Na szczęście nie było już mojej matki.
- Cześć dziewczyny.
- Tatuś ! - Miki podbiegła do mnie i wyciągnęła rączki. Wziąłem ją na ręce i pocałowałem.
- Wujcio. - mhm. Jest i maruda Styles.
- Hej królewno- ech. Podniosłem i drugą. Hmm. Który Styles ? Summer czy Harold ? Wchodze do salonu i niespodzianka. Niall z Jamesem. Sprawie sobie wywieszkę przedszkole. Przyda się. Witam ich.
Nigdzie nie było Mercy.
- Gdzie Mercedes hmm?
- Na aerobiku. Dzisiaj była Twoja kolej na przedszkolankę, ale Cie nie było.
- Wybacz. Pracuję. Aerobiku - prycham.
- Przecież się nie złoszczę. Uwielbiam się z nimi bawić. - Bo macie taki sam poziom inteligencji ? Nie no tego mu nie powiem.
- Niedługo będzie jeszcze jedno. - Miki bawiła się lalkami, a Darcy wisiała mi na szyi. Mały pieszczoch.
- A cieszysz się ze będziesz mieć braciszka?
- Tak. Ale i tak mnie tatuś kocha najbardziej na świecie.
- Oczywiście. - egoistyczne dziecko.
- Tatuś tak mówi.
- Super. - Spojrzała na mnie obrażona i poszła do Nialla. Boże.. co za dziecko.
- Jeszcze w kącie stań.
- Zostaw ją w spokoju Louis. - Niall już ją przytulał i całował. Jasne. Wejdźcie jej bardziej w dupe.
Poszedłem do kuchni. Zrobiłem im jedzenie. Musze sobie syna adoptować. Potrzebuje prawej ręki.
- Gdzie moje ulubione dziecko ? - Harry wszedł do kuchni przez drzwi od garażu.
- Dopieszczane przez Nialla.
- Coś jej powiedziałeś ? Bo dzwoniła do mnie i powiedziała, że wujcio już nie jest wujciem.
- Powiedziałem super.
- Od kiedy masz Miki Darcy dla Ciebie nie istnieje.
- Wcale. - kręcę głową. - W ogóle. Nie przesadzasz? Super. Stylesowna była od zawsze. Rozpieszczona przez każdego. Ja umiem dzielić uwagę na nie dwie. Ale to ona jest zazdrosna. Nie jest przyzwyczajona.
- Wiesz, że mam pieniądze. Darcy ma wszystko czego chce. Była pierwsza, dlatego każdy jest do niej najbardziej przywiązany. Potem był James.
- Nie powinna. Harry. Nie powinna mieć wszystkiego. Chcesz mieć dobrą dziewczynę a nie księżniczkę z bogatego domu traktująca wszystkich z wyższości ą? To rób tak ze dostanie coś za coś.
- Ale ona jest księżniczką z bogatego domu i nie będę skąpił jej pieniędzy bo ktoś ich nie ma. - wzruszył ramionami.
- To się nie zdziw gdy jej koledzy będą samymi sepami. Tak ją wychowasz ze nie odróżni przyjaciela od wroga
- Ty mnie nie ucz jak mam dziecko wychowywać.
- Ja ci tylko mówię jak będzie Harry. To jest najgorszy błąd. Dawać jej wszystko bo ona chce.
- Zobaczymy jak ty swoją wychowasz.
- Na pewno nie dam jej Wszystkiego bo jej się tak podoba.
- No właśnie. Pomyśl co możesz jej dać bo jak na tą chwile to przejebałeś wszystko w kasynie.
- A to akurat nie twoja sprawa. Wiesz wydaje mi się ze dziecku potrzeba kilku zabawek i miłości rodzica. A nie wszystkiego czego zapragnie.
- Darcy ma mnóstwo miłości. Wychowujemy ją jako MAŁŻEŃSTWO w ciepłym domu. Zawsze chodzi roześmiana
- No widzisz. I nie trzeba dziecka psuć pieniędzmi.
- Ja jej nie psuję. Po prostu stać mnie na to. - mała Stylesowna weszła do kuchni i prawie wskoczyła mu na ręce.
- No właśnie o tym mówię. - westchnąłem. Każdy mu to powie. Rozpieszczanie nie jest dobre.
- O tym, że przytulam moje dziecko ? Faktycznie dziwne.
- Nie nie o tym. Nie zmieniaj tematu. - wywrocilem oczami. Dałem dzieciakom jeść.
- Zajmij się swoim Louis
- Jesz to jedz - mruknąłem. Niedługo święta. Będziemy musieli pojechać do Doncaster.
Już 2 dni później Doncaster przyjechało do mnie a dokładniej moja siostra Lottie.
- A Cześć...
- Bede z Tobą mieszkać ! - Wyplułem sok. 
- Co? Może tak zapytała byś mnie.
- Jesteś moim bratem i mnie bardzo kochasz wiec zgadłam, ze nie będziesz miał nic przeciw.
- Primo czemu masz tu mieszkać , po drugie zapytaj się Mercy.
- Kogo ? Zaczynam studia.
- Wynajmę ci mieszkanie.
- Chcę zostać tylko na tydzień. Potem przeprowadzę się do przyjaciela.
- Chcesz to zostawaj. Po prostu wiem, że lepiej mieszkać samemu. - Zaprowadziłem ją do salonu.
- Dlatego zostanę u Ciebie tylko na tydzień bo on.. musi się kogoś pozbyć.
- Kogo? I kto to?
- Nie znasz. Jego była musi się wyprowadzić. - jakbym słyszał historie Zayna i jego byłej.
- Powiedz kto to. Chcę wiedzieć, czy jesteś bezpieczna
- Mój przyjaciel znam go z 10 lat. - Tyle ile ja przyjaźnie się z Zaynem.
- Jak wygląda?
- Brunet, wysoki. Powinieneś odejść z policji bo nawet siostrę przesłuchujesz.
- Mulat?
- Ciapaty.
- Zaraz wracam. Mercy! Zajmij się Lottie - wyszedłem.
- Gdzie idzies tata ?
- Zaraz wrócę słoneczko - pocałowałem małą i wsiadłem do auta. Pojechałem do Zayna. Wszedłem cicho do jego domu. Siedział z Darcy. Kurwa. Wyjąłem telefon i puściłem mu sygnał.
- Louis słyszę Cie, możesz tu przyjść.
- Słuchaj, znasz Lottie?
- No raczej. To Twoja siostra. - mały gówniarz Styles mnie ignoruje. Machnąłem na nią ręką. Dziecko z fochem forever.
- A znasz ją mniej czy więcej?
- Do czego dążysz ? - bawił się jej lokami. Tez lubiłem to robić.
- Mniej czy więcej? - założyłem ręce na klatkę.
- Nie przeleciałem Ci siostry. - cieszył się do Darcey nie zwracając na mnie uwagi. Tęsknię za przytulaniem tego malucha. Ale ja się nie mogę łasić do dziecka. Kocham ją, ale nastroje zmienne co piec minut mnie drażnią.
- Ona ma u ciebie mieszkać?
- Tak. I co ? - spojrzał na mnie wstając z nią na rękach.
- Wykluczone.
- Bo ? Mnie prawie nie ma w domu, uczelnie ma po drugiej stronie ulicy. Nie bedziemy sobie wchodzic w drogę.
- To kupie jej tu dom.
- Wiesz, że masz gówno do gadania ? Wasza mama się zgodziła, Lottie też.
- A Lottie zdanie mnie mało obchodzi. Z tobą nie zamieszka.
- No to żebyś się nie zdziwił tak Darcey ? - wszedł Styles.
- Jeszcze tego mi tu brakuje. Styles ty chyba najlepiej wiesz jaki jest Zayn tak? Może zacznij być raz po mojej stronie? Dzięki przyjacielu -.Wywróciłem oczami. Darcy. Darcy. Darcy. Ja pierdole. Lou jest be, teraz Zayn jest fajny.

- O czym gadacie ? - Styles
- O tym, żę Lottie ma z nim zamieszkać a ja sie nie zgadzam. Masz lizaka - wyciągnąłem rękę do Darcey. Jak nie weźmie to ja nie wiem. Obsypać ją mam złotem?
Wyciągnęła do mnie łapki. Uśmiechnąłem się i ją wziąłem. Otworzyła sobie jakoś lizaka i jadła go patrząc na mnie swoimi zielonymi ślepkami.
- Śliczna jesteś.
- Dziękuję.. - powiedziała nieśmiało. Pocałowałem ja w policzek.
- Wujcio ? - Ciągnęła mnie za włosy. Lubie jak to robi.
- Słucham mała ?
- Jesteś na mnie zły ? Bo tak powiedział tatuś.
- Nigdy nie jestem.
- A czemu tak tatuś powiedział ?
- Może się mylił?
- Tatuś ? Nie..
- Każdy człowiek się myli. Styles cho na moment - poszliśmy na dwór z mała. - Pomóż mi z Lottie.
- Ale co ? - Tuliłem malutką do siebie. Tęskniłem za nią.
- Nie będzie z nim mieszkać.
- Daj spokój. Zayn jej nie tknie. - wzruszył ramionami.
- A twoja żonę chciał.
- Przestań. - warknął. - Summer jest seksowną kobietą i nie powiesz, że nie. Lottie to jeszcze dziecko.
- Dziecko? Harry ona ma 20 lat i studiuje.
- Jest młodsza od Zayna o 5 lat. Poza tym on woli inny typ dziewczyn.
- Tak? Jego ostatnia to tez blondi lubiąca robić słodkie selfie.
- Słodkie ? Raczej przyprawiające o mdłości.
- No to Lottie robi to samo
- Co zamierzasz ?
- Wiesz co? Jej życie jej sprawa. Przyjdzie zapłakana to będzie mieć nauczkę. Jedziesz ze mną na lody?- Wybuchnął śmiechem 
- Sorry stary, ale mam żonę.
- Nie ciebie pytałem.
- Jestem z Darcey w pakiecie.
- Niestety. No chodź. - Poszła do ojca na ręce i pojechaliśmy osobno do rynku. Zjedliśmy lody i poszliśmy na spacer.
- Darcey Darcey. - szła ze mną za rączkę i śpiewała. Wziąłem ją i podrzuciłem. Dzisiaj zabieram Miki do kina po obiedzie. Albo do parku rozrywki. Gdziekolwiek byleby nie była zaniedbana. Po godzinie wróciłem do domu.
- A gdzie byłeś tatuś ? - wyciągnęła do mnie rączki
- U wujka Zayna. Jadłaś obiad ?
- Tak. Ciocia mi dała jeść i gdzieś uciekła
- A gdzie mama
- O tam. - wskazała paluszkiem ogród
- Chodź - poszliśmy do niej.
- No hej. - spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Cześć. Idziemy dzisiaj do Luna Parku
- Idźcie. - przytuliła się do mnie.
- Ty też. - objąłem ją ręką. - Ty masz jakąś rodzinę ? Bo nie wiem co ze świętami
- Moja rodzina wydziedziczyła mnie, kiedy dostałam wyrok.
- Debile. No trudno. To jedziemy do mnie.
- Nie musisz brać mnie ze sobą Lou.
- Nie zaczynaj. Jesteśmy rodzina tak? Tak.
- No tak. - wtuliła się w moją szyję.
- To idziemy do Luna parku.
- No przytul mnie
- No przecież przytulam- na jednej ręce dziecko trzymam, drugą obejmuje brunetkę.
- Kochasz mnie ?
- Kocham.
- To nie bądź zimny.
- Nie jestem.
- Tak trochę jesteś. Nie wiesz, gdzie poszła Lottie ? Nic nie powiedziała.
" Mercedes wyglądała cudownie " ;) 
- Pewnie do Malika
- A po co ?
- To jej przyjaciel.
- Zayn jest uroczy. Był tu wczoraj, bawił się z Miki.
-  Ojej będę  rzygać tęcza. - wywróciłem oczami. pojechaliśmy do Luna parku. Mercedes wyglądała
cudownie. Przynajmniej w końcu się uśmiechała. Miła odmiana. Pocałowałem ją w skroń kiedy jeździliśmy kolejką. Miki szalała na moich kolanach.
- Jezu dziecko spokojnie - zacząłem się śmiać..
Spojrzałem na nią i wybuchnąłem śmiechem. Włosy rozwiał jej wiatr i wyglądała jak lew.
- Mój tygrysek.
- Tatuś ! - krzyknęła kiedy kolejka szybko zjechała w dół. Pocałowałem ją w policzek. Później poszliśmy na pizze i spacerem do domu. Chciałem zagrać.
Niestety KTOŚ pokrzyżował mi plany.

15 lipca 2014

Rozdział 26

- To, że masz  29 lat i nie masz własnych dzieci. Harry ma 24 i ma dwójkę dzieci !
- Mam jedno. Wystarczy. Dziękuję. I jak chcesz porównywać mnie do Stylesa to możesz wyjść i do niego jechać.
- Co ty dziecka spłodzić nie umiesz ?
- Nie widzę problemu w tym że jest adoptowana.
- Ja dłużej nie wytrzymam. - wzięła torebkę i wyszła trzaskając drzwiami.
- Uff. - odetchnąłem .
- Dlaczego jesteś dla niej taki okropny ?
- To ona jest okropna. Jak się dowiedziała że mała jest adoptowana to nie chce na nią patrzeć. I najlepiej gdybym był Stylesem.
- Tatusiu dlaczego babcia mnie nie lubi ? - złapała mnie za nogawkę od spodni.
- Lubi skarbie tylko ma zły dzień.
- A nie kłamiesz ?
- Jasne że nie myszko. Chodz zjesz obiadek - wziąłem ją na ręce. Zjedlismy obiad. Ja tyle co córka. Spotkałem się z krzywym spojrzeniem Mercy, ale to zlałem. Uśpiłem malucha i pojechałem do chłopaków, bo kazali mi przyjechać na spotkanie.gangu. przy okazji wypłaciłem pieniądze aby iść dziś do kasyna. 
- Cześć - wszedłem do nich.
- Dzisiaj akcja. - Niall wyszczerzył się.
- No to świetnie. A na co to zaplanowaliście?
- Na kasyno.
- Po.co robicie akcje na kasyno?
- Po pieniądze Louis..
- Mają dobrą ochronę. Nie dacie rady.
- Mamy swoje wtyki. - mruknął Harry.
- Jak chcecie .
- Twoje zadanie polega na tym, że masz grać i kontrolować ręce rozgrywającego przy Twoim stoliku.
- Chwila, chwila. A kto powiedział że ja wracam do gangu.
- Ja. - powiedział Liam, a po nim powtórzyła reszta.
- Nie chcę...- mruknąłem pod nosem.
- Proszę.. - powiedział Horan i popatrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami Teraz to wyglądał jak dziecko któremu naprawdę zależy. - Jasne. Ale po akcji jadę gdzie indziej. - dużo kasyn w końcu jest.
- Okej. - Zebraliśmy się i pojechaliśmy. Wszystko zgodnie z planem. Przy okazji dowiedziałem się że.moja własna matka nocuje u Stylesów. Zawsze może sobie wymienić syna.
- Zołza jedna. Niedługo Darcy będzie jej babciu mówić.
- Co ty chcesz od tej mojej księżniczki. - mruknął na mnie.
- Nic nie chce. Cholera jasna. Chodzi mi oto że kurwa mój przyjaciel jest lepszy niż jej własny syn.
- To z nią pogadaj, ale nie z twoim klasycznym fochem tylko normalnie.
- Nie chcę mi się. Dziecka mi obrażać nie będzie.
- U nas cały czas płacze i zmoczyla Summi już 3 rękawy.
- To niech ryczy. Ciekawe z jakiego powodu skoro nic nie zrobiłem. Powiedziałem tylko że mi adoptowane nie przeszkadza i wyszła.
- Bo jej nic nie powiedziałeś.
- Tak? Ale gdy weszła i zobaczyła małą to się ucieszyła. Tylko jak już się okazało, że adoptowana to źle.
- Myślisz, że to jest dla niej łatwe ?
- A czemu przepraszam nie? Wnuczka to wnuczka.
- Jezu.. nie zrozumiesz.
- No to słucham. Przecież idealny Styles wie lepiej. Wytłumacz proszę. 
- Spierdalaj okej  ? Staram się pomóc.
- Dlatego mi to wytłumacz.
- To inne uczucie kiedy bierzesz na ręce swoje dziecko zaraz po urodzeniu. Wiesz, że jest całe Twoje.
- A co ma do tego moja matka?
- Tak samo czują babcie.
- Jasne - prychnąłem. - Trudno. Powiedz jej że innego wyjścia nie ma.
- Sam jej to powiedz.
- Muszę coś załatwić. Gratuluję udanej akcji. Masz - oddałem mu to co dał mi Niall ze zdobytej kasy.
- Mi to nie potrzebne. - wsiadł do swojego auta  i odjechał. Rzucilem blondynowi i też odjechalem. Naprawdę gang mnie nie jara. Robię bo chcą. Pojechałem do innego kasyna. Wygrana poprawiła mi humor. Zrezygnowany ruszyłem do Stylesów po matkę.
- Louis ? - zdziwiona Summi otworzyła mi drzwi.
- Hejo .
- WUJCIO ! - mała torpeda wparowała do przedpokoju.
- Skarbie. - Wyciągnęła rączki i czekała aż ją podniosę. Wziąłem ją na ręce i poszedłem do salonu. Harry rozmawiał z moją mamą.
- Wiem nowy syn lepszy.
- Przestań do cholery. - mruknęła Summer zabierając ode mnie Darcy. Stylesowie się ulotnili. Stałem czekając aż powie w czym ma problem. Ale ona milczała.
- Wychodzisz, straszysz moje dziecko, teraz płaczesz. Może się dowiem czemu odstawiasz przedstawienie?
- Po co przyjechałeś skoro i tak masz w dupie mnie i swoje siostry ? Jutro wracam do domu, nie martw się.
- Słuchaj - poszedłem do niej wściekły. - nigdy kurwa nigdy nie miałem w dupie swoich sióstr. Ciebie też nie. Ale zauważ że to ty masz w dupie moją rodzinę.
- Bo nic mi o niej nie powiedziałeś ?
- Nie miałem czasu. Dużo problemów.
- Przestań Louis.
- To akurat prawda.
- Każdy ma czas, tylko nie Ty ?
- Bo ja miałem sprawy wszystkich dookoła. Jezu czy to ważne? Już wiesz.
- Wyobraż sobie, że Miki nie powiedziała Ci o tym, że ma dziecko.
- Miki jest u nas od niecałego miesiąca. Miałem czas.
- Za co jesteś na mnie zły ?
- Za nic, to ty jesteś.
- Louis nie traktujesz mnie jak matki.
- Traktuję
- Nie wygląda. - Przytuliłem ją po prostu. Popłakała się.
- Ciii.
- Ona jest Twoją żoną ?
- Nie. Mówiłem. Dziewczyną.
- Ładna.
- Wiem. Zabrałem ją do domu 30 minut później. Mikayla spała, kobiety rozmawiały, a ja liczyłem dzisiejszą wygraną w gabinecie. Niezła suma. Schowałem pieniądze, poszedłem pod prysznic i położyłem się do łóżka.
Przyszła Mercy Też się położyła obok. Przewróciłem się na klatkę wtulając twarz w poduszkę.
Wywróciłem oczami i przyciągnąłem ją do siebie. Nie chciałem się już kłócić. Zasnęliśmy przytuleni do siebie.

Polecam :

http://feeling-louistomlinson.blogspot.com/

http://dirty-love-harry.blogspot.com/

http://psychic-fanfiction-harry.blogspot.com/

I zapraszam na pierwszy rozdział mojego nowego bloga http://insomnia-zaynmalik.blogspot.com/

/ Horanowa.:)