- Louis.. Harry mnie zabije..
- Ojej.
- No ale Louii.. - robiła do mnie słodkie oczka.
- Trzeba było wolniej jechać. Stwarzasz zagrożenie. A gdyby
tak - zaznaczyłem - dziecko tu wybiegło?
- Zajmę się dzisiaj Miki, a ty zabierzesz gdzieś Mercy
proszę ? - powiedziała na jednym wdechu.
- Żeby to było ostatni raz. Na marginesie to nadal wyglądasz
jak w ciąży.
- Wiem, że jestem gruba.
- Nie, chodzi mi o ten brzuszek okrągły. Jedź mała.
- Nie jestem w ciąży ! Błagam, nie..
- No nie jesteś.
- Muszę zacząć na ten aerobik chodzić. Papa niedźwiedziu. -
wsiadła do samochodu. Odjechała, a ja pracowałem dalej. Zima, lód, śnieg. Chcę do
domu. Wróciłem jeszcze wypełniać dokumenty. Potem pojechałem do domu. mieliśmy jechać na zakupy. Nie
chcę mi się.
- WUJCIO ! - pieronek Styles.
- O cholera...DARCEY JAK MIŁO. - Wskoczyła mi na kolana i się przytuliła.
- Hej, hej. Cześć Miki, Mercy i kto tam jeszcze w tym domu jest. - Harry wszedł do salonu, a zaraz za nim Summer, ze spuszczoną
głową.
- Ile Summer powinna dostać mandatu ?
- Jakiego mandatu?
- W lamborgini są kamery. - mruknęła ucieszona stojąc za
jego plecami.
- Oj tam. - machnąłem ręką.
- Pytam o coś.
- Daj spokój już i nie psuj humoru.
- Bo Harry powiedział, że będę musiała mu dać tyle buziaków
ile funtów dostanę.. - rumieniła się.
- Wiesz lubię cię brat. 50.
- Tak mało ? - mruknął przyciągając ją do siebie i całując w
policzek.
- 50 funtów to mało?
- 5o buziaków to mało.
- Nie narzekałbym.
- A co ty wiesz o tych ustach ? - spojrzał na Summer z taką
miłością, że chyba aż im pozazdrościłem.
- Nie zapędzajmy się - odchyliłem głowę do tyłu. - Meeeercy.
- Tak ? - przyszła upierdzielona w mące. Pięknie się
prezentuje.
- Ślicznie wyglądasz - powstrzymałem śmiech,
- Nie zrośnij się z tą kanapą. - odpysknęła mi.
- Zabawna jesteś.
- Wzajemnie.
- Co gotujesz ?
- Rogaliki robię.
- Długo jeszcze?
- A co ? - Położyłem ręce za głowę dalej odchylając się i patrząc na
nią od dołu.
- Możemy gdzieś iść.
- Dobra, zabieramy Miki i lecimy, bo zostawiliśmy Alexa w
domu. - Hazz wziął moją córkę na ręce i po chwili wyszli.
- No więc?
- Wolałabym zostać w domu i iść z Tobą do łóżka. - nie owija
w bawełnę.
- To ostatnie odpada.
- Niby czemu odpada ?
- Bo nie jesteśmy małżeństwem. Temu.
- Aha, czyli musimy czekać do ślubu ?
- Tak bym wolał.
- Super. - obraziła się.
- A czy to ważne? - wzruszyłem ramionami i poszedłem do
kuchni.
- Chciałam, żebyśmy się do siebie bardziej zbliżyli, zrobili
coś intymnego, ale Tobie jak zawsze nie pasuje.
Wziąłem sobie jabłko słuchając jej żalów.
- Jest dużo innych rzeczy, które możemy robić.
- Iść na zakupy ? Bo jak do tej pory innych propozycji nie
dostałam !
- Chciałem teraz z tobą gdzieś wyjść? Chciałem.
- Gdzie ? Do centrum ?
- Nie jesteś zabawna - wgryzłem się w owoc. - Ubierz się to
zobaczysz.
- Nie chcę być zabawna. Taka prawda. Chodzimy tylko na
zakupy.
- Która część zdania nie dotarła ?- Wywróciła oczami i poszła na górę. Zjadłem mój obiad i założyłem buty oraz bluzę. Czekałem, aż
zejdzie bawiąc się kluczykami.
- Ale jak bardzo chcesz to pojedziemy na zakupy.
- Tylko spróbuj. - warknęła schodząc po schodach. Ładnie.
- Chodź i nie marudź - pociągnąłem ją do auta. No tak Louis. Najpierw London Eye. Potem kolacja. Potem
spacer nad Tamizą. Super. Ja jestem super. Super skromny też. Ruszyliśmy spod domu z piskiem opon. Jejuuu jak ja kocham
szybko. Nadal jest obrażona.. Westchnąłem i położyłem rękę na jej
udzie.
- Nie do twarzy ci z grymasem.
- Tobie z wiecznym niezadowoleniem też.
- Ja jestem nie zadowolony? Wcale nie.
- Skądże.
- Podaj przykład.
- To nie wiesz jak się zachowujesz ?
- Ja wiem. normalnie. Nie marudzę, nie unikam, nie
wybrzydzam. Nie wiem o co ci chodzi. A tak. Raz zaprzeczyłem twojej prośbie. Prychnęła, ale już nic nie powiedziała. Skończyły się argumenty. Zaparkowałem auto i przerzuciłem ją
przez ramię, idąc na kółko które się tak podoba Darcy.
- Postaw mnie proszę.. - powiedziała cicho. No i znów ma problem. A idź. Postawiłem ją i wziąłem za
rekę, prowadząc. Przytuliła się do mojego ramienia. Wreszcie. Wjechaliśmy na górę. Pokazywałem jej najlepsze miejsca. Obejmowałem ją w talii, a ona wtuliła się w mój bok. Było fajnie. Tak jak mówiłem pojechaliśmy na kolacje. Uśmiechała się do mnie. Idąc nad Tamizą zawiesiłem na jej szyi naszyjnik.
- Lou.. z jakiej to okazji ?
- Tak po prostu.
- Jest śliczny. Dziękuję. - pocałowała mnie długo. Oddałem pocałunek trzymając ręce na jej biodrach.
-Idziemy?
Zimno.
- Jasne.. - wzięła mnie za rękę. Akurat gdy szliśmy do auta, zaczął padać śnieg.
- Moje włosy ! - jęknęła zakładając kaptur. Kobiety.. Pokręciłem głową i otworzyłem jej drzwi, zapraszając do
środka. Też wsiadłem i ruszyliśmy. Minęliśmy kasyno. Kusi.. Ale nie mogę.. Wypuściłem powietrze z ust i przyśpieszyłem.
- Coś się stało ? - musiała to przyczaić ?!
- Muszę zatankować. - Zaśmiała się tylko. Zatrzymałem się na stacji. Zatankowałem, zapaliłem papierosa i wróciłem do auta.
- Możemy jechać - ruszyłem. wróciliśmy do domu. Położyliśmy się do łóżka i o czymś sobie przypomniałem.
Miki.
- Kurwa - poderwałem się i zacząłem ubierać.
- Co ? Co się stało ?
- Dziecko.
- O kurwa.. Jechać z Tobą ?
- Nie, po co? Spij - pocałowalem jej czoło i pojechałem do
Stylesów ledwo wyrabiając na zakręcie. Sam sobie mandat wypisze. Otworzyła mi Summer trzymająca na rekach zapłakaną Darcy.
- Cześć. Czemu ona płącze?
- Harry na nią nakrzyczał. - wpuściła mnie do środka.
- Chyba nie dosłyszałem.
- Nakrzyczał na nią. - powiedziała cicho.
- Serio? Halo to jest DARCY. Za co ?
- Za to, że zaczęła się wydzierać i pyskować do niego.
- To ma 3 lata, to jak pyskować?
- Powiedziała mu, że nie będzie spać i ma w dupie jego
zdanie.
- Dobra też bym nakrzyczał. Gdzie Mikayla?
- W salonie. - Darcy wyciągnęła do mnie łapki.
- Chodź - wziąłem ją. Przytuliła się mocno nadal rycząc.
- Cicho, cicho. Miki - podszedłem do córki.
- Darc chodź do taty. - Harry wziął ją na ręce, a ona w
sekundzie zamilkła. Wziąłem Miki i pocałowałem w czoło.
- Tata spać..- powiedziała przytulając się.
- Już jedziemy. Dzięki - powiedziałem do przyjaciół.
- Nie ma za co. - Harry zaniósł Darc na górę, a Summer
patrzyła na mnie. Przygryza wargę.
- Co jest?
- Nic, a co ma być ? Zmęczona jestem. - wzruszyła ramionami.
Wiem, że kłamie.
- Mów.
-
Zabrał mi kluczyki od lamborgini - wydęła dolną wargę