30 czerwca 2014

Rozdział 23

 Mała chowała się ciągle za moimi nogami. Zapaliłem światło i pokazywałem jej, że nie ma potwora.
- A tam? - wskazała paluszkiem na łóżko.
- Tam też nie.
- A gdzie tatuś ?
- Tatuś bardzo zmęczony śpi
- A ja chcę do taty. - Kucnąłem.
- Kochasz tatusia i chcesz, żeby się z tobą bawił?
- Tak !
- To musisz dać mu odpocząć.
- A ja co mam robić bez tatusia ?
- Spać.
- Ale ja już nie chcę.  Kolację chcę !
- Dobrze, chodź - złapałem jej rączkę i sprowadziłem na dół. Śpiewała coś wesoło maszerując ze mną.
Dobrze ją widzieć taką ucieszoną. Zrobiliśmy jedzenie. Nakarmiłem młodą. A potem Miki.
- TATA ! - zeskoczyła mi z kolan i pobiegła do Harry'ego.
- Chodź Mikayla idziemy. - Wyciągnęła do mnie rączki zmęczona. Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do domu. Mercy jeszcze nie było. Wziąłem malutką i poszedłem ją wykąpać. Ochlapała mnie i pół łazienki.
- Mała - zaśmiałem się. Posprzątałem gdy ją uśpiłem. Jest po 23, a Mercedes jak nie było tak nie ma. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do niej. Nie odebrała. Zadzwoniłem do Lellie.
- Louis jak dobrze, że dzwonisz !
- Co się dzieje ?
- Mercy jest kompletnie zalana.
- Eh, gdzie wy jesteście? - Podała mi nazwę baru i  w skrócie jak tam dojechać. Wziąłem kluczyki i pojechałem po nią. Lell i Soph siedziały z nią na ławce.
- Idziemy do domu - wziąłem ją n ręce. - Chodźcie dziewczyny.
- My czekamy na Liama.
- Dobra. - poszedłem do auta. Jestem na nią zły. Musiałem zostawić dziecko same. Położyłem ją do łóżka i sam spałem na kanapie. Chyba ją opierdolę. Albo mam lepszy pomysł...Rano nie zamieniam z nią ani słowa.
Biedna Miki. Gdyby obudziła się jak mnie nie było to nie chcę wiedzieć co by się stało.Wściekły zabrałem córkę do pracy. Siedziała na biurku gdy przesłuchiwałem.
- Tato.. - ciągle mi przeszkadzała.
- Czekaj skarbie.
- Ale tato..
- Co księżniczko?

- Siku. 
- Chodź- wziąłem ją na ręce i poszliśmy do łazienki. Śpiewała wesoło.
- Jeść? Pić ?
- Siku !
- Ale oprócz tego.
- Pić !
- Ale nie krzycz - posadziłem ją na toalecie.
- Dobze - ojcostwo z jednej strony to chujowa i obrzydliwa sprawa. Ale nie zamieniłbym się. Dzięki niej mam powód do uśmiechu. Trzeba by się do matki odezwać. Po pracy gdy wracaliśmy do domu zadzwoniłem do niej.
- Louis ?
- Nie. Edward Cullen.
- Nie tym tonem.
- Grzeczny ton.
- Mam nadzieję. Wyszedłeś ?!
- Dawnoo.
- Dlaczego się nie odezwałeś ?!
- Nie drzyj się do tego telefonu.
- CO ?! - Jajco. Pomyślałem. Wywróciłem oczami.
- Nic.
- Przyjedziesz ?!
- Ogłuchne!
- Wcale Cie nie słyszę Louis !
- Przyjadę. Jutro .
- To dobrze ! - Zajebiście. Pożegnałem się i rozłączyłem.
- Tata !
- Słucham.
- Piesek. - zaklaskała w rączki wesoło
- Tak piesek.. Nie będziemy mieć pieska bo mama jest uczulona. - jeszcze mi psa brakuje.
- A Dalcy ma psa.
- No to super. Nie musisz mieć wszystkiego co ona.
- Ale tato..
- Ty możesz mieć rybki.
- Chce pieska.
- Nie możesz mieć pieska.
- Bo Ty bardziej lubis Dalcy !
- Wcale nie. Ciebie kocham najmocniej.
- A pojedziemy do Dalcy ?
- Wczoraj byliśmy. - wyjalem ją z fotelika. - Dobra pojedziemy. Jak chcesz to możemy zabrać ją do nas.
- Nie bo Dalcy ma pieska !
- Ale on nawet nie jest żywy! Tylko mechaniczny - Harry czasem dobrze myśli. Darcy ma zabawę, a nie ma obowiązków przy tym.
- Wcale nie. - Postawiłem ją w salonie w domu. Mercedes leżała ledwo żywa na kanapie.
- Zjemy obiadek i pojedziemy dobrze?
- Tak tatusiu. - Wziąłem ją do kuchni. W pośpiechu zrobiłem coś do jedzenia. Jadła grzecznie Skończyłem karmienie. Mercedes rzuciłem tabletki na kaca i wyszliśmy. Taki wkurwiony nadal byłem. Chyba muszę ją nauczyć pewnych zasad bo do cholery jasnej mamy dziecko. Zatrzymalem samochód pod domem Stylesów. Wziąłem córkę i zapukalem.
- Zobacz kto przyszedł.. - Harry z Darcy na rękach otworzyli nam drzwi. Garnitur. Dopiero wrócił.
- Dalcy!                                                         
- Miki! - puściliśmy je. Pobiegły się bawić.
- Chodź. Summi nie ma.
- To dobrze bo mam dosyć bab. Z całym szacunkiem do Summer.
- Co się stało ? - zrobił kawę.
- Weź się przebierz bo mam wrażenie że rozmawiam z prezydentem - mruknąłem chociaż sam byłem ubrany w mundur. Zdjął marynarkę i krawat,  a koszulę rozpiął.
- Kobieta. Jak kobieta może się zalać gorzej niż facet. Weź mi to wytłumacz, bo kurwa nie rozumiem. Za głupi jestem.
- Nie wiem stary. Moja Baby nie pije.
- Jest w ciąży.
- Louis ona ogólnie nie pije. Czasami drinka, albo piwo. Zależy od tego jak ją ustawisz.
- Nie każdy jest taki sam.
- Chodziło mi o to, że ona musi wiedzieć gdzie są twoje granice wytrzymałości
- No tak ale Harry ja jak się wkurwiam to tylko krzyczę. Albo się do niej nie odzywam. Lepsze to niż narkotyki.
- Czy to aluzja do Summer ?
- Pff. Nie oto chodzi. Jest między nami różnica. Ja jej pozwalam na wszystko, ale ona robi to odpowiedzialnie. Ty ustalasz co może a czego nie. Decydujesz za nią.
- Bo ja wiem co jest dla niej najlepsze Louis.
- Można o tym dyskutować. Nie można komuś życia ustawiać. Kac to najlepsza kara wracając do tematu. - wypiłem kawę. - Tyle że ja śpię na kanapie - jęknąłem bo po tej nocy wszystko mnie bolało.
- Masz pokój gościnny..
- Bez łóżka. Zepsuło się od skakania Mikayli. - mruknąłem. - Ja wiem. Księdzem zostanę. Będę mieć święty spokój. Po części i tak praktykuję jak ksiądz.
- Daj spokój Louis. Zawsze możesz przyjechać tutaj.- Darcy wpadła do kuchni.
- No i zostawię Mercy samą. - wziąłem małą na ręce i poszedłem do salonu układaliśmy  we czwórkę puzzle.
- Jestem ! - Summer i jej brzuch weszli do salonu.
- Cześć słoneczko - pocałowałem jej policzek.
- Hej Louis.
- Mogę wam zostawić Miki?
- Jasne. - Sunny uśmiechnęła się do mnie.
- Dzięki - wyszedłem i pojechałem. Najpierw do kasyna potem na wyścigi. Zmęczony wróciłem oo kilku godzinach po córkę. Spała u Harry'ego na kolanach. Wziąłem moją królewne podając przyjacielowi rękę.
 - Dzięki.
- Nie ma za co.
- Ja to chyba Mercedes do ciebie przyśle żeby ją przeświecil.
- Tak się nie da Lou. Musisz sam ją opierdolić.
- No żartuję.- Uśmiechnął się Wróciliśmy do domu .od razu małą położyłem do łóżka. Mercedes spała w naszej sypialni. Poszedłem wziąć prysznic. W samych bokserkach poszedłem do sypialni. Nie będę spał na kanapie. Położyłem się do łóżka. Od razu się do mnie przytuliła. Nie objąłem jej. Zamknąłem oczy i zasnąłem. 

27 czerwca 2014

Rozdział 22

- No rozjebie zaraz coś - warknąłem.
- Tatuś.. - zobaczyłem Miki chowającą się za framugą drzwi.
- Chodź skarbie. - Podbiegła do mnie i wskoczyła mi na ręce.
- Czemu nie śpisz księżniczko? - własne zdalem sobie sprawę że powiedziała tak po raz pierwszy do mnie.
- Chce się pobawić z Dalcy.. - wtuliła się we mnie.
- Dobra. Jutro mama cię tam zabierze
- Telaz z Tobą.
Mikayla :) 
- Ale ja pracuję.
- Wcale nie bo stoisz..
- Ale teraz jest późno.
- Nie bo jesce jasno.. Plose.. - zrobiła do mnie takie śliczne oczy.
- Tylko ty masz na mnie taki wpływ. Mercedes!
- Słucham ?
- Chodź. Będziesz moją siłą wsparcia.
- Louis ja jestem umówiona ! Nie mogę !
- Z kim?
- Z Lellie.
- Świetnie po prostu.
- I z Sophią..
- Dopiero tu była.
- Idziemy na aerobik no.. - jęknęła smutno
- No idź.
- Dzięki ! - pobiegła do domu. Pojechaliśmy do Stylesa. Szedłem tam z miną skazańca. Otworzyła Summer
- No Ciebie to się nie spodziewałam.. - wpuściła nas do środka. Chyba im coś przerwałem bo jej zazwyczaj idealna fryzura była trochę.. trochę bardzo zepsuta.
- Daj mi Darcy. Pójdziemy na plac zabaw. Tak na dwie godziny. - posłałem jej rozbawione spojrzenie.
- Harry'ego nie ma.. - pociągnęła mnie do salonu. Wszystko wiadomo. Darcy dostała chyba zestaw małego fryzjera.
- To dobrze - odetchnąłem z ulgą.
- Ale zaraz wróci. I.. o czym pomyślałeś jak mnie zobaczyłeś ? - przygryzła wargę.
- A o czym mogłem pomyśleć? - zaśmiałem się. - Jak się czujecie?
- Bardzo bardzo dobrze, a Ty ? - przygotowała mi moją ulubioną herbatę.
- Ciekawe pytanie. Zmiennie.
- Bo ?
- Bo mnie cholera z Harrym trafia - rozciąłem nożem jabłko. - My jesteśmy jak dwie połowy tego owoca.
Jak Ewa i Adam. Jak Romeo i Julia. - mówiłem z westchnieniem.
- Bo rzygnę. - za to lubię Sunny. Zaśmiałem się.
- Jak magnesy na lodówce jesteśmy.
- Załapałam..
- No i przechodząc do puenty jakaś cześć mnie chcę.go zajebać - dźgnąłem jabłko. - I na wzajem pewnie też. A reszta mnie ma ochotę obejrzeć z nim mecz.
- Harry jest spokojniejszy.. Po prostu przestraszył się o Darcy.
- Wiem.
- Porozmawiajcie na spokojnie.. - dała dziewczynkom ciastka.
- Gdzie on jest?
- Poszedł pobiegać, za 5 - 10 minut będzie.
- Masz - podałem jej pokrojone jabłko. - Zdrowe w ciąży.
- Dzięki Lou.. Zadźgałeś je i każesz jeść ?
- Wyobraź sobie, że to Harry. - poruszyłem brwiami. - Jedz, jedz. - Zjadła jabłko z uśmiechem.
- Jestem kotku. - jest i Styles.
- Patrz, mój Romeo wrócił - mruknąłem, a Summer wybuchnęła śmiechem. Pocałowała męża i poszła do dziewczynek. Poszedłem za nim do kuchni. Ładnie sobie wyrobił ciało.
- Dobra druga połówko jabłka musimy pogadać.
- Ze mną ? - napił się wody. - Słucham ?
- Nie z księdzem Mateuszem.
- Nie ten adres. Słucham ?
- Nic konkretnego. Nudzą mnie beznadziejne awantury
- Whow. Ambitnie.
- No wiem. A ciebie takie debilne spory nie wkurwiają?
- Ja mam już wyjebane na to co myślicie o mnie i o Summi.
- A ja nic nie myślę. Wasze życie wasza sprawa. Każdy do mnie skacze że mam ci pomagać. Nie to nie ale się kłócić nie mam zamiaru.
- Nie potrzebujemy pomocy. Daliśmy sobie z żoną radę. Znalazła sposób, żeby mi pomóc, lepszy niż terapia.
- Harry, czy do ciebie dociera co ja mówię? To samo stwierdziłem pięć sekund przez twoją wypowiedzią.
- Dobrze. Potwierdziłem. - Zeskoczyłem z krzesła i wyciągnąłem rękę.Spojrzał na mnie jak na debila. Czekałem. Cierpliwie. W końcu podał mi rękę. Czy on ma zarost ?! Co ?! On zawsze jest gładki jak dupa niemowlaka !
- A ty nie wiesz co to gilette?
- Jestem zmęczony Louis.. - przetarł dłońmi oczy. - Darcy nie śpi.. wcale..
- Jak? To niemożliwe.
- Nie wiem. Nie spała całą noc, dzisiaj cały dzień. Nie mam już siły
- To idź się prześpij teraz.
- Nie mogę.. - dziewczynka przyszła prawie potykając się o własne nogi ze zmęczenia.
- Chodź - wziąłem ją na ręce.
- Do taty.. - o proszę. Darcy nie chce być u mnie na rękach ? Chyba jest foch.
- Na pewno? Tata zmęczony skarbie.
- Wujcio be.
- Ok- odstawiłem ją .Wdrapała się Stylesowi na kolana i wtuliła w niego powoli zasypiając. Przecież mówił, że ona nie śpi.
- Zmiana zdania?
- Chodź. - szepnął i wstał niosąc ją na górę. Poszedłem za nim do pokoju. Położył ją do łóżeczka i w sekundzie zaczął się krzyk. Wziąłem ją na ręce. Coś nuciłem i zasnęła. Harry'emu kazałem iść spać a sam chodziłem z Darcy po pokoju. Po godzinie odłożyłem ją i nawet nie pisnęła. Spala jak zabita. Zszedłem do Summi i Miki. Bawiły się lalkami.
- Śpi. Harry też.
- To dobrze..
- Chodź Miki. Jedziemy do domu.
- Możecie zostać. Na serio ja się nudzę..
- Mąż ci zajęć nie wynajduje?
- Mąż jest w pracy, albo trenuje, albo śpi.
- Ojej. Przynajmniej  nie bije. - kucnąłem obok Miki i poprawiłem jej kucyka a później pocałowałem w główkę.
- Oj przestań już z tym.
- Zmęczona?
- Nie. Chciałabym mieć syna już  po tej drugiej stronie. - pogłaskała swój brzuch.
- Niestety musisz poczekać.
- Mam już jedno maleństwo więc o tym wiem Louis.
- No widzisz.
- Jak u Ciebie i Mercy  ?
- Dobrze. Jest na aerobiku.
- Z Soph i Lell ?
-  Zgadza się.
- Chodziłam z nimi, ale brzuch mi lekko przeszkadzał. Zaśmiałem się cicho. Poszedłem do kuchni i zrobiłem coś do jedzenia. Summer jadła, a ja karmiłem Miki.
- Wujcio. - Darcy sama schodziła po schodach.
- O nie - złapałem ją.
- Potwól !
- Jaki potwór skarbie? Nie ma potworów.
- Tam jest potwól !
- Niee.
- Idź zobac.
- Chodź - poszliśmy na górę.
~~~~~~~~
http://stupidgame-hs.blogspot.com/ - nowy blog
i pamiętajcie, że zdjęcia są w albumie :D http://prisoners-album.tumblr.com/

20 czerwca 2014

Rozdział 21

Wkurwiłem się. Pojechałem do Harry'ego. Leżała na kanapie. 
- Co odwalasz? - stanąłem nad nią.
- Jak się zmienisz to porozmawiamy. Mam dość tego, że ciągle się dąsasz, o wszystko denerwujesz, a w towarzystwie zachowujesz jakbyś był lepszy od innych.
- Wcale nie. Dąsam? Nie. Nienawidzę jak każdy usilnie próbuje mnie nakarmić.
- Bo się o Ciebie martwimy, ale tego też nie umiesz docenić.
- Umiem. To choroba.
- To się lecz.
- Ale żyje. To tylko jedzenie. Nie przesadzajmy. Postaram się ale nie wymagaj że będę jadł wszystko i dużo od razu.
- Chodzi o Twoje zachowanie.
- Wiem że nie jest najlepsze ale mam problemy.
- Od tego masz mnie, miałeś Harry'ego.
- Harry był na leczeniu - wziąłem ją na kolana.
- A teraz nie chce z Tobą rozmawiać bo zachowujesz się jak frajer
- Jezu bo wyszedłem ? Tak bo nie miałem humoru. Więc nie chciałem psuć imprezy
- Jak zwykle. A pomyśl jak poczuł się Harry, Darcy, Ja ? - Pocałowałem ją we włosy. 
- Masz rację. - położyłem ją i wstałem.
- Harry poprosił mnie, żeby była matką chrzestną ich dziecka. Summi jest w ciąży, ale na to też pewnie nie masz humoru.
- No to fajnie że jest.
- Aż szalejesz z radości.
- No cieszę się. To nie ja ojcem będę więc to nie ja mam szaleć. Nie wchodźmy w paranoje.
- Czyli teraz to moja wina tak ?! Przepraszam, że nie mogę dać Ci dziecka !
- Nie? O nic cię nie obwiniam. - powiedziałem spokojnie.
- Czy ja kiedyś wspominałem że chcę dziecka? Zalilem się? Zmuszalem cię?  Nie. - Rozpłakała się. Jezu..
Usiadłem i ją tuliłem uspokajając. - No nie płacz. Nie masz powodu.
- Mam.
- Jaki? 
- Taki, że nigdy nie będę miała takiego życia jak Summer.
- No to dobrze. Nie chcesz być bita.
- Harry bezgranicznie ją kocha. Popełnił błąd.
- Wiem. Poczekaj. Nie będziesz mieć życia jak Summer bo?
- Bo nie będę mieć dzieci.
- To adoptujemy.
- Nie dostaniemy dziecka.
- Dostaniemy. Skarbie ja jestem policjantem.
- I siedziałeś w więzieniu
- I nadal mogę dużo.
- Ja siedzialam i do tego jestem ' niepoczytalna '
- Nie martw się. Chodź - zabrałem ją autobusem do domu.
- Gdzie samochód ? Zostawiłeś gdzieś ?
- Tak.
- Mhm.. Rozumiem. - Wróciliśmy do domu. Od razu zasnęliśmy. Byłem bardzo zmęczony.
Rano zrobiłem jej śniadanie i pojechałem do pracy. Oczywiście zatrzymałem Stylesa za szybką jazdę.
- Daj mi ten mandat.
- Za dużo roboty. - zresetowałem radar. - Jedź, jedź.
- Dziękuję, panie inspektorze.
- Gratuluję drugiego dziecka.
- Dzięki.
- Aha no i nie bądź zły. Wolałem zostawić was w miłym towarzystwie.
- Fajnie było się przyjaźnić. - wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon.Prychnąłem tylko. Po pracy pojechałem w ulubione miejsce i później na spotkanie z gangiem. Harry dużo gadał ja się tam nie wtrącałem. - Nudne to. Chcecie to się bawcie w okradanie. Proszę. Styles jesteś szefem - zostawiłem broń i wyszedłem. Gdzie jest.moje auto?! Harry pewnie pomógłby mi szukać, ale jest na mnie zły. Może Sunny ?
Przeszedłem się tam gdzie je zostawiłem. Wsiadłem i wróciłem do domu. Mercedes już czekała na mnie z obiadem. Super. 
- Cześć kochanie.
- Hej. chodź jeść
- Jak muszę - poszedłem do kuchni.
- Musisz musisz. - przyznam, że pachnie i wygląda ładnie. Zjadłem wszystko. Nawet deser.
- Wiesz, że byłam dzisiaj z Summer i Darcy u dentysty. Malutka była przerażona ! - i tak przez 40 minut słuchałem o biednej Darcy i jej przygodach. Gdy w końcu skończyła poszliśmy na górę. Mała się kapala, a ja sprawdzałem swoje konto. Harry dbał o moje finanse bo jest więcej niż wcześniej. A podobno zły był. Wiem, że wraca jutro do ośrodka. Mercedes wróciła z łazienki i ku mojej wielkiej radości przypomniała jej się jeszcze jedna historia z Darcy w roli głównej. Zasnąłem w połowie opowieści. Chyba wiem co muszę zrobić, żeby przestać rzygać Darcy. Właściwie to mi się to przyśniło. Gadaliśmy z Mercedes o adopcji. Trzeba się tym zająć. Jak najszybciej bo powoli obrzydzają mi moje ulubione dziecko.
- Mercedes idę do pracy. Potem pojedziemy do domu dziecka. Zorientujemy się co i jak.
- I tak nie dostaniemy dziecka.
- A ty możesz raz myśleć pozytywnie? Dziękuję .- wyszedłem. Kogo złapałem za przekraczanie prędkości ? Styles. Ale tym razem inny Styles.
- Wczoraj twój mąż dzisiaj ty. Błagam.
- Louis za 4 minuty mam bardzo ważne spotkanie ! Dawaj mandat i mnie nie ma !
- No więc...Proszę dokumenty. - Podała mi wszystko z miną mordercy.
- Złość.piękności szkodzi. Diabeł się cieszy gdy się człowiek spieszy.
- Louis chodzi o 4 miliardy. Pomyśl sobie co zrobi mi i Tobie Harry jak się dowie.
- Harry i Harry. Jedź dziecko. - wypisałem jej mandat i puściłem. Ciekawe gdzie małą zostawiła. Odpowiedź dostałem kiedy tylko wszedłem do domu. Cudowne dziecko Darcy. Świetnie.
- Wujcio !
- Darcey. - Wyciągnęła do mnie rączki. Jak tą dziewczynkę trzeba tulić, aby zadowolona była ? Wziąłem na ręce. Pociągnąłem Mercy i poszliśmy do auta. Zapialem młodą w foteliku i ruszyłem.
- Wujcio a do taty jedziemy ?
- Nie. Tata w pracy.
- A gdzie wujcio ?
- Do domu dziecka. - Zaczęła ryczeć.
- No i czego płaczesz?
- Chce do mamy !
- Zaraz. - zaparkowałem. - Chodź i nie płacz. - wziąłem ją na ręce. W trójkę weszliśmy do środka.
- Nie zostawiaj mnie wujcio. - trzymała się mocno mojej kurtki.
- Ale ja cię nigdzie nie zostawiam Darcey. - kierowaliśmy się do dyrektora.
- To po co tu ? Ciocia Gemma zawsze mówi, że jak będę niegrzeczna to mnie odda do domu dziecka.
- Bo musimy z ciotką Mercy coś załatwić maluchu.
- A ja z Tobą ?
- A ty tak. Dzień dobry. - Schowała się w mojej szyi. Darcy się speszyła więc jest spokój.
- Dzień dobry.
- My ee w sprawie adopcji.
- Proszę się rozejrzeć i że tak powiem wybrać sobie dziecko. - Mercy gdzieś zniknęła.
- A pan niech to przejrzy - podałem mu dokumenty o nas. Poszedłem za swoją dziewczyną. Trzymała jakąś zapłakaną dziewczynkę. Przerażona Darcey wczepiła się we mnie jak rzep w psi ogon.
- Spokojnie. - kołysałem ją. - Obie spokojnie. - Spojrzałem na Mercy, która miała świeczki w oczach.
- Hej nie płacz - mówię do małej dziewczynki. Spojrzała na mnie wielkimi oczami. - Chodź. - ją też wziąłem.
Darcy się trzęsła. Patologia. Malutka dziewczynka przytuliła się i uspokoiła.
- Jak masz na imię kochanie?
- Miki. - szepnęła
- Miki? To skrót ?
- Mikayla.
- Śliczne imię dla ślicznej dziewczynki.
- A ty ? Jak mas na imię ?
- Jestem Louis a to Darcey. Darcy. - Mały Styles chował się w mojej szyi.
- Nie wstydź się.
- Chce do mamy. - już prawie płacze.
- Mama jest w pracy Darcy. Nic ci się nie dzieje. Nie możesz się mazać bo ojciec będzie zły.
- Te dwie ? - dyrektor podszedł do nas, a ja jakoś mocniej przycisnąłem do siebie Darcy. Styles by mnie chyba zabił.
- Nie. Jedna. Ta jest moja. - odparłem. - Możemy adoptować Mikayle? Wiem że to sprawa w sądzie, ale moglibyśmy ją wziąć do siebie.
- To nie takie łatwe. Teraz kurator musiałby z państwem jechać, sprawdzić warunki mieszkaniowe. Wszystko.
- Na co czekamy? - spytałem. Warunki mieszkaniowe? Mam najdroższy dom w tej dzielnicy.
- Uparł się Pan ?
- Jak cholera.
- Z policją się kłócił nie będę. - Mercy wzięła Miki na ręce
- Bardzo dobre wyjście .- zaśmiałem się.
- TATA ! - Darcy nagle ożyła. Odwróciłem się i zobaczyłem tykającą bombę, czytaj Stylesa, a zaraz za nim przerażoną Summer.
- A ty co nie w ośrodku? Ma pan adres.- podałem kuratorowi kartkę. Oddałem Summer małą. - Chodźcie.
- zwracam się do Mercedes. Wyszliśmy przed budynek i gdyby nie refleks to dostałbym w pysk.
- A tobie o co znowu chodzi? Melisy się napij - nie wzruszają mnie już jego humory. Nudny się robi.
- Jakim prawem przywiozłeś tutaj moje dziecko ?!
- Było pod nasza opieką bo twoja żona walczyła o 4 miliony czy coś. Nie sraj się tak. - opierdoliłem go wzrokiem. - Okresu dostaniesz .- wziąłem Miki i zapiąłem w foteliku
- Co ty jej powiedziałeś, że tak się boi ?
- Komu?
- Darcy !
- Nic. No wiesz jak widzi ciebie takiego to przepraszam ale nie dziwię się, że się boi.

- Akurat przy mnie się nie boi. - mała patrzyła na mnie z wyrzutem w oczach. Zacisnąłem zęby żeby czegoś nie powiedzieć za dużo. Mam dość. Mam kurwa dość. Całej tej rodziny. Nie winie oczywiście małej ale mam kurwa ich dosc. Wsiadłem z Mercy do auta i odjechałem. Teraz Styles nastawi przeciwko mnie Nialla i pewnie Liama. Super. Niech robi co chce. Gang mu ostatnio oddałem,.a teraz to już mnie nie obchodzi. Jest mściwy i tyle. Rozpuścił dziecko i teraz dziwi się, że mała wszystkiego się boi..
Jak oni chodzą po sklepach i młoda dostaje co chce. To chore. Wróciliśmy do domu. Kurator przyjechał za nami. Rozejrzał się po domu, zadał milion głupich pytań i łaskawie zgodził się, żeby Miki została.
- No i fajnie. - mruknąłem. Ukucnąlem obok dziewczynki. - A ty chcesz z nam zostac?
- Tak.. - powiedziała cicho.
- To musimy zrobić zakupy. - usmiechnąłem się. Wziąłem dziewczyny i pojechaliśmy do centrum. Kupiłem małej jakieś zabawki, ubranka, mebelki do pokoju.
- Teraz obiad. - pojechaliśmy do restauracji. Małej nie zamykała się buzia. Ciągle mówiła. Ale była śliczna. Siedziała przy mnie, gadała a ja ją karmiłem .Mercedes ciągle się uśmiechała. Ja też. Byłem szczęśliwy.
Mam nadzieję, że dostaniemy ją na zawsze. Wróciliśmy do domu. Mała zasnęła w naszej sypialni.
- Louis dziękuję. - Mercy weszła mi na ręce.
- Nie masz za co. - usiadlem na kanapie biorąc ją na kolana. Bawiłem się telefonem. - Styles robi wielki problem.
- Co ?
- No słyszałaś go przecież.
- Martwi się o dziecko.
- To go nie usprawiedliwia. Summer sika po nogach a ten robi aferę. Z żadnego powodu.
- Przestraszyli się. Nie wiedzieli gdzie jesteśmy i zniknęła Darcy.
- Była pod nasza opieką więc nie zniknęła. To że się nią zajmujemy nie znaczy że mamy siedzieć w domu. Po drugie on w ośrodku był.
- Pewnie Summer po niego pojechała bo się przestraszyła.
- Są telefony.
- Do mnie dzwoniła 27 razy..
- Oh dobra nie ważne. - mruknąłem i ją pocałowałem.
Kolacji dziśnie jadłem, bo naprawde bm nie dał rady. Obejrzeliśmy film i poszliśmy spać. Miki spała z nami

~*~
Patrzyłem jak dziewczynka się bawi, rozmawiając z Liamem. Sophia i Mercy coś gotowały. Tęsknię za spotkaniami z nimi, ale od kiedy wyszedłem wydaje mi się, że są strasznie dziecinni..
- A ty kogoś masz? - spytałem Nialla
- Kurwa Louis serio ? Lellie ? James ? - wywrócił oczami.
- Sorry. Mam zaćmienie umysłu.
- Właśnie widzę. Czemu nie ma Hazzy ? - zapytał niańkując Jamesa.
- No mówiłem ci. Leczy się.
- Wcale nie.. Widziałem go dzisiaj na mieście z Darcy.
- To dobrze. - wzruszyłem ramionami. - Mnie to już nie obchodzi.
- Jesteś jakiś inny. Chodź James. - wziął chłopca i wyszedł z ogrodu.
- Jestem inny bo nie wtrącam się w czyjeś życie. Gratuluję - poszedłem za nim.

- Jesteś inny bo zachowujesz się jak frajer wiesz ? Patrzysz na nas z góry, traktujesz jak dzieci. To trochę przykre. Okej, siedziałeś. To zmienia. Tylko nie zapominaj o tym, że my też mamy swoją wytrzymałość. Z Harrym byliście najlepszymi przyjaciółmi. Wręcz nierozłączni. Ale teraz Louisowi odjebawszy. - wsiadł do auta i odjechał. To było szczere. Aż do bólu.
Usiadlem na fotelu. Ma trochę racji ale nie będę bral winy na siebie. Każdy miesza mnie w.jebane życie Stylesow. No kurwa niech sobie radzą .chcę dostawać po mordzie niech dostaje. Ciągle słyszę o Darcy. Nie interesuje mnie to. Każdy by zwariował. Sophie ciągle gadała z Mercedes, ja z Liamem a mała zasnęła.
Męczy mnie tylko to co powiedział o przyjaźni mojej i Hazzy.. To zabolało mnie najbardziej.To prawda. I ja się zmieniłem i Harry. Nasze poglądy.Albo musimy o tym pogadać.. albo nie wiem. Wziąłem dziecko i zaniosłem do łóżka. Musiałem rano jechać do pracy. Cholernie chciałem zagrać.
- Louis co Cie męczy ? - Liam skończył swój sok.
- Życie ..- stukałem palcami o blat.
- A jaśniej ?
- Wszystko na raz. Oj Liam nie będziesz się w to mieszał.
- Powiedz. Domyślam się, że chodzi o Harry'ego.
- To też. Mam dość jego humorów.
- Ja tam go uwielbiam. Jest dla mnie jak brat.
- Co nie zmienia faktu że jest pojebany. Jak mu nie uderzyło do głowy i szanował kobiety był w porządku.
- Ma problem. Walczy z nim, ale wcale mu nie pomagasz..
- Co znowu ja? Zawiozłem go na leczenie? Zawiozłem. Teraz niech robi co chce.
- Leczenie ? On potrzebował NAS.
- Ciekawe do czego. Rozmawiałem z nim tyle razy i nie słuchał. Będzie chciał pomocy to poprosi.Nie będę się narzucał..
- Wiesz co zrobił po rozmowie ze mną ? Rozmowie, a nie opierdalaniu go ? Po tej akcji z domem dziecka poszedł na siłownię i się wyżył. Nawet nie zbliżył się do Darcy, ani Sunny.
- I widzisz? To z nim gadaj. Masz dobry wpływ.
- Ja Cie nie poznaję Louis. - pokręcił głową i założył kurtkę.
- Serio? No serio? Mam mu się do życia wpierdalać skoro tego nie chcę.
- Nie. Po prostu bądź jego przyjacielem, bo jak na razie zajmujesz się tylko czubkiem własnego nosa. - zabrał Soph i wyszli. Zaraz mnie kurwica weźmie.



czytasz = komentuj 

13 czerwca 2014

Rozdział 20

Dobrze że mają jakieś zajęcie.
- Louis. - Sunny zapukała do sypialni.
- Śpię.
- Harry prosił, zebyś go odwiedził. To tyle.
- Miałem jutro jechać
- Okej. Śpij.
- Papa. - Zamknęła drzwi. Idę spać. No śpię.  Następnego dnia po pracy pojechałem do Stylesa. Wszedłem bez problemu. Leżał na łóżku ignorując cały świat.
- No? - spytałem
- Co no ?
- Co chciałeś.
- Odkręć to.
- Nie, zostajesz tu. To wszystko?
- Dzięki. PRZYJACIELU.
- No właśnie. Znajdź definicję słowa przyjaciel, żona i mąż.
- Moja żona wszystko mi wybaczyła. Kocham ją, a ona kocha mnie. Nigdy więcej jej nie skrzywdzę bo ten anioł mnie nie zostawił tutaj na pastwę losu. Codziennie jest tutaj i mnie wspiera.
- No widzisz. Przynajmniej coś zrozumiałeś będąc tu. Bardzo się cieszę, ale po dwóch dniach nie wyjdziesz. Coś z psychiką masz jednak. Trzymaj się - wyszedłem. Zagraj, musisz zagrać - to chyba diabełek na moim ramieniu mi to powtarza. No i zagrałem...Nie zawsze się wygrywa. Życie jest przewrotne, ale ja jeszcze wygram.
Wróciłem do domu bardzo późno, bo siedziałem jeszcze w barze.
Nie było Summer, ani Darcy. Mercedes siedziała w salonie.
- a) gdzie tam te i b) czemu nie śpisz?
- a) Zayn gdzieś je zabrał b) czekałam na Ciebie.
- Jutro je odbiorę. Fajnie, miło. Idziemy spać. Chodź.
Kiedy byliśmy w połowie schodów Summer ze śpiącą Darcy weszła do domu.
- O, i nie muszę. - poszedłem do sypialni i padłem na łóżko. Nie mam siły. Od jutra robię sobie tabliczkę "psycholog ma wolne". Usnąłem. Akurat ze snem nigdy nie miałem problemu.
Sobota! Sobota... Nareszcie. Z samego rana już nie było nikogo w domu.
Zresztą mnie też. Byłem na siłowni, zakupach z Mercedes, potem z Mercedes u fryzjera. Dopiero po obiedzie wróciliśmy do domu.
- Louis, ale zbieraj się.
- Po co?
- No przecież Harry ma przepustkę, Summer robi grilla !
- No wiem. - wzruszyłem ramionami. - Zaraz.
- Bądź dzisiaj miły. Chociaż raz.
- Zawsze jestem. - odparłem. Pojechaliśmy tam. Przywitaliśmy Harryego. Zaraz Summer się ze szczęścia posika. Darcy tuliła się do Stylesa. Jest dobrze. Rozmawiałem z Niallerem, a Mercy z Sophią.
Coś mi się robiło jak widziałem jedzenie z grilla. Odruch wymiotny
- Louis sałatki ? - Summer podeszła do mnie z miską.
- Okay - przynajmniej to można było zjeść. Ona się na serio zaraz posika z tej radości.
Pocałowałem Mercedes w skroń. Była zajęta rozmową. Wyszedłem z ogrodu. Przeszedłem przez dom, aby wyjść.
- Wujcio ?! - Darcy wdrapała się po schodach. Czy ktoś zwraca na to dziecko uwagę ?! Jasne, że nie bo państwo Styles migdalą się do siebie.
- Tak słoneczko? - wziąłem ją.
- Gdzie idzies ?
- Do pracy. Czy ty masz strój pandy? - zlustrowałem ją wzrokiem.
- Tak ! - zaklaskała w rączki i się mocno przytuliła.
- Słodka jesteś - kołysałem ją na rękach i uśpiłem.
- Louis. - jeszcze Sunny sie dojebała.  Będę miły..Będę miły. Odwróciłem się z uśmiechem.
- Tak?
- Chodź do nas. - objęła mnie w pasie i poprowadziła do ogrodu. Dlaczego ja ?!?
Oparłem się głową o drzewo. Kurwa no.
- Co się dzieje kochanie ? - Mercy podeszła do mnie i wzięła moją twarz w dłonie.
- Nic, nic. Fajne przyjęcie - uśmiechnąłem się.
- Przecież widzę Lou.. Jeju Darcy jest taka słodka.
- No jest.
- Zazdroszczę im dziecka.. - Patrzyłem na nią przez chwilę po czym wróciłem do drzewa- Chodź do stołu. Są pyszne szaszłyki.
- To jedz.
- No zjedz.
- Nie.
- Proszę
- Już jadłem.
- Sałatkę ?
- Tak.
- Whow, na bogato.
- Daj spokój. Będę chciał to będę jeść.
- Pomyśl jaki przykład Ty dajesz Darcy !
- Mała śpi. To niby jaki? Zwymiotuje to. Zjem i zwrócę. Robi ci to różnice? - Pokręciła głową i odeszła wzdłuż ogrodu. A ja w końcu mogłem wyjść. Harry mnie widział ale chyba jest na mnie obrażony.
Wsiadłem do auta i odjechałem. Tym razem wygram. No i...nic znów porażka. Wściekły wsiadłem do samochodu. To nie mój dzień. Zacząłem jeździć po Londynie. W tę i z powrotem. Jechałem na autostradzie z zawrotną prędkością. Deszcz zacinał w przednią szybę odbierając mi widoczność.
To dodawało tylko adrenaliny. Ignorowałem komórkę. Z piskiem opon w końcu zawróciłem
Stanąłem na poboczu i ukryłem twarz w dłoniach. Nie miałem siły. Do tego wszystkiego. Mercy. Harry. Summer. Ja. Każdy problem . Może coś ze mną jest nie tak ? Może więzienie mnie zmieniło.
Uderzyłem głową o kierownicę. Wysiadlem z samochodu. Wsadziłem ręce w kieszenie i w deszczu szedłem sam nie wiem gdzie. Zaraz mnie jebnie od tego głupiego telefonu.
- Halo? - wytarłem twarz ręką i odebrałem.
- Wujcio wlóć .
- Księżniczko pracuję.
- Wujcio.. - pociągnęła noskiem.
- Daj ojca.
- Co ? - Harry
- Zajmij ją czymś.
- Dzięki za ciepłe powitanie i rozjebanie imprezy Twoimi humorkami. Darcy idź do wujka Nialla, Louis jest zbyt zajęty kasynem. - po tych słowach się rozłączył
- Spierdalaj. - szedłem dalej. W końcu wróciłem do domu. Chyba była trzecia w nocy.
Mercedes nie było. Kiedy poszedłem po suche ubrania zauważyłem, że nie ma większości jej ubrań.


Czytasz - komentuj :) 

Jeżeli ktoś chce być informowany o rozdziałach to powstanie na blogu zakładka i tam wpisujcie się w komentarzach :) / Horanowa.:) 

7 czerwca 2014

Rozdział 19

- Nieźle się zaczyna.
- Jestem psem. Nawyki. Za przemoc. rodzinną przysługuje kara.
- Summer nie złożyła na mnie doniesienia więc chuja mi zrobisz.
- Jeszcze nie złożyła albo o tym nie wiesz.
- Nie złożyła i tego nie zrobi.
- Zamknij się. Ja mówię .
- To mów.
- Koniec z biciem Summer
- Coś jeszcze ?
- Zrozumiałes?
- Jak zasłuży to dostanie
- Nie no ciebie chyba pojebało.
- Być może - Summer zawolalem.
 - Harry właśnie jedzie do PRACY. - Po dwóch godzinach miałem święty spokój. On w ośrodku a ja grałem w lotto. Wróciłem do domu.
- I co ?! - Mercedes przybiegła do mnie.
- Na leczeniu.  Summer z nami zamieszka. Ta da.
- Biedna Summi.. - przytuliła się do mnie. Schowałem twarz w jej włosach.
- Tak. Biedna.
- Dziękuję Ci, że się tym zająłeś..
- Idę przywieźć je.
- Dobrze.
Wyszedłem z domu u pojechałem po dziewczyny. Znów zawiozłem je do siebie.
Summer sie nie odzywała. Ciągle trzymała przy sobie Darcy jakbym miał jej ją zabrać.
- To wy sobie tam róbcie co chcecie. Wychodzę.
- Dokąd idziesz ?
- Niee wiem.
- Ale wrócisz na noc ?
- Noo.
- uhmm.. dobrze - Wyszedłem z domu. Spacerowałem po najbliższej okolicy wdychając świeże powietrze. Jakoś trochę tego potrzebowałem. Usiadłem na ławce i zapaliłem szluga.
Podwójne oddychanie. Tak miło. Przeszedłem się jeszcze do sklepu i zrobiłem zakupy.
Nie chce wracać do domu. Tam czekają mnie kolejne problemy. Zrobiło się już ciemno. Powoli zmierzałem do domu.  Mercedes spała, ale za to Summer z Darcy na kolanach siedziała w salonie.
- Cześć. proszę królewno - dałem jej lizaka.
- Dziękuję wujcio.. - wzięła go w swoją malutką rączkę.
Pocałowałem ją w czoło, a Summer w policzek. Przytuliłem obie.
- W porządku? Będzie dobrze.
- Nic nie jest dobrze Louis. - płakała w moje ramię.
- Mała, on wróci do ciebie zdrowy. Będziecie szczęśliwi i nigdy nie usłyszysz " dostaniesz jak zasłużysz".
- A jak nie wróci ? Jak stwierdzi że mnie nie kocha i nie będzie chciał wracać ?
- Nie mów tak. jakby cię nie kochał to byście nie mieli Darcy, a to że mu się w głowie cos poprzestawiało to nie twoja wina.
- A czyja ?
 - Nie wiem słońce. - odgarnąłem jej kosmyki włosów. - Idź spać. Chodź księżniczko - wziąłem Darcey i zaniosłem do pokoju. Położyłem ją spać, a Sunny dałem sypialnię. Następnego dnia wykąpałem się i zrobiłem dziewczynom śniadanie. Pojechałem do chłopaków na spotkanie.
- Harry jest niedysponowany - powiedziałem na wejściu.
- Co ? Gdzie on jest ?
- Na leczeniu.
- Wreszcie.. - mruknął Zayn. - Zabiorę Summer i Darcy do siebie.
- Nie. Harry prosił aby były u  mnie.
- Mhm.. - wiem, że chciałby ją mieć u siebie. Wykorzystałby to, że jest zraniona , żeby się do niej zbliżyć.  Jest szują, ale co poradzić. Rozłożyli przede mną plany banku i tłumaczyli gdzie są blokady.
Nie mam ochoty na tą akcję, ale przyda się gotówka.
- Dobra, zbierać to. Widzimy się za dwa dni. - pojechałem zagrać. Ciągle miałem w głowie jedno pytanie. Dlaczego waleczna Sunny bez Harry'ego jest taka zagubiona ?
I chyba znalazłem odpowiedź. Obydwoje potrzebują siebie, bo widziałem jak wyglądał jadąc do ośrodka. Już coś się z nim działo. Może on teraz zrozumie, że ją straci ? Nie wiem. Mam nadzieję.
Rozluźniłem się w kasynie. Dobrze mi szło.  Zadowolony wróciłem do domu.
- Louis obiad.. - Mercedes zawołała mnie z kuchni.
- To jedzcie. - Podeszła do mnie.
- Masz zjeść
- Nie dziękuję.
- Dlaczego ?
- Nie lubię. Nie chcę. Nie jestem głodny.
- Nic dzisiaj nie jadłeś. Proszę zjedz.. Chociaż trochę.
- Ughh - poszedłem do kuchni.
- Darcy jadła prawie sama, a Summer grzebała widelcem w talerzu.  Usiadłem, wziąłem talerz, złapałem podbródek Sunny i ją nakarmiłem.
- Jeszcze za mamę - dałem jej ostatni widelec i odstawiłem naczynia do zmywarki.
- Chyba Ci się odwdzięczę.. - powiedziała. Droczy się. Humorek sie polepszył.
- No już, oczywiście. Darcy idziemy do ogrodu. - uff udało się. Wyszedłem z mała.
- Gdzie tatuś ? - bang. Wkopałem się.
- W pracy.
- A wujcio zostanie ?
- Tak. - zaklaskała w rączki i biegała za piłką. Kopnęła ją do mnie.  Ostrożnie jej ją podałem i tak się bawiliśmy.  Biegła do mnie, ale potknęła się o własne nóżki.
- Tylko nie płacz, bo ty twarda jesteś.
- Bam ! - zaśmiała się i wstała.
- No i to mi się podoba. - W końcu do mnie dotarła.
- Wujcio pić !
- No dobra idziemy - poszliśmy do kuchni. Weszła na kolana Summer i mocno ją przytuliła.
- A ja bam. - opowiadała jej i Mercy.
Zaśmiałem się i zjadłem kanapkę, a małej dałem sok.
Próbowała otworzyć kartonik, ale strasznie się męczyła. Summer była zajęta zabijaniem ściany wzrokiem.
- A tobie co? - pomogłem małej pytając Sunny.
- Próbuję sobie poradzić.
- Aaa ha. - Uśmiechnęła się smutno i pocałowała Darcy w tył główki.  Objąłem Mercy i pocałowałem w skroń.
- Mercedes ? Zajmiesz się jutro Darcy ? Muszę zając się firmą mojego męża.
- Jasne.
- Dziękuję.. - podała mi dziewczynkę i wyszła z kuchni.
Nastał wieczór. Kąpałem Darcey i układałem ją do snu. Potem poszedłem do swojej sypialni. Summer wzięła jakieś pigułki i spała. Wreszcie Zero płaczu i marudzenia. Opadłem na łóżko z westchnieniem przymykając oczy. Chcę spać, chcę spać... No i śpię.
Mercedes zaczęła się rano wiercić i obudziła mnie. Wstałem delikatnie, żeby chociaż ona się wyspała. Wziąłem z garderoby uniform psiaka i poszedłem do łazienki.  Najpierw prysznic potem ubranie.
Zszedlem na dół. Sunny w kuchni. Ale wygląda. Wysokie szpilki, czarna sukienka, włosy spięte w koczka i biała marynarka. Whow.
- Częeść laska.
- Mam męża. - znów się droczy.
- Ale ja powiedziałem hej dziewczyno. Języki się kłaniają
- Wybacz. Tępa jestem. - postawiła przede mną śniadanie.
- To ja idę .- zmieniłem temat i wyszedłem z domu
- Wróć.
- Miłego dnia Sunny - Wsiadłem do auta odjeżdżając. Pokazała mi środkowy palec i weszła do środka
Wywróciłem oczami i wyjechałem z posesji.
Lubię się z nią droczyć. W pracy jak zwykle zapierdol. Przyjęli mnie w ogóle bez problemu.
Sami mi to w sumie zaproponowali.  No i oczywiście, Louis nie może być od papierów. Nie, musi zapierdalać za kryminalistami. Jestem kurwa za dobry.  Po drodze z pracy, wstąpiłem do banku i wypłaciłem więcej gotówki. Już prawie byłem pod domem kiedy wyprzedził mnie duży biały samochód. Summer. No jasne, ścigaj się ze mną. Głupia Sunny. Zajechałem ją z boku i wyprzedziłem. W domu byłem pierwszy. Wysiadła z auta i podeszła do mnie roześmiana.
- Do domu - pociągnąłem ją i weszliśmy do środka. - Hej Darcy.
- Dałam Ci wygrać lamusie. - no zajebe.
- Spadaj. - klepnęła mnie w tyłek i wzięła na ręce swoją córeczkę.
- Cześć Mercy - pocałowałem ją w policzek. - Co na obiad ?
- Spaghetti. - Uśmiechnęła się do Darcy.
- Super. - wyjąłem talerze.
- Zjesz.  ? Bez walki ? - udawała szok.
- Głodny jestem.
- To też nowość. - Usiadłem do stołu jedząc. Wszystko zjadłem.
- Chcesz medal ? - Sunny jak zwykle. Zignorowałem ja. Wiedziałem że przytyje ale byłem głodny
- Wujcio.. - Darcy podeszła do mnie trąc piąstkami oczka.
- Chodź. Idziemy spać. - wziąłem ja na ręce i zaniosłem na górę. Usypia tylko komuś na rękach.
- Wujcio..
- Tak?
- A tatuś wrócił ?
- Jeszcze nie. Pojechał na dłużej.
- Nie dał mi buzi. - wtuliła się we mnie. Będziemy spać.Kołysałem ją i zasnęła. Ułożyłem ją przykrywając. Poszedłem do sypialni. Prysznic, przebranie i łóżko. Mercedes z Summer chyba kończą butelkę wina.

1 czerwca 2014

Rozdział 18

- Tak. Załatwiałem zaległe sprawy.
- Jakie ? Czemu mi nic nie powiedziałeś ?
- Myślałem, że śpisz. Oj stare sprawy. Muszę dzisiaj jechać do chłopaków. Trzymaj - podałem jej kartę. - Zawiozę cię do centrum. Przyjadę za dwie godziny.
- Umm.. No dobrze.
- No chodź. - Założyła sweterek i wyszliśmy. Zawiozłem ją do centrum i pojechałem na spotkanie.
Drzwi otworzyła mi Summer.
- Hej.
- Hej. - uciekła szybko w głąb domu.
- Już tak nie spierdalaj. Widzę, że pobita jesteś.
- Oparła się o drzwi od kuchni i spojrzała na mnie zapłakana. Rozłożyłem ręce i ją przytuliłem.  Przykro mi.
- Summer idź do kuchni. - usłyszałem głos Harry'ego gdzieś za moimi plecami, a dziewczyna zadrżała.
- Idź, bo jeszcze mocniej dostaniesz. I zamerdaj ogonem. Hał - wywróciłem oczami i poszedłem do chłopaków. Usłyszałem jeszcze krzyk Harry'ego, a potem taki charakterystyczny plask.
- Brawo, mocniej bo za słabo - odezwał się Niall chłodno.
- Jak mu nie spierdoli to uznam że pojebana jest. Nie, ona jest pojebana ciągle z nim będąc - mruknąłem. Loczek wrócił do pokoju trzymając się za policzek.
- Wooow - zagwizdałem. - Brawo Summer, wujek Lou jest z ciebie dumny! - W odpowiedzi usłyszałem trzask drzwi.
- To teraz przejdźmy do pracy - rozłożyłem plany.
- Tatuś.. - Darcy. Wyciągnął po nią ręce i mocno ja przytulił.  Oparłem głowę na ręce i czekałem, aż przedstawienie się skończy. Drama. Kłótnia małżeńska. Dramatyczna muzyka. Trzask drzwi. Muzyka zmienia się na zamarzającą krew w żyłach, a potem córka wpada w ramiona ojca.
Przypatrywałem się małej dziewczynce. Albo mam kurwa zwidy, albo ona ma siniaka na rączce.
- Co jej się stało?
- Co ? - Harry spojrzał na mnie jak na debila.
- W rękę. Wczoraj nie miała.
- Pewnie w nocy przywaliła w coś. Nawet  nie zauważyłem.
- Spoko - pokazywałem chłopakom co, gdzie i jak. - Mam nadzieję, że sobie poradzicie. Dobra, muszę jechać. W drzwiach minąłem się z Summer.  Wsiadłem do auta i odjechałem. Muszę coś zrobić z Harrym. Odebrałem Mercy z centrum
- Jak było?
- Jak to w centrum.
- Wsadzę go do ośrodka..no naprawdę.
- Co ? Co się stało?
- Harry lubi bić kobiety.
- Co ?! Uderzył Summer ?!
- Bo to raz.
- Tak mi przykro..
- Mi też.
- Możesz jej jakoś pomóc ?
- Spróbuję. - Pogłaskała mnie po ramieniu. Weszliśmy do domu. Wieczorem przygotowałem Mercy kąpiel . Sam usiadłem przed telewizorem. 22.00 Oglądałem mecz. Chcę do kasyna ! Tak mnie strasznie ciągnęło... Może jak ona zaśnie.
- Louis idziesz do łóżka ? - stanęła przede mną w piżamce w pandy.
- Tak, chodź - poszliśmy się położyć. Położyła się na mnie skutecznie unieruchamiając mnie.
- Śpij...
- A Ty ?
- Też. - Wtuliła się we mnie
- Będzie ci wygodnie tak?
- Najwygodniej.
- Jak chcesz. - Pocałowała mnie w policzek i powoli zasypiała. Bawiłem się leniwie jej włosami. Pocałowałem jej czoło i wstałem ubierając się.
- Louis. - jęknęła cicho.
- Tak?
- Gdzie idziesz ?
- Śpij mała
- Powiedz gdzie idziesz ? - usiadła na łóżku.
- Naprawić auto.
- W nocy ?
- Tak.
- Bo ?
- Bo jest zepsute.
- I musisz naprawiać je w środku nocy ?
- Tak, bo w dzień nie mam czasu.
- To ja pojadę z Tobą. - kurwa mać.
- Ja nigdzie nie jadę. Śpij - poszedłem do garażu no i coś naprawiałem. Zobaczyłem ją opartą o drzwi garażu.  Zignorowałem ją.
- Jedź już do niej. Nie musisz udawać. - i poszła. Stałem jak wryty. Poszedłem za nią.
- Do..co? Do jakiej jej?
- To ty mi powiedz.
- Ja do nikogo nie jadę - zacząłem się śmiać. - Ty myślisz, że ja mam kochankę? Czy coś ? - nie mogłem się uspokoić tak mnie rozbawiła. Wziąłem głęboki  wdech. – Nie, nie mam.
- Super.
- To o co ci chodzi? - założyłem ręce na klatkę.
- Idź.
- No ale gdzie kurwa
- Tam gdzie chciałeś iść. Bo jak na mój gust dobrego samochodu się nie naprawia.
- Ma rozładowany akumulator i na wyścig się nie nadaje.
- Jaki wyścig ?!
- No wyścigi.
- Coś jeszcze ?
- Ale co?
- Wyścigi i co jeszcze ?
- No nic.
- Jasne. - prychnęła. Wzruszyłem ramionami nie wiedząc o co tej kobiecie chodzi. Wszystko zawsze nie tak. Wróciłem do garażu. Podłączyłem akumulator, który spokojnie się ładował. Zająłem się ulepszaniem.
Pewnie powinienem teraz z nią siedzieć, przytulać ją i przepraszać. Nie jestem taki.
Nie umiem też być romantyczny. Robiłbym to na siłę. Dokręciłem jeszcze kilka śrub.
Usiadłem w ogrodzie z talią kart. Tasowałem je paląc szluga. Nie szkodzi, ze jest środek nocy.
Nie chciało mi się wchodzić do domu. Położyłem się na ławce i zasnąłem. Nie wyspałem się. Obudził mnie deszcz. Mój kochany Londyn.Poszedłem pod prysznic, a w sypialni jeszcze spała Mercy. Wyjąłem z szafy jeansy i koszulkę. Ta. Oryginalny styl, ale nie jestem tak wspaniały jak Styles.
Ubrałem to na siebie i zszedłem na dół. Chyba muszę się podlizać pani drażliwej. Zrobiłem jej śniadanie. Wystawne, żeby nie było. Za kanapki by mnie pogoniła. Jest i moja księżniczka.
- Cześć. Siadaj, jedz. Proszę.- podałem jej wszystko.
- Podlizujesz się.  ?
- Nie mam powodu.
- Dobrze wiesz, że jestem na Ciebie zła
- No cóż. Szkoda że nie znam powodu no ale dobra. Smacznego- poszedłem do kuchni.
Przyszła do mnie i się przytuliła. Jak nie wiele trzeba. Pocałowałem ją we włosy.
- Chcę, żebyś spał ze mną, a nie znikał
- Dobrze. Ławki są nie wygodne.
- I chce wiedzieć gdzie chodzisz.
- Nigdzie nie chodzę. W ogrodzie byłem.
- Nie mówię o dzisiejszej nocy.
- Dobra.
- Chodź jeść.
- Śniadanie jest dla ciebie.
- Nie zjem wszystkiego sama
- To zjesz tyle ile możesz.
- A ty nie jadłeś.
- Oj tam ja.
- Louis proszę, żebyś zjadł.
- Dobra, zjem w drodze - chwyciłem jabłko i marynarkę
- Gdzie jedziesz ?
- No Summer kazałaś mi pomóc.
- Aa.. Okej.
- Kocham cię - pocałowałem ją i wyszedłem.
Pojechałem do jebanego domu jebanych Stylesów. Dopiero z więzienia wyszedłem, a już mnie irytowali. Jak nie rozwód to bicie. Jak nie bicie to Bóg wie co jeszcze. Drzwi otworzył mi bokser.
- Hi, hey, hello. - ominąłem go i wziąłem na ręce Darcy.
- Wujcio !  - przytuliła się do mnie.
- No hej. Powiedz mi słonce gdzie mama.
- Tu ! - pokazała paluszkiem na kuchnię.
- Dziękuję. Leć się baw - poszedłem do pomieszczenia i zamknąłem drzwi na klucz. - Hej Summer.
- Hej Louis. - szykowała jedzenie.
- Wszystko dobrze? Jak zdrowie?
- Normalnie, a jak ma być ?
- Z grzeczności pytam. Wczoraj mi ryczałaś, że pobita jesteś.
- Trzeba twardym być.. - spojrzała na mnie.. uuu ale limo.
- uuu chyba mu wjebie - usiadłem. - Robisz za ścianę czy za worek? Na żonę nie wyglądasz.
- Jestem jego żoną.
- No chyba w bajce. - To jest tak Summer chcę seksu. Summer idzie do niego. Summer masz zrobić to, Summer to robi. Coś mi się nie podoba a no to ci wpierdole.
- Po co przyszedłeś Louis ?
- Pomyślałem sobie że jesteś mądra i zgodzisz się na jedną z moich propozycji. Harry jedzie na leczenie lub Harry jedzie na leczenie.
- Lub.
- Wymieniłem aż dwie.
- Nie pozwolę zabrać nigdzie Harry'ego.
- Czyli idiotka z ciebie.
- Dzięki.
- Podziękuj jak cię znów uderzy.
- Uderzy czy nie. Co za różnica.
- Nie osłabiaj mnie. Taka że jeśli jesteś jego żoną, chociaż moim zdaniem to ci trochę brakuje do tego, to nie ma prawa cię uderzyć.
- Może powiedz to jemu, a nie mnie.
- Chwila, chwila Summer. To ty powiedziałaś że nigdzie go nie puścisz.
- Bo myślę o Darcy. Porozmawiaj z nim.
- Jeszcze jedno. Jak by tam pojechał to zamieszkałabyś z nami.
- A co powiem Darcy ? " Twój tatuś mnie bije i wysłałam go na leczenie " ?
- Nie. - popatrzyłem na nią głupio. - Pracuje. - wziąłem śniadanie, otworzyłem drzwi, podałem talerze Harry’emu i zamknąłem drzwi. - To dobre wyjście.
- Spróbuj z nim pogadać na spokojnie. Może zrozumie.
- Nie zrozumie. Ciota jest. Myśli że jak w gangu jest to i w domu może rządzić
- Proszę spróbuj.. - szepnęła prawie płacząc.
- Summer spróbuje. Ale jedną rzecz musisz mi obiecać .
- Jaką ?
- Samoobrona dla kobiet.
- Przestań Louis. Dobrze wiesz, że umiem się bić.
- Ale tak. Bardziej .
- Nie uderzę go. Nie umiem.
- A on ciebie umie.
- Ale ja go kocham.
- I wyszło że on ciebie nie. Patrz do czego doszliśmy - wyszedłem z kuchni.
Harry bawił się z Darcy w salonie.
- Styles.
- Hmm ? - spojrzał na mnie.
- Kazanie Ci będę robił.
- Super. - Głaskał delikatnie Darcy po policzkach.
- Z łaski swojej dziecko oddaj matce.
- Darcy jest moim dzieckiem i jej miejsce jest przy mnie.
Wziąłem Darcy, zaniosłem Summer i wróciłem.
- A co to było ? - spojrzał na mnie jak na debila.
- Siad. - popchnąłem go na krzesło.