- A tam? -
wskazała paluszkiem na łóżko.
- Tam też
nie.
- A gdzie
tatuś ?
- Tatuś
bardzo zmęczony śpi
- A ja chcę
do taty. - Kucnąłem.
- Kochasz
tatusia i chcesz, żeby się z tobą bawił?
- Tak !
- To musisz
dać mu odpocząć.
- A ja co
mam robić bez tatusia ?
- Spać.
- Ale ja już
nie chcę. Kolację
chcę !
- Dobrze,
chodź - złapałem jej rączkę i sprowadziłem na dół. Śpiewała coś
wesoło maszerując ze mną.
Dobrze ją
widzieć taką ucieszoną. Zrobiliśmy jedzenie. Nakarmiłem młodą. A potem
Miki.
- TATA ! -
zeskoczyła mi z kolan i pobiegła do Harry'ego.
- Chodź Mikayla idziemy. - Wyciągnęła
do mnie rączki zmęczona. Pożegnaliśmy
się i pojechaliśmy do domu. Mercy
jeszcze nie było. Wziąłem
malutką i poszedłem ją wykąpać. Ochlapała
mnie i pół łazienki.
- Mała -
zaśmiałem się. Posprzątałem gdy ją uśpiłem. Jest po 23,
a Mercedes jak nie było tak nie ma. Wziąłem
telefon i zadzwoniłem do niej. Nie
odebrała. Zadzwoniłem
do Lellie.
- Louis jak
dobrze, że dzwonisz !
- Co się
dzieje ?
- Mercy jest
kompletnie zalana.
- Eh, gdzie
wy jesteście? - Podała mi
nazwę baru i w skrócie jak tam dojechać. Wziąłem
kluczyki i pojechałem po nią. Lell i Soph
siedziały z nią na ławce.
- Idziemy do
domu - wziąłem ją n ręce. - Chodźcie dziewczyny.
- My czekamy
na Liama.
- Dobra. -
poszedłem do auta. Jestem na
nią zły. Musiałem
zostawić dziecko same. Położyłem ją do łóżka i sam spałem na kanapie. Chyba ją
opierdolę. Albo mam
lepszy pomysł...Rano nie zamieniam z nią ani słowa.
Biedna Miki.
Gdyby obudziła się jak mnie nie było to nie chcę wiedzieć co by się stało.Wściekły
zabrałem córkę do pracy. Siedziała na biurku gdy przesłuchiwałem.
- Tato.. -
ciągle mi przeszkadzała.
- Czekaj
skarbie.
- Ale tato..
- Co
księżniczko?
- Siku.
- Chodź-
wziąłem ją na ręce i poszliśmy do łazienki. Śpiewała
wesoło.
- Jeść? Pić
?
- Siku !
- Ale oprócz
tego.
- Pić !
- Ale nie
krzycz - posadziłem ją na toalecie.
- Dobze -
ojcostwo z jednej strony to chujowa i obrzydliwa sprawa. Ale nie
zamieniłbym się. Dzięki niej mam powód do uśmiechu. Trzeba by
się do matki odezwać. Po pracy gdy
wracaliśmy do domu zadzwoniłem do niej.
- Louis ?
- Nie.
Edward Cullen.
- Nie tym
tonem.
- Grzeczny
ton.
- Mam
nadzieję. Wyszedłeś ?!
- Dawnoo.
- Dlaczego
się nie odezwałeś ?!
- Nie drzyj
się do tego telefonu.
- CO ?! - Jajco.
Pomyślałem. Wywróciłem oczami.
- Nic.
-
Przyjedziesz ?!
- Ogłuchne!
- Wcale Cie
nie słyszę Louis !
- Przyjadę.
Jutro .
- To dobrze
! - Zajebiście.
Pożegnałem się i rozłączyłem.
- Tata !
- Słucham.
- Piesek. -
zaklaskała w rączki wesoło
- A Dalcy ma
psa.
- No to
super. Nie musisz mieć wszystkiego co ona.
- Ale tato..
- Ty możesz
mieć rybki.
- Chce
pieska.
- Nie możesz
mieć pieska.
- Bo Ty
bardziej lubis Dalcy !
- Wcale nie.
Ciebie kocham najmocniej.
- A
pojedziemy do Dalcy ?
- Wczoraj
byliśmy. - wyjalem ją z fotelika. - Dobra pojedziemy. Jak chcesz to możemy
zabrać ją do nas.
- Nie bo
Dalcy ma pieska !
- Ale on
nawet nie jest żywy! Tylko mechaniczny - Harry czasem dobrze myśli. Darcy ma
zabawę, a nie ma obowiązków przy tym.
- Wcale nie. - Postawiłem
ją w salonie w domu. Mercedes
leżała ledwo żywa na kanapie.
- Zjemy
obiadek i pojedziemy dobrze?
- Tak
tatusiu. - Wziąłem ją do
kuchni. W pośpiechu zrobiłem coś do jedzenia. Jadła
grzecznie Skończyłem
karmienie. Mercedes rzuciłem tabletki na kaca i wyszliśmy. Taki wkurwiony nadal
byłem. Chyba muszę
ją nauczyć pewnych zasad bo do cholery jasnej mamy dziecko. Zatrzymalem
samochód pod domem Stylesów. Wziąłem córkę i zapukalem.
- Zobacz kto
przyszedł.. - Harry z Darcy na rękach otworzyli nam drzwi. Garnitur. Dopiero
wrócił.
-
Dalcy!
- Miki! -
puściliśmy je. Pobiegły się bawić.
- Chodź.
Summi nie ma.
- To dobrze
bo mam dosyć bab. Z całym
szacunkiem do Summer.
- Co się
stało ? - zrobił kawę.
- Weź się
przebierz bo mam wrażenie że rozmawiam z prezydentem - mruknąłem chociaż sam
byłem ubrany w mundur. Zdjął
marynarkę i krawat, a koszulę rozpiął.
- Kobieta.
Jak kobieta może się zalać gorzej niż facet. Weź mi to wytłumacz, bo kurwa nie
rozumiem. Za głupi jestem.
- Nie wiem
stary. Moja Baby nie pije.
- Jest w
ciąży.
- Louis ona
ogólnie nie pije. Czasami drinka, albo piwo. Zależy od tego jak ją ustawisz.
- Nie każdy
jest taki sam.
- Chodziło
mi o to, że ona musi wiedzieć gdzie są twoje granice wytrzymałości
- No tak ale
Harry ja jak się wkurwiam to tylko krzyczę. Albo się do niej nie odzywam.
Lepsze to niż narkotyki.
- Czy to
aluzja do Summer ?
- Pff. Nie
oto chodzi. Jest między nami różnica. Ja jej pozwalam na wszystko, ale ona robi
to odpowiedzialnie. Ty ustalasz co może a czego nie. Decydujesz za nią.
- Bo ja wiem
co jest dla niej najlepsze Louis.
- Można o
tym dyskutować. Nie można komuś życia ustawiać. Kac to najlepsza kara wracając
do tematu. - wypiłem kawę. - Tyle że ja
śpię na kanapie - jęknąłem bo po tej nocy wszystko mnie bolało.
- Masz pokój
gościnny..
- Bez łóżka.
Zepsuło się od skakania Mikayli. - mruknąłem. - Ja wiem. Księdzem zostanę. Będę
mieć święty spokój. Po części i tak praktykuję jak ksiądz.
- Daj spokój
Louis. Zawsze możesz przyjechać tutaj.- Darcy wpadła do kuchni.
- No i
zostawię Mercy samą. - wziąłem małą na ręce i poszedłem do salonu układaliśmy we czwórkę puzzle.
- Jestem ! -
Summer i jej brzuch weszli do salonu.
- Cześć
słoneczko - pocałowałem jej policzek.
- Hej Louis.
- Mogę wam
zostawić Miki?
- Jasne. -
Sunny uśmiechnęła się do mnie.
- Dzięki -
wyszedłem i pojechałem. Najpierw do kasyna potem na wyścigi. Zmęczony wróciłem
oo kilku godzinach po córkę. Spała u Harry'ego
na kolanach. Wziąłem moją
królewne podając przyjacielowi rękę.
- Dzięki.
- Nie ma za
co.
- Ja to
chyba Mercedes do ciebie przyśle żeby ją przeświecil.
- Tak się
nie da Lou. Musisz sam ją opierdolić.
- No żartuję.- Uśmiechnął
się Wróciliśmy
do domu .od razu małą położyłem do łóżka. Mercedes
spała w naszej sypialni. Poszedłem
wziąć prysznic. W samych
bokserkach poszedłem do sypialni. Nie będę
spał na kanapie. Położyłem się do łóżka. Od razu się
do mnie przytuliła. Nie objąłem
jej. Zamknąłem oczy i zasnąłem.